Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2013, 11:39   #7
Tohma
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Niedowierzanie. Triel nigdy by się do tego nie przyznał, zwłaszcza przed nowymi kompanami, ale nawet po wyjściu z karczmy, gdy wiedział już, że jest zatrudniony, nie mógł pozbyć się tej myśli, że jednak w tym tłumie chętnych oblegających strzałę jeszcze minuty temu, był ktoś bardziej doświadczony. Ktoś bardziej pasujący do tej misji. Z irytacją przeczesał palcami krótkie włosy, by odgonić denerwujące wątpliwości. Był tutaj i niezależnie od tego, co mogliby pomyśleć sobie inni, to on został wybrany z pośród tej bandy i to on miał właśnie rozpocząć coś, co mieniło się jako przygoda życia.
„Po kolacji spotkamy się jeszcze, by przekazać wam szczegóły waszego zlecenia.” – słowa Houruna brzęczały mu w pamięci, gdy przeskakiwał spojrzeniem po garstce szczęśliwców, którym udało się przejść rekrutację.
Sam nie orientował się w Uran wystarczająco dobrze, a nie miał zamiaru spóźniać się przez to, ze nieopacznie pomylił się w drodze powrotnej. Nie potrzebował robić jakiś ostatnich zakupów, wszystko, czego potrzebował, miał ze sobą.
Nikt nie wydawał się specjalnie skory do rozmowy, wszyscy pogrążeni we własnych myślach, postanowił jednak zabrać głos i niejako przełamać tę niewdzięczną barierę nieufności przed, póki co, obcymi sobie mężczyznami.
- A więc… jakie macie plany? Może wypijemy coś razem – tu wskazał kciukiem na drzwi dopiero co opuszczonej karczmy. – A może któryś z was ma lepszy pomysł? – Po chwili, przypomniawszy sobie, że pominął grzeczności, zreflektował się i przesunął wzrokiem po każdym, mówiąc:
- Jestem Triel i liczę na owocną współpracę. – „Brzmię jak niewychędożona dziewica, cholera.” .

Jargo wyszedł na spokojnie, zaczerpnąć świeżego powietrza,lość i ludzi, którzy próbowali się podjąć roboty była zatrważająco duża. Trzy czwarte wyglądało, jakby jedynym celem było ruszeniem z grupą i poderżnięcie im gardeł na pierwszym postoju oraz pozbawienie sakiewek. Zero godności, takie rzeczy robiło się tylko z trupami, które nie były pracodawcami, lub pracodawcami, którzy za długo czekali z wypłatą. Zagadnięty przez Triela, jak się przedstawił, zmierzył go wzrokiem od stóp do głów. Nie do końca jak człowieka, a bardziej jak jeszcze chodzący kawał mięsa.
- Jargo, mam nadzieję że nie wykitujesz za szybko. No ale gdyby co, mam łopatę na wozie. - Odparł na plątane powitanie, współpracownika.
- Widzę, że nawet zatrudnili grabarza. - Skwitował wzmiankę o łopacie, kiedy podszedł do dwóch mężczyzn. - Zwą mnie Gahnawek. - Łowca przywitał się z najemnikami i przeszedł do rzeczy. - Któryś z was może miejscowy, albo przynajmniej wiecie gdzie można kupić porządne rzeczy i nie przepłacić? - Spytał nowych kompanów, nie za bardzo będąc jednak przekonany czy można im ufać.
Triel odchrząknął cicho, nie za bardzo wiedząc jak inaczej zareagować na wypowiedź Jarga. Postanowił skupić się na pytaniu Gahnaweka. “Co za osobliwe imię.”:
- Nie mam pojęcia, nie za bardzo orientuję się w Uran. - Rozejrzał się wokół ciekawskim spojrzeniem. - Ale jeśli nie oddalisz się zbytnio to nie powinieneś mieć problemów z powrotem tutaj.
- Zależy co porządnego chcesz kupić. Skóry, miecze, zapasy na drogę, ciepły koc, flaszkę zcanej gorzałki? Ewentualnie jakies świecidełko… Nie, to raczej nie to. Dwie ulice stąd powinny być jeszcze jakieś kantory otwarte, tylko nie wiem jak długo. - Spojrzał na Gahnawka równie dokładnie jak poprzednio na rudzielca, zdecydowanie tego najłatwiej byłoby po prostu zdzielić morgenszternem w podbródek.

Otrząsnął się nieco, przypominając że nie jest jeszcze na wojnie a to ma być jego towarzysz broni. - Nie jestem grabarzem, po prostu jakoś zawsze jak sie jedzie na takie wypady, prędzej czy później trzeba kogoś pogrzebać. - Wzruszył ramionami i wyciągnął niedużą metalową flaszkę. - Łyka? - Zapytał i zanim ktoś zdążył odpowiedzieć, sam zdrowo pociągnął.
- Obym oszczędził ci machania szpadlem. - Gahnawek wzniósł niezbyt wyszukany toast i przechylił flaszkę.
- Za naszą małą kompanię - rzucił Triel. Wyszczerzył zęby i pociągnął spory haust trunku od razu czując przyjemne palenie w gardle. - Coś mało tego będzie, jak na nas troje także ponawiam propozycję przejścia do Strzały. A jeśli rzeczywiście tak Ci śpieszno na te zakupy to możemy poczekać w środku. Lepsze to, niż stać przed wejściem jak te słupy. - Jeszcze jeden mały łyk i oddał prawie pustą flaszkę właścicielowi wyczekując decyzji.
Najemnik zachlupotał ostatkiem kropelek w środku, faktycznie trzeba było uzupełnić zapas, nie tylko we flaszce ale i w żołądku. - Niech będzie, posmakujmy jak piecze porządna jabłkowa brandy. Może to ostatnia porządna okazja zanim cała robota się skończy. - Mruknął Fern i ruszył do karczmy, przytrzymał nawet pozostałym drzwi. - Dzban jabłkowej! - Rzucił karczemnej dziewce od wejścia.
Rudy zrobił krok w stronę wejścia, ale przystanął i zwrócił się w stronę Gahnaweka: - Idziesz?

Gahnawek spojrzał w kierunku kantoru, o którym powiedział mu Jargo. Miał zamiar uzupełnić braki w ekwipunku jak najszybciej, ale poranne zakupy miały jedną zaletę, która przekonała go do zmiany decyzji. Dzisiejszego wieczora nie musiał się martwić, że jakiś podejrzany typ (nie brakowało akurat takich w okolicy) ogołoci go z dobytku. Mieszek z złotem łatwiej przypilnować.
- Jutro też sklepy powinny być otwarte, więc dzisiaj można spróbować tej jabłkowej. - Odparł rudzielcowi i ruszył z powrotem karczmy.
- Nie żebym Cię zniechęcał, ale pamiętaj że rano wyruszamy. - Zauważył Triel po tym jak już weszli do głównej izby Strzały. - Ale spokojna głowa, postaraj się tylko nie przesadzić z trunkiem. - Zaśmiał się krótko i skierował w stronę stolika, który zajął Jargo.
- No dobrze, skoro mamy razem pracować, to na czym się który zna, zaoszczędzimy sobie kłopotów a może i jeden drugiemu przypadkiem dupsko uratuje. - Powiedział odbierając od dziewki dzban i wciskając jej srebro do rąk.
Na wzmiankę o ratowaniu czyjejś dupy Gahnawek uśmiechnął się nieznacznie. Patrząc na ludzi, z którymi przyszło mu pracować jakoś nie wierzył, że będą nadstawiać za niego swoją rzyć. Sam z resztą miał podobnie, ale z drugiej strony za coś dostał zaliczkę.
- Idąc za mną możesz być pewny, że w lesie się nie zgubisz. A jak na coś byśmy się natknęli. - Przerwał na moment i pokazał na lotki wystające z kołczanu. - Możesz liczyć, że któraś dosięgnie celu.
Triel roześmał się szczerze, humor wyjątkowo mu dopisywał. Spodziewał się raczej ponurych mruczków za towarzyszy, a tutaj - niespodzianka.
- Sam trochę strzelam z łuku, więc możesz mnie poduczyć na dniach. - Zaśmiał się ponownie, odkaszlując piekący w gardło trunek: - A tak na poważnie, trzymajcie się swoich sakiewek panowie, bo mogę was ich pozbawić w chwili nieuwagi. Odruch mimowolny, ma się rozumieć! - Wyszczerzył zęby i wrócił do picia.
Jargo odstawił kubek i splótł dłonie pod brodą. Starał się nie patrzeć na Triela jak na idiotę, prawie mu się udało, Gahnawek miał może i potencjał, ale to musiało się okazać dopiero.
- Naprawdę wydarłeś sie na pół karczmy o tym, że rzezasz mieszki żeby za
robić na chleb?
- Zawiesił na chwilę głos w powietrzu, był pod wrażeniem i to niemałym. - Mam nadzieję że będziesz pamiętać, żeby mojego nie brać przy okazji, bo cię przypadkiem mogę po głowie zdzielić. - Uśmiechnął się paskudnie.
- Łopatą? - Spytał z uśmiechem na twarzy Gahnawek, popijając przy tym jabłkową brandy, która wyraźnie przypadła do gustu.
Nawet niewyszukane komentarze Jarga nie mogły zepsuć jego humoru i cały czas uśmiechając się lekko,Triel zwrócił się do mężczyzny: - Rozejrzyj się, czy naprawdę widzisz w tej bandzie opijów potencjalnych wrogów, którzy oburzyliby się za mój niewinny komentarz? - Przewrócił oczami. - A może powiesz nam, czym Ty się zajmujesz? Oprócz wymachiwania łopatą na prawo i lewo.
- Wymachiwaniem czymkolwiek, co potrafi skrzywdzić człowieka i nie tylko z prawa na lewo i w górę i w dół. Jestem najemnikiem. Niewinny komentarz to jedno, przeczuleni na punkcie prawa to drugie. - Wzruszył ramionami wojownik.
- Fiu, fiu - zagwizdał łotrzyk. - Człowiek wielu talentów.
- A jak! To są doskonałe talenta. - Odparł rudemu rzezimieszkowi.
- I mogą się przydać. Ale co tam, może wiecie coś na temat ludzi, którzy na wynajęli. Siedząc cały dzień w karczmie, można się dużo nasłuchać o jakiś z bohaterach z Pyłów, ale niewiele mi to mówi. - Gahnawek będąc raptem od kilku miesięcy w Królestwie nie był dobrze zorientowany w tutejszych plotkach i ploteczkach.
- Podobno płacą, i to z zaliczką. Tyle mi starczy. -Odparł na pytanie najemnik.
- Płacić mogą, ale jak w jakieś gówno nas wpakują, to złoto może nie wystarczyć. - Przemytnik zdawał sobie sprawę, że wyprawa na północ w obliczu najazdu orków może okazać się nie lada wyzwaniem.
- Jeśli płacą i dają zaliczkę, to można sie spodziewać sporego gówna. Zresztą to tak jak z życiem, dostajesz cukierki tylko wtedy, kiedy za rogiem czeka ktoś, kto je ma zamiar zabrać. - Podniósł kubek do góry i wychylił nieco trunku.
- Heh, cukiereczki powiadasz. - “Rębajło-filozof osobliwe połączenie.” Łowca podrapał się po brodzie. - Nie wiem, może i masz racje, za to pewny jestem, że muszę teraz na stronę. - Wstał od stołu i ruszył w kierunku wyjścia.
Triel dopił szybko ostatni łyk swojej kolejki po czym zagapił się głupawo na dno naczynia. “Chyba czas trochę przystopować.” Odłożył ostrożnie szklanicę na lekko zabrudzony stół i rozejrzał się otwarcie dookoła.
- Ciekawe co dokładnie kryje się pod “po kolacji”. Mieliśmy się wtedy jeszcze zobaczyć i omówić jakieś szczegóły… - rzucił w powietrze, patrząc kątem oka na brodatego najemnika.
- Pewnie jak zjedzą, ewentualnie jak my zjemy. - Jargo złapał przechodzącą służącą za rękę. - Co macie tu zjadliwego złociutka poza wczorajszym gulaszem? - Uśmiechnął się w swojej opinii czarująco, co nie zawsze budziło zamierzone reakcje u innych.

Albriecht odczekał chwilę, pragnąc zaznać chwili samotności i zebrać myśli, i ruszył za towarzyszami. Pierwszy etap właśnie się zakończył - został wynajęty, jednak pomimo tego, iż konkurencja była naprawdę liczna, w jego mniemaniu był po prostu najlepszą osobą do tego zadania. Żadna siła nie mogła się równać z umiejętnościami wyszkolonego paladyna, a on był napędzany czymś więcej niż tylko zemstą… Chociaż to ostatnie niezbyt pasowało do funkcji rycerza Torma.
Niechętnie podszedł do nowych towarzyszy - nie znał tych ludzi i nic o nich nie wiedział, a na jego szacunek trzeba było mocno zapracować. Niestety zanosiło się na to, iż powodzenie misji i życie wszystkich będzie uzależnione od ich współpracy.
Skłonił lekko głowę i rozpoczął sztywną formułkę.
- Witajcie, nazywam się Albriecht i… - Do jego nosa dotarł charakterystyczny zapach alkoholu. W dodatku taniego. - I widzę, że nie próżnowaliście…
Triel parsknął cicho pod nosem widząc wymianę zdań pomiędzy Jargiem i pomocnicą. Ktoś powinien dać mu jakieś lekcje z interakcji międzyludzkich. Tok jego myśli przerwało jednak nagłe pojawienie się Albriechta. Łotrzyk już wcześniej zauważył mężczyznę, który nie specjalnie wykazywał chęć socjalizowania się z nimi. Gdy podawał swoje imię miał taką minę jakby patrzył na jakiś brud, a nie przyszłych kompanów.
- Jestem Triel. A ten tutaj przystojniaczek to Jargo - powiedział i wskazał kciukiem na brodacza, który ledwie łypnął okiem w stronę paladyna. - Hmm, niepijący? - Triel uniósł brwi i spojrzał sugestywnie na nowego.
Paladyn skłonił lekko głową w geście przywitania.
- Nie szczególnie… Tam skąd pochodzę uczono raczej wstrzemięźliwości… Chyba we wszystkim. - Zamilkł na chwilę i postanowił przerwać ciszę i podjąć rozmowę. - A was… Panowie… Co tutaj sprowadza?
- Jak to co? Słyszeliśmy, że można pomóc paladynowi w potrzebie to i jesteśmy. A że sakiewka pusta to druga sprawa. - Odpowiedział wesołym tonem wracający z dworu łowca, przysiadając się ponownie do kompanów. Widząc okutego w zbroję młodzieńca, domyślił się, że to czwarty śmiałek wybrany przez “Bohaterów”.
- Zew przygody wzywa ot co! Ja tam słyszałem coś o hordach orków, ale kto wie co koniec końców tam napotkamy - rzucił Triel. - Więc to wszyscy? Jest nas czworo? Hm, wydawało mi się, że zatrudnią więcej. - Drapał się po skroni myśląc głośno.
- Najwyraźniej inni, którzy by się nadawali do tej roboty, albo dawno już zostali wcieleni do armii, albo mają więcej oleju w głowie od nas. Nie pchają dobrowolnie własnego łba pod topór orka. - Mówiąc te słowa przemytnik zaczął się zastanawiać czy sam na siebie nie podpisuje wyroku śmierci.
- Nie należy nikogo winić… Nie każdy jest w stanie podjąć rękawicę, chociaż każdy powinien wiedzieć co należy zrobić, kiedy nastanie czas na niego…
Jargo podniósł się znad talerza z gulaszem, dziwnym trafem niczego innego nie było przynajmniej dla niego, nie miał zamiaru wnikać co tak naprawdę w nim pływało, smakowało jak mięso.
- Kiedy będziesz wiedzieć że jest właśnie twój czas? - Przyjrzał się dokładnie świętoszkowi, kompania na wyprawę ewidentnie dla niego sparszywiała.
- To się czuje… Ty również się dowiesz, kiedy przyjdzie na ciebie czas - Powiedział ponuro.
- Się czuje? Kiedyś poczułem że już czas przejść na emeryturę. Nie wyszło, to chyba nie był mój czas. - Odparł grzebiąc paznokciem między zębami, próbując wyciągnąć stamtąd kawałek mięsa.

Gdy obiad w końcu nadszedł. Triel zadowolił się talerzem świeżo wyglądających owoców. Nigdy nie był specjalnie żarłoczny, a dwa posiłki spokojnie wystarczały mu na cały dzień. Odbijało się to na jego budowie, gdyż masą, a pewnie i siłą, nie dorównywał kompanom. Cóż, pocieszał się tym, że nadrabiał w innych talentach. Był pewny, że mógłby ograbić każdego z siedzących przy stole bez większego problemu i uciec stąd zapominając o przydzielonej misji. Nie tego jednak pragnął i szybko odrzucił tę iście diabelską pokusę.
Milczał, żując soczysty owoc i powoli przesuwając wzrokiem po twarzach zebranych.
- Co się tak przyglądasz? - Łowca zapytał wprost Triela. - Jeszcze tyle nie wypiłem, żebyś zwędził mi zaliczkę. Musisz jeszcze trochę poczekać, albo rozejrzyj się gdzie indziej. - Uśmiechnął się i przechylił kubek z brandy.
Rudzielec roześmiał się w głos i odpowiedział: - Aż tak łatwo odgadnąć me myśli? - Ponownie wyszczerzył zęby w pełnym uśmiechu. - Ale nie martw się! Postanowiłem, że póki co ręce mam przy sobie.
- Póki co. - Łowca zaśmiał się głośno i upewnił się, czy oby na pewno ma przy sobie pieniądze. - Przynajmniej nie obiecujesz niemożliwego.
Triel tylko mrugnął zadowolony, nie chcąc mydlić oczu towarzyszowi i rozparł się wygodniej na krześle.
- Od tego gadania zgłodniałem. Idę coś zamówić. - Gahnawekowi nie chciało się czekać na dziewkę, którą wyraźnie nie radziła sobie z natłokiem gości. Poszedł prosto do lady, żeby zamówić coś u karczmarza.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Tohma : 30-08-2013 o 13:09.
Tohma jest offline