Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2013, 12:44   #8
Lakatos
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Post wspólny

Srebrna Strzała nie była najlepszą karczmą. Nie była również najładniejszą. Ale miała jeden niezaprzeczalny fakt. Była blisko.
Elaine sączyła właśnie powoli wino z wodą z sporego kubka pozostałego z ściętego rogu. Jej uwaga była skupiona na notatkach jakie znajdowały się przed nią na stole, niedaleko cynowego talerza z nie dojedzoną połówka przepieczonego na wiór kurczaka.
Nie wszystkie traktaty jakie ją interesowały udało jej się skopiować, ale miała za to kilka niezłych kopii map. Szkoda, że magowie mieli jakąś niewytłumaczalną dla niej manię prześladowczą, która na prawie każde jej pytanie kazała im odpowiadać: “Proszę się tym nie interesować!”.
Ale te zapiski dotyczące pojawienia się 250 lat temu na ziemiach obecnych Królestw wysłanników Baatoru były naprawdę ciekawe. Co prawda nie spodziewała się spotkać tu notatek pisanych tym językiem, ale zawsze lubiła niespodzianki. Ciekawa była ilu magów zdawało sobie sprawę co naprawdę zawierał ten pergamin.
Co chwilkę jej skupienie zakłócały wybuchy śmiechu lub głośne przekleństwa. Dzisiejszego wieczoru było tu sporo ludzi i nie tylko ludzi. Właśnie kątem oka dostrzegła niziołkę o dość ekscentrycznym wyglądzie rozmawiająca z półelfką. Wchodząc do karczmy minęła miejscowych bohaterów. Bohaterowie z Pyłów. Tak, na ich temat już ma notatki, nawet kilka ciekawych pomysłów jak je wykorzystać…
To chyba właśnie owi bohaterowie byli powodem zamieszania. Tak, prawdopodobne, ale wracając do wysłanników Baatoru…
W karczmie brakowało jej jednego. Muzyki. Nawet jeśli był tu jakiś bard, to nie było go widać ani słychać. Paznokciami lewej dłoni wystukiwała bezwiednie rytm melodii, jaka cichutko brzmiała jej w głowie. Na czystej karcie zaczęła notować szczegóły melodii płynące w jej umyśle.

Z lektury jakże ciekawych zapisków wyrwał ją Gahnawek, który popchnięty przez krasnoluda runął jak długi na podłogę tuż pod jej nogi. Nic by w tym może nie było strasznego dla Elaine gdyby nie fakt, że niesiony przez przemytnika gorący gulasz zamiast być w misce, wylądował na stole, zalewając całkowicie poczynione przez nią notatki.
Łowca szybko otrząsnął się po niespodziewanym upadku i stanął z powrotem na nogi. Widząc zrobiony przez siebie bajzel na stole i zaskoczony wyraz twarzy nieznajomej (skądinąd niezwykle urodziwej), wysilił się na krótkie. - Wybacz. - A następnie odwrócił się do winowajcy całego zajścia, który z trudem podniósł się z klęczek.
- Do kaduka! - Wywrzeszczał w stronę mocno wstawionego brodacza. - Nie umiesz usiedzieć na stołku chędożony krasnoludzie?! - Ryknął, nie zważając na trzech jego pobratymców siedzących przy stole.

Elaine z niedowierzaniem spojrzała na świeżo zapisaną kartę pokrytą jakąś mięsopodobna breją w jakiej rozpoznała gulasz. Prawdziwym szczęściem była fakt, iż jedyne co zostało na stole to pokryte zapisami melodii poszczególnych instrumentów i rozpisanymi partiami wokalu papier i obłożony drewnem grafit. Sprawca całego zamieszania coś burknął w jej stronę, i zanim zdążyła nawet spojrzeć kto zaczął, najwyraźniej gulaszowy agresor postanowił rozpocząć burdę a krasnoludami. Elaine przez skrawek płótna jakim najczęściej czyściła palce z węglowego pyłu wyjęła z brei rysik wiedząc, że zapis muzyczny nie ma szans na ocalenie.
Burda w karczmie i gulasz. A można było jeszcze pomęczyć magów.

- Żebym ja ciebie - hep! - nie wychędożył, knypku! - mocno uchwycił się stołu i z niejakim trudem spojrzał Gahnawekowi w oczy. Jego kompani podnieśli się z groźnymi pomrukami. Karczmarz westchnął z miną człowieka, który wszystko już w życiu widział ,potrafi przewidzieć rozwój wypadków i darzy głębokim podziwem własną przenikliwość, po czym skinął na posłańca, który pędem wybiegł z karczmy.
- Haha, patrzcie go jaki chojrak! Opoju ty ledwo trzymasz się na nogach. - Łowca popchnął lekko krasnoluda, chcąc potwierdzić swoje słowa. - Lepiej przeproś panią i wracaj do domu chędożyć swoją żonę, bo słyszałem, że nie wystarcza jej już twoja kuśka. - Gahnawek wiedząc jak krasnoludy są wyczulone na temat swoich kobiet, nie przepuścił okazji, żeby pokpić z brodacza.

Słysząc rozgardiasz i niecenzuralne wyzwiska Triel skierował spojrzenie w stronę burdy i jakież było jego zdziwienie widząc Gahnaweka, który dopiero co wstał od stołu, rzucającego inwektywy w kierunku jakiegoś przypadkowego krasnoluda. „Ciekawe o co poszło” – pomyślał po czym obrócił się w krześle tak, by mieć lepszy widok na całe widowisko. Kątem oka widział jak towarzysze krasnoluda, wszyscy nie pierwszej trzeźwości, próbowali wstać i pomóc kompanowi.
- Szykuje się bitka – wymruczał cicho pod nosem mimowolnie gładząc rękojeści sztyletów bezpiecznie umiejscowionych u pasa złodzieja.

[MEDIA]http://th04.deviantart.net/fs36/PRE/f/2008/243/5/4/548c06b07fa745ec8bbfcf01beee89e0.jpg[/MEDIA]

Elaine wrzuciła szmatkę wraz z zawiniętym rysikiem do sakwy, sprawdziła czy tubus jest zamknięty i skierowała się w bezpieczniejszy fragment karczmy zanim rozróba zacznie się na całego. Stanęła w pobliżu owej ciekawie wyglądającej niziołki i indagowanej przez nią pólelfki. Obie stały w rogu i zdawały się zbytnio nie przejmować zaistniałą sytuacją.

Tymczasem krasnolud pewnie by i chciał coś odpowiedzieć, ale na tak jawną bezczelność Gahnaweka po prostu wmurowało go w ziemię. Poczerwieniał jak burak, i rzucił o podłogę trzymanym w ręku kuflem. Cynowy brzęk skupił uwagę całej karczmy na zbiegowisku.
- Jak śmiesz, ty podmroczny smrodzie z zasranej rzyci goblina !!!! - ryknął, już całkiem trzeźwym głosem, rzucając się do krótkiej szarży w kierunku łowcy. Na szczęście alkohol zrobił swoje i brodacz nie był tak sprawny, jak zwykle. Siedzący najbliżej dwaj jego kompani poderwali się na równie nogi, jeden z kuflem w łapie, drugi z pustą pintą po piwie. Trzeci krasnolud, widać najtrzeźwiej myślący z całej gromady, albo najbardziej doświadczony w tego typu zabawach, metodycznie i spokojnie zaczął wyłamywać nogi ze stołka, na którym siedział.

Elaine stwierdziła, że sytuacja zaczyna robić się nieprzyjemnie niebezpieczna. Nie dla niej osobiście, ale dla ogółu.
- Panowie, basta. Czy dla kilku głupich słów które wypłynęły pod wpływem alkoholu warto wszczynać burdę, niszczyć karczmę i być może nie tylko? Wiem, czym jest obraza, i oburzenie. ale czy warto dla nierozważnych słów tę obrazę powiększać? - Głos brunetki miał głębokie i melodyjne brzmienie, było w nim coś co sprowadzało spokój i niechęć do gwałtowności. Elaine spokojnym krokiem ruszyła w stronę zamieszania, ale widząc, że jej słowa nie wywołały oczekiwanego efektu na walczących szybko wycofała się pod ścianę.

Mądre, ale spóźnione słowa bardki odniosły przynajmniej ten skutek, że stojący przy barze krasnoludzki brodacz w cięższej zbroi, który też usłyszał obelgę, machnął ręką na całe zajście i tylko zamówił dodatkowy kufel piwa; przynajmniej nie włączył się do walki, i nie powiększył i tak sporego zamieszania. Wokół stolika zrobiło się nagle pusto, falujący tłum utworzył swoistą “arenę” na której znajdował się teraz stół, dwie ławy, człowiek i czterech rozwścieczonych krasnoludów. Ów obrażony przez łowcę przebiegł kilka chwiejnych kroków i skoczył w kierunku Gahnaweka, wymachując pięściami.
Krasnolud, mimo wiejącego od niego zapachu gorzały i niewysokiego wzrostu, okazał się być nadspodziewanie groźnym przeciwnikiem. Krótki rozbieg, który wziął, wystarczył mu w zupełności, żeby wyrżnąć łowcę głową w brzuch z rozpędu. A łeb, jak to każdy krasnolud miał twardy...Jego kompani, ściskający w rękach z determinacją zaimprowizowaną broń, na razie nie włączali się do walki, łypiąc za to groźnie na kazdego, kto próbowałby się wtrącić w bitkę. Udany atak nagrodzili gromkim okrzykiem: - Dawaj! Dołóż mu, Nabon! Niech ma, powierzchniowa wywłoka!

Trielowi zrzedła mina, gdy zobaczył jak Gahnawek zwija się w pół po uderzeniu z główki od krasnoluda. Zagwizdał cicho i począł wystukiwać palcami szybką melodię o oparcie krzesła, myśląc, czy aby nie pomóc łowcy w opałach. Po chwili zastanowienia zdecydował, że dopóki ten nie poprosi o pomoc nie warto się wtrącać.

Gahnawek nie spodziewał się, że krasnal, który przed momentem chwiał się na nogach zdoła go zaskoczyć. Nie doceniał przeciwnika do momentu, gdy ten z impetem przywalił mu głową w bebechy, aż na moment go zatkało. Szybko się jednak się otrząsnął i zrewanżował opojowi. Wyprostował się, zamachnął z całej siły i uderzał hakiem prosto podbródek warchoła. Krasnoludzka długa broda nie zdołała zamortyzować ciosu łowcy, który nie tracąc czasu odskoczył od przeciwnika i nonszalanckim gestem zachęcał go do kolejnej szarży.

Cios był solidny, brodacz aż cofnął się o krok. Potrząsnął głową, i splunął na podłogę. - Se biedy napytałeś, synek - syknął przez zęby - Matkie cię nie pozna, jak do dom wrócisz… - Choć nadal sapał ze złości, nie dał sie ponieść jak za pierwszym razem ślepej furii. Zaczął obchodzić powoli Gahnaweka, a kiedy znalazł się na wprost mężczyzny, zamarkował cios lewą ręką. Za to prawa dłoń brodacza wystrzeliła po niskim łuku, celując na tą wysokość, jaką krasnolud miał akurat na wysokości wzroku - czyli krok wyższego człowieka.
Trudno powiedzieć, co spowodowało, że przemytnik dał się złapać na tak, wydawałoby się banalną, podpuchę. Może zgubiła go pewność siebie? Może jakaś panna zalotnie mrugnęła, wyprowadzając go z czujnego skupienia? Może pijane, bezładne ruchy krasnoluda były zbyt chaotyczne do przewidzenia? Cóż, trudno orzec. Stało się. Ciężka, rozpędzona pięść napastnika, wielkości solidnego bochna chleba, wyprowadzona z siłą, którą krasnolud zawdzięczał dekadom pracy na kowadle, wylądowała idealnie na klejnotach rodowych przemytnika. W pełnej grozy ciszy, która nastąpiła chwilę później, ktoś w tłumie jęknął współczujące “Auu, to chyba bolało…” Kilku stojących obok mężczyzn, a nawet barman, skrzywili się boleśnie, łapiąc się odruchowo za gacie.

No tak. Tego można w sumie było się spodziewać, jeśli chodzi o kwestie obrażania krasnoludzkiej męskości. I nawet uczciwie, tylko jeden bił. To chyba definitywnie zakańcza kwestie rozmów na temat krasnoludzkich kobiet… Elaine stwierdziła, że chyba nie będzie dochodziła czegokolwiek w sprawie zalanych gulaszem muzycznych notatek, nie kopie sie leżącego…

Jargo widząc porządną akcję i bójkę, jakiej już dawno nie dane było mu zaznać, spędzając dnie w Słonecznych Wzgórzach, gdzie większość zakapiorów sięgała mu do pasa, wstał. Wstał i zaczął bić brawo na stojąco.
- Brawo! Pięknie! Zaraz przyniosę łopatę. - Wyszczerzył się w uśmiechu.

Łowca zatoczył się do tyłu i skulił się z bólu, który ciężko opisać słowami i może zrozumieć tylko mężczyzna. Patrząc na uśmiechniętą morde krasnoluda, przeklinał w duchu swoje pieniactwo, ale nie zamierzał tak zakończyć sprawy. Wyprostowując się z trudem, chwycił stołek stojący pod ręką i rzucił go z okrzykiem na ustach. - Bodajbyś sczezł krasnalu! - W kierunku brodacza bez krzty przyzwoitości i honoru.
- Cienko coś śpiewasz, jak elf jaki - krzyknął krasnolud, uchylając się przed lecącym w jego kierunku meblem - I wiesz co? Ja sobie dziś jeszcze porządnie pochędoże, i to pewnie twoje matkie, a ty jeszcze długo szczać będziesz na siedząco! - dokończył, a jego kompani wybuchnęli radosnym rechotem.
- Wcale szczać nie będzie - warknął z tłumu rosły najemnik, ściskając rzucony sekundy wcześniej stołek, a siniak na jego twarzy zaczął szybko nabierać ciekawych kolorków. Z rykiem, bynajmniej nie pijackim, rzucił się na Gahnaweka wymachując meblem.

Triel z rozdziawionymi ustami przyglądał się krótkiej potyczce. Tego się nie spodziewał. Na własnej skórze poczuł ból Gahnaweka, gdy ten zwijał się z bólu po ciosie krasnala. Dolewając oliwy do ognia, nieopacznie rzucony stołek wylądował na łbie jakiegoś chama, którego intencje łatwo było odgadnąć po szarży jaką wystosował w kierunku łucznika.
Rudy szybko wstał z obranego miejsca i ruszył w kierunku krasnoludów, lawirując zwinnie między motłochem, który ni stąd ni zowąd zebrał się w przybytku.

Widząc, że atmosfera w karczmie staję się coraz bardziej gorąca i niebezpiecznie szybko zbliża się do punktu wrzenia, Gahnawek nie miał zamiaru dłużej stać w środku tego tygla. Postanowił nie próbować szczęścia w starciu z biegnącym w jego kierunku dryblasem, a nie dokończone porachunki z krasnoludem odłożyć na później. Na odchodne krzyknął do brodacza.
- Szczam na ciebie! Jeszcze się zobaczymy psi synu! - Po czym zaczął się przebijać przez tłum gapiów, w kierunku wyjścia.

Elaine miała nadzieję, że zdąży, usta wyśpiewały szybka złożona melodię, i nagle rozległ sie ryk, dochodził spod sufitu, tak jak chciała, brzmiał jak smok. Sama Elaine nigdy smoka nie widziała, ale tak brzmiał na mirażu jaki miała okazję widzieć i słyszeć. To się udało. ale niestety nieco zbyt późno, nie zdążyła odwrócić uwagi walczących.

Jargo, Triel i Albriecht z niedowierzaniem patrzyli, jak Gahnawek robi najgłupszą rzecz, jaka była w tej sytuacji możliwa - odwraca się do szarżującego przeciwnika plecami. Nawet krasnoludy rozdziawiły gęby ze zdumienia. A potem było słychać tylko głuchy huk stołka uderzającego w głowę przemytnika i odgłos walącego się na podłogę ciała. Po czym drzwi ‘Srebrnej Strzały’ otwarły się i do karczmy wkroczył posłaniec, sześciu strażników i ich komendant.
- No to po zabawie. - Mruknal Fern i przysiadl ponownie przy stole. Nie mial zamiaru się szarpać ze strażnikami, mial robotę. Łucznika mozna bylo rano odebrać z ciupy, przy takim bajzlu jak tutaj, nie mieli podstaw go na cokolwiek skazać. Nie mial z kolei zamiaru ryzykować tego, ze wyrzuca go z roboty pierwszego dnia, zanim dostanie choćby zaliczkę.

Łotrzyk stanął jak wryty w pół kroku widząc jak Gahnawek pada jak długi na drewnianą podłogę. Głośny ryk, który nagle rozbrzmiał w karczmie jeszcze bardziej postawił na baczność Triela i ten począł rozglądać się uważnie po izbie w poszukiwaniu źródła tego dźwięku. W tym momencie do przybytku wkroczyła straż miejska a Triel bez zawahania postanowił nie wtrącać się więcej i wycofał się ukradkiem pod ścianę, gdzie cień mógł ukryć go od oskarżenia o jakiekolwiek powiązania z myśliwym.

Przez jedną chwile patrzyła na leżące bezwładnie ciało nieznajomego obojętnie. Sam sobie na to zasłużył. Po co prowokował. I na jaja Cyrika, co go skłoniło do rzucania tym taboretem??
Ale Elaine wiedziała co powinna zrobić. Przepchnęła się pomiędzy gapiami, przyklęknęła przy leżącym ciele, z trudem, ale udało jej się odwrócić na wznak mężczyznę.
Wyciągnęła ukryty pod kaftanikiem ciężki wisior na długim łańcuszku, zacisnąwszy go w lewej dłoni prawa położyła delikatnie na czole leżącego. Przymknęła oczy, zaczerpnęła głęboko powietrza i zaczęła niegłośno śpiewać. Język który dało się usłyszeć był niecodziennie śpiewny i lekki a jednocześnie niezwykle głęboki, zdawał się wypełniać pomieszczenie pomimo, że głos brunetki nie był w tym momencie donośny. Elaine czuła jak przez palce jej prawej dłoni płynie strumień energii, która wypełnia ciało poszkodowanego, lecząc jego rany, uśmierzając ból.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 30-08-2013 o 13:01.
Lakatos jest offline