Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2013, 21:47   #10
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Uran
Mirtul, Zielone Trawy


Helfdan
nie był z tych, co latami rozpamiętują przeszłość. Rzec by nawet ‘tygodniami’ to i tak zbyt wiele. Rzecz jasna wycieczka do Pyłów nie przeszła bez echa; w sercu kudłacza zostało to i owo… a może i więcej niż owo… Lecz półelf nie miał zamiaru poddać się zgryzocie, wyrzutom sumienia czy czym tam jeszcze zadręczaliby się inni. O nie; po powrocie do Uran tropiciel skupił się na rzeczach przyziemnych i praktycznych - na wyśledzeniu tej gnidy, Herso; a dzięki niemu Alehandry i odzyskaniu swej ojcowizny. Oczywiście skupiał się także na bardziej przyjemnej stronie pobytu w mieście, gdyż Meyai rosnący brzuszek wcale nie przeszkadzał w oddawaniu się rozkosznym igraszkom z ojcem swego dziecka. Czasem narzekała tylko, że jej klientów przepłasza i niedługo nie będzie miała co do garnka włożyć. Wtedy Helfdan prychał tylko; po wyprawie do Levelionu złota miał dość i trochę, a i kosztownych przedmiotów całkiem sporo.

Toteż półelf nie żałował i sobie, i Meyai. Gros pieniędzy wydał jednak nie na nowe żelastwo, piwo czy słodkości dla wróżbitki. Gdy Helfdan nie spędzał czasu w alkowie, włóczył się po ciemnych zakątkach Uran, prośbą, groźbą, złotem i żelazem przepytując okolicznych rzezimieszków. Zaczął, rzecz jasna, od Atolego i Kerstana, ale ci niewiele umieli powiedzieć mu na temat byłego kumpla, choć byli do pomocy wcale chętni. Ot, zjawił się, łajza jedna któregoś roku wraz z kupiecką karawaną i podejrzanie szybko dołączył do Gildii Złodziei, choć nikt nie widział, by w tym fachu robił. Trochę czarami robił, ale bez popisów. Znajomków miał sporo - w pewnej chwili Helfdan stwierdził, że znało go chyba pół miasta - lecz nikt o nim nic osobistego nie wiedział.
- Królestwo chędożone, nawet w wychodku by jakieś tajemnice znalazł, a jak co do czego to nikt nic nigdy nie wie! - burczał półelf, gdy kolejny informator powtarzał to samo co poprzedni, a mieszek robił się coraz lżejszy.
O Alehandrę szybko przestał pytać. Prócz burdy, którą wywołała ni z tego ni z owego w karczmie "Pod Złotym Pstrągiem" nikt jej nigdzie nie widział.
- Ale Raydgasta se ją jakoś znalazł… - kręcił głową tropiciel.

W końcu od ludzi wracających z wojny dowiedział się, że skośnooki łucznik pasujący opisem do Herso widziany był na północy, za Darrow, w dworze szlachcianki Astorii Leforgue. Czy był tam nadwornym magiem, gościem czy tez zwyklym ochroniarzem - tego rozmówca nie umiał powiedzieć. Podał za to adres, więc Heldfan otrzymał nareszcie punkt zaczepienia. Pozostało tylko opuścić ciepłe, ponętne ramiona Meyai i ruszyć na szlak. Konno niestety; aesdilowy gryf miał zaledwie pół roku i był o wiele za młody na dalekie loty. Co nie znaczyło, że półelf nie próbował go -bez większego skutku - przyuczać, ku rozbawieniu opiekującego się gryfkiem hodowcy.

Helfdan już od dwóch dni nosił się z zamiarem wyprowadzki od Meyai. Czas naglił; Herso mógł wynieść się od szlachcianki, lub zwyczajnie zostać ubitym - chociaż na to ostatnie tropiciel wcale nie liczył. Najemnik był śliski jak węgorz; skoro wykaraskał się z Pyłów to co mu tam jakieś orki. Półelf zaczął powoli spieniężać zdobyczne graty i wyposażać “swojego” półorka - woja, którego w czasie Srebrnego Jarmarku, wiedziony kaprysem, wykupił z areny, ale nadal jakoś nie szło powiedzieć o tym swej kobiecie.

Okazja jednak nadarzyła się sama; wpadła wręcz na nich na ulicy pod postaciami Tui, Maeve oraz zmartwychwstałego kochasia zaklinaczki, Houruna. Półelf z ochotą zaproponował pomoc w organizacji najemników do obrony jakiegoś tam dworu, raźno spuszczając łomot potencjalnym chętnym, oraz bezceremonialnie zagadując do słonecznej bardki, która przywiozła wiadomości z dworu de Crowfieldów.
- Szkoda, że z nami nie pojedziesz - rzekła drugiego wieczoru Tua, drapiąc pod brodą Sherina, który gulgotał z ukontentowaniem.
- Czego mam się bić za cudzą sprawę, skoro mam własną? Moje żelastwo czeka, żeby pomacać jajca tego zdradzieckiego obesrańca, Herso - Helfdan znacząco poklepał się po wiszącym u pasa kukri.
Riviel, która nie pierwszy raz skrzywiła się z pogardą słysząc rynsztokowy język mieszańca, nieoczekiwanie okazała zainteresowanie.
- Herso? - spytała. - W obstawie lady Astorii, tej szlachcianki, z którą przybyłam do dworu, był łucznik o takim imieniu - co prawda nie miała zamiaru pomagać zarośniętemu półelfowi, jednak przymiotnik “zdradziecka gnida” nie pozwolił jej przemilczeć tej informacji. W końcu ów Herso - jeśli to był on - był w posiadłości de Crowfieldów razem z Lidią! Krótka rozmowa z współbiesiadnikami potwierdziła niestety, że rozmawiają o tej samej osobie i bardka zaczęła martwić się jeszcze bardziej.

To zmieniało postać rzeczy, a Helfdanowi nieoczekiwanie zrobiło się po drodze z dawnymi towarzyszami broni. Toteż w dwójnasób zakręcił się przy zatrudnianiu najemników oraz organizowaniu podróży na północ. Koniec końców po dwóch kolejnych dniach siedział wraz z nowymi i starymi znajomymi w alkierzu w ‘Srebrnej Strzale’, debatując o planach odbicia dworu. Co prawda nie zdeklarował się jeszcze, że z nimi tam pojedzie, ale też nikt go jakoś nie przeganiał. A na decyzję nie zostało wiele czasu - grupa wyruszała następnego dnia rano.
 
Sayane jest offline