Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2013, 20:19   #115
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
W projekcji Białego Szumu umysł nie był w stanie przetworzyć takiej ilości bólu nieznanego mu pochodzenia. Świadomość ratowniczki chwilę po przewróceniu się zaczęła oddalać się od ciała. Wizja, przerywana makabrycznymi scenami, zanikała coraz bardziej, by w końcu zgasnąć.

~ ~ ~

Ocknęła się nagle w swoim mieszkaniu. W bieliźnie i podkoszulce leżała wyciągnięta na wysłużonej swojej kanapie. W pokoju panował półmrok. Monochromatyczne mrowisko na wyświetlaczu jej telewizora stojącego naprzeciwko umożliwiało dostrzeżenie zarysów reszty pokoju. Najprawdopodobniej skończył się kolejny raport jakieś katastrofy i zorganizowanej do niej misji ratowniczej, które wiecznie analizowała.

Bolała ją głowa. Bolało ją gardło. Była zmęczona, niewyspana i na dodatek śpiąca. Najwidoczniej musiała źle się ułożyć. Smętnym wzrokiem powiodła po okolicy. Wszystko było prawie czarne, nie było jej połowy wyposażenia i mebli. Pomieszczenie samo w sobie było o wiele większe niż być powinno i w kształcie prostokąta. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Na ból gardła jak i jego suchote, podniosła się dysząc wolno. Wstała na gołe stopy i stąpając po metalowych powierzchniach udała się w róg pomieszczenia. Wyminęła parę stolików, przy których mogło zasiąść swobodnie szóstka ludzi. Wiele z nich było dość zniszczonych, albo nawet połamanych. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Doczłapała się do automatu z kawą. W swoim mieszkaniu miała zupełnie inny model niż ten, który akurat bez najmniejszego problemu i bezwiednie obsługiwała. Obsługiwała jak swój własny. Po paru ruchach maszynka zaczęła z odgłosem mielić świeże ziarna kawy. Kobieta miała chwilę wolnego czasu zanim ten proces się zakończy. Pomyślała o sprawdzeniu poczty. Oczekiwała pewnego listu. Jej komputer nagle pojawił się obok, choć nigdy tam nie stał. Nie musiała się nawet ruszać, wystarczyło odwrócić wzrok. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Kod:
###########################################################################
# Od: OCTOPUS Inc.  | Zmiana przydziału z ZEUS XI na SPACE DRAGON II      #
# Od: OCTOPUS Inc.  | Zgoda na zgłoszenie nr. F3-234 dotyczące zmiany ... #
# Od: Quartin Group | Ponowne przypomnienie o zaległej opłacie czynszo... #
# Od: OCTOPUS Inc.  | Przyjęliśmy Twoje zgłoszenie nr. F3-234 dotycząc... #
# Od: Quartin Group | Przypomnienie o zaległej opłacie czynszowej mies... #
 ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~
Nie było tam tego, czego szukała. Automat z kawą pracował dalej. Ta obróciła głowę w stronę drzwi wejściowych. Mimowolnie, tak jakby spodziewała się, że ktoś do nich zadzwoni. Tak też się stało. W znacznie większym pomieszczeniu rozległ się dźwięk. Kobieta zostawiła automat i monitor komputera, skierowała się na przeciwległą ścianę. Wymijała stoliki, przeszła między wciąż śnieżącym telewizorem i wysłużoną kanapą. Była już prawie przed drzwiami, gdy z otwartej skrzynki pocztowej wyłonił się dźwięk nowej wiadomości.

Kod:
###########################################################################
# Od: -             | OBUDŹ SIĘ                                           #
# Od: OCTOPUS Inc.  | Zmiana przydziału z ZEUS XI na SPACE DRAGON II      #
 ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~
Zignorowała to na chwilę, mając coś innego do zrobienia. Musiała komuś otworzyć drzwi. Nie miewała zwykle gości, szczególnie o takiej godzinie. Zamiast przed jej drzwiami wejściowymi stanęła przed o wiele większą grodzią. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Wizjer znajdujący się na wysokości głowy odsłoniła, by wpierw ujrzeć, kto znajduje się po drugiej stronie. Ta czynność jednak została przerwana przez brzęczyk automatu z kawą, który właśnie ją przygotował. Pomimo tego, że żadne tego typu urządzenie nie miało takiego sygnału. Bezwiednie odwróciła głowę w kierunku napełnionego kubka. Nie było w nim nic nadzwyczajnego a nieznajomy niecierpliwił się.

Gdy wróciła wzrokiem drzwi już nie było. W zamian za nie stał człowiek w kombinezonie próżniowym. Nosił takie same oznaczenia jak korporacja dla której ostatnio pracowała. Na jego piersi widniał napis "M. Luvezzi". Ledwie czytelny z uwagi na pokrycie z góry prawie całej sylwetki krwią. Jego twarz była wściekle zakrwawiona, zmasakrowana, martwa o niezwykle pustym niebezpiecznym spojrzeniu. Kobieta podskoczyła w miejscu zabierając do siebie wyciągniętą rękę, która mogła przysiąc, że chwilę temu dotykała drzwi. Cofnęła się a monstrum prychnęło. Przerażona zaczęła odsuwać się a bydle zrobiło krok. Zauważyła, że za nim było aż tłoczno od podobnych mu postaci. Zaczęła uciekać, ten zaczął ją gonić. Przebiegła między telewizorem a kanapą. Skierowała się do najbliższych drzwi, które dostrzegła. Umarlak rozpędzał się a jej rzeczy będące w pobliżu zaczęły się rozpływać. Reszta zaczęła wbiegać do pomieszczenia rozsypując się po nim. Były ich dziesiątki.

Runęła do toalety. Odbiła się parę razy o ściany szukając ratunku. Nie było już miejsca. Ktoś już się tam ukrywał. Druga kobieta skrywała się skutecznie w cieniach. Była niewidoczna dla napastników. Wiedziała o tym, patrzyła jak płotka została zagoniona w ślepy zaułek. Nie zrobiła nic.

Jedno spojrzenie w dół wystarczyło, by uświadomić sobie, że nie jest już ubrana w bieliznę i podkoszulkę. Miała na sobie swój kombinezon służb ratunkowych wraz z całym sprzętem. Kolejnym, co zobaczyła to nagłe pchnięcie w jej trzewia. Monstrum dopadło ją przebijając na wylot obrzydliwie przerośniętymi ramionami, które zamiast dłoni miały wystające ostre kości. Po chwili została przebita raz jeszcze na wysokości barków. Jęknęła nie mogąc już nic zrobić. To było za silne, żeby się wyrwała. Uniosło ją w górę z obrzydliwym grymasem na zmasakrowanej twarzy.

Gdzieś w oddali wydobył się kolejny dźwięk nowej wiadomości.

Kod:
###########################################################################
# Od: -             | OBUDŹ SIĘ                                           #
# Od: -             | OBUDŹ SIĘ                                           #
 ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~
Niestety właścicielka nie mogła już jej ujrzeć. To na co patrzyła, było cały czas schowane w ciemnościach. Niewidoczne dla potworów, jednak mające moc pozbycia się ich. Widzące makabryczną scenę mordu, jednak nic nie robiące. Twarz tego wpatrywała się bez wyrazu żadnej emocji. To było ostatnie, co mogła dojrzeć, gdy jedno z ostrych ramion wysunęło się z ciała i wbiło się na wylot w czaszkę.

~ ~ ~

Ocknęła się w niesamowitym bólu, mdłości i słabości własnego ciała. Była ledwie przytomna, cała sztywna, ledwie mogła czymkolwiek poruszyć. Nie miała pojęcia, co działo się wokół niej. Jedyne, co czuła to ból z powodu którego za chwilę zemdleje raz jeszcze. Zwinięta i rzucona jak szmata pod umywalkami, ruszyła jedną ręką. Musiała niezwykle się skupić, by sięgnąć w kierunku pleców. Po którymś razie złapała w końcu niewielkie pudełko ochronne i przywołała przed swoje oczy. Wiele kolejnych prób czekało ją, by wydobyć ze środka niewielką jednostkę medpacka. Siłując się z własnymi powiekami zdołała jeszcze ustawić odpowiednio urządzenie i przyłożyć do medportu kombinezonu. Odpłynęła nie czując już jak przeciwbólowy zastrzyk zaczyna wpływać w jej krwiobieg.

Obudziła się po chwili skręcając się w żołądku i w płucach. Krztusiła się. W ustach poczuła gorzki smak napływającej cieczy. Otworzyła szeroko oczy. Czuła, że jest w hełmie. Ruszyła zesztywniałymi rękoma i jeszcze leżąc chwyciła jego zapięcia. Od razu gdy zostały zwolnione zrzuciła z siebie hełm. Szarpnęło ją i zaczęła wymiotować. Środki przeciwbólowe skutecznie tłumiły te sygnały. Nie zmieniało to faktu, że wszelkie inne dolegliwości wciąż były obecne. Zataczając się na czworakach rozejrzała po miejscu w którym była. Minęła kolejna chwila zanim doszła do niej kolej wydarzeń.

- L... Le... - dusiła słowa nie mogąc przestać się krztusić - L... Lean...

Dopełzła do martwej łapiąc ją mocno za mundur. Trzymała i lekko trząsała mając jakby naiwną nadzieje, że ta za chwile się obudzi. Wszystko wirowało, było zamazane. Nicko ledwie widziała i prawie nie kontaktowała. Było jej lepiej, gdy nie ruszała się. Spojrzała pusto na rozwaloną czaszkę Lean. Odwróciła się i spojrzała na kolejną rozwaloną czaszkę Luvezziego.

- Petrenko nie żyje. Sterówka jest opanowana przez żywe trupy, nie ma do niej dostępu. Czy ktoś mnie jeszcze słyszy? Czy są tu jeszcze inni żywi załoganci? - odezwała się Melisa przez interkom.

- Jeszcze nie zginęłam - przecisnęła ostro przez zęby Nicko, wpatrując się w trupa.

Przypomniała sobie jego ostatnie słowa i dziwnym losem odpowiadała na nie teraz.

- Jeszcze nie zginęłam... Jeszcze nie zginęłam... Jeszcze nie zginęłam... - mówiła sama do siebie, gdy poczuła spływającą z głowy gorącą ciecz.

Spojrzała w kierunku umywalek i luster wiszących nad nimi. Dobrnęła do nich i ociężale podniosła się na nogi opierając się o metalowe wykończenia. W zwierciadle odbijała się jej twarz. Cała prawa strona była pokryta krwią, która sączyła się z tamtego miejsca dość znacząco. Mrowienie i ucisk w górnym miejscu był kolejną oznaką, że dzieje się coś złego. Odwróciła głowę i spojrzała na hełm. Był w połowie roztrzaskany, wizjer z szklanym pajączkiem po całości, bok poważnie nadkruszony. Nie widziała jeszcze, by specjalnie wzmacniany sprzęt był w takim stanie. Spojrzała w drugą stronę, widziała truchło korporacji i leżącą obok gaśnice. Metalowy margines, który służył za stojak był zwinięty do środka prawie na płasko. Wszystko było pokryte jej krwią. Musiała dostać w głowę z niesamowitą siłą.

Siła ta objawiła się nieoczekiwaną utratą równowagi i zachwianiem się. Przytrzymując się mogła ustać na nogach. Sprawa musiała być na prawdę poważna. Krew cały czas płynęła. Do jej głowy dochodziły wybiórcze dźwięki. Jedną ręką złapała za szelki, by zrzucić z siebie plecak medyczny na umywalkę. Przystąpiła do pierwszej pomocy własnej osoby.

Pistolet spryskujący rany przyjemnie ciepłą dezynfekującą cieczą, wraz z niebieskawym światłem usuwającym kolejną warstwę skażeń. Kolejnym był pistolet spryskujący rany ciekłym opatrunkiem. Tryb drugi spryskiwał jego utwardzoną częścią. Ostatnia była diagnoza:

Stan krytyczny.
Poważne obrażenia głowy.
Utrata krwi: 23%
Wymagana natychmiastowa interwencja medyczna.

Żaden z tych komunikatów niczego nie ułatwiał. Musiała podać sobie wspomagacze, by dać radę w ogóle chodzić. Odżyła, mając w sobie dodatkowe pokłady energii.

- To wy jesteście tym drugim statkiem. Gdzie on~ - ratowniczka przerwała na chwile odkaszlując mocno - Gdzie on jest?!

- Pod poszyciem Harvestera podczepiony do włazu towarowego. Ale przejście jest zablokowane. Brak zasilania. Próbuję się przedostać ale nie mam narzędzi. Zostały przy Danielu. A on ... on .. ma broń i jest ... nie jest już sobą. To czetorosobowa jednostka wojskowa z systemami maskowania i rakietami. Jesteśmy grupą specjalną korporacji VITELL. A raczej byliśmy bo przeżyłam tylko ja.

Nazwa własna rozdrażniła ratowniczkę. Zanurzyła się w swoich myślach analizując sytuację. Dodatkowa energia przebiegła do naciąganych mięśni. Mina stwardniała. Doszła do swoich wniosków, miała swoją koncepcje.

- Numer pomieszczenia w którym jesteś? - rzuciła ozięble.
- Korytarz między ładownią pierwszą i drugą. Oznaczony jako A-4. Jakieś dwadzieścia metrów od maszynowni. Ale na jedynej drodze jest Daniel. I ma ten jebany karabin.
- Nie ruszaj się i siedź cicho - wydusiła z siebie - Melisa... Do windy... - kończyła co raz słabszym głosem, który w końcu ucichł.

Energia bardzo szybko rozbiegła się. Zatoczyła się nie tracąc przy tym prawie przytomności. Podała sobie kolejną dawkę wspomagaczy, spakowała swoje rzeczy, odebrała martwej pistolet i przyszywkę z nazwiskiem. Musiała wydostać się z messy. Musiała wiedzieć, jak wygląda sytuacja na korytarzu. Sięgnęła do miejsca gdzie powinien się znajdować pierwszy metalowy pajączek. Nie było go... Po chwili przemyśleń przypomniała sobie, że omyłkowo został w miejscu rozstania się ze Zwarcie. Sprawdziła jego stan. Działał dalej. Od razu oddelegowała go do miejsca, gdzie kobieta z Vintela zadeklarowała swoją obecność. Chciała, by najpierw sprawdził to sługus. Po tym wyciągnęła drugą i ostatnią sztukę jakże wielce nieprzydatnego i bezużytecznego przycisku do papieru. Podeszła z nim do drzwi. Odłożyła na skraju futryny, sięgnęła po pneumatykę i otworzyła śluzę na tyle, by kopiąc maleństwo wyrzucić je w korytarz. Od razu, gdy to wykonywała rzucił się w jej stronę jeden z załogantów. Ta w strachu podskoczyła lekko w miejscu i zabrała narzędzia zamykając tym samym wejście. Stała chwilę uspokajając się tak nieoczekiwaną sytuacją. Cały czas tam są... Przysiadła na swoim krześle. Obok cały czas stała jej niewielka butelka z wodą. Wzięła z niej parę łyków obserwując przy tym, co działo się na korytarzu.

Sytuacja była dość tragiczna. Naliczyła 15 trupów, łącznie z dwoma byłymi załogantami Kosmicznego Smoka. Paru wyczuwało obecność jeszcze żywych, tak jakby coś im to podpowiadało. Siedziała tak trochę czasu obserwując i zastanawiając się, co dalej. Nic genialnego nie mogła wymyślić. Ponownie, gdy nie ruszała się, było jej lepiej.

- Melisa, nie mamy, kur*a, nawet jak się stąd ruszyć… - zakomunikowała lekko zrezygnowana - piętnastu je*ańców łącznie z tym h*jkiem na czele… - przez radio było słychać jej ciężkie westchnięcie - mam alkohol, można zobaczyć jak się smażą… Musisz założyć hełm. Tlen może się szybko skończyć.
- Trzeba spróbować odwrócić ich uwagę. Petrenko na chwilę zatrzymał ich gaśnicą.

Wystarczyło półtorej minuty, by odpoczynek stał się walką z przebijającym się snem. Wspomagacze były bezużyteczne w takim stanie. Potrzebowała czegoś naprawdę mocnego w dużej dawce. Nie czuła oporów, by tego zażyć. Musiała. Tak było najlepiej. Potężna dawka prochów rozpłynęła się z serca po reszcie ciała. Dreszcze, małe skurcze, drgawki. Uśmierzyły prawie całe czucie. Nawet nie była świadoma, że cała drży, nierówno oddycha. Ważne, że mogła stać o własnych siłach. Ważne, że mogła przygotować się do zadania. Zebrała pięć butelek z alkoholem. Rozerwała parę ręczników i dokończyła dzieło koktajlów mołotowa. Powaliła metalowy stół przed drzwiami kuchni.

- Dobra... Melisa, posłuchaj mnie. Masz przed sobą prostą drogę na korytarz ze schodami. Za plecami dwa trupy, dwa metry przed sobą trzy trupy. Dalej, bliżej mnie będzie dwójka. Po moim sygnale musisz w dwie sekundy znaleźć się przy mnie, przy drzwiach kuchni. Musisz zrobić na początku spory łuk do lewej strony. Biegnij trzymając głowę poniżej pasa. Nie marnuj czasu na rozglądanie się. Będzie wszędzie dym i płomienie, patrz na podłogę i ich nogi. Mnie będziesz widziała z dwoma reflektorami. Jeśli wpadniesz w ogień, nie przejmuj się, nic Ci się nie stanie. Na końcu rozpylę gaśnice. Będąc w jej prochu musisz przejść nad przerzuconym stołem. Mam nadzieje, że to zatrzyma ich na chwilę - nagadywała bez przerwy widocznie nie radząc sobie z normalnym oddechem - Nie mamy drugiej szansy. Rozszarpią nas na miejscu. Jeśli coś pójdzie nie tak, nie będę w stanie tobie pomóc. Nie za dobrze ze mną. Musimy bez przystanku dobiec do tego korytarza ładowni. Mogę nie dać rady. W tedy podasz mi adrenalinę i będziesz ciągnęła dalej... Czekaj na mój znak.

Drżąc zebrała cały swój sprzęt oraz założyła pozostawiony przy stolikach hełm Luvezziego.

- Gotowa? - Odezwała się trzymając jedną z butelek - JUŻ! - krzyknęła ciężko przystępując do realizacji planu.
 
Proxy jest offline