Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2013, 20:53   #101
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Sir Roger Attenborough

Próba wyrwania się z żelaznego uścisku okazałą się daremna. A siła, która wciągała go głębiej i głębiej pod ziemie nie do przewyciężenia. Roger czół jak kamienia i korzenie ranią czubki jego palców gdy bezkutecznie usiłował znaleźć punkt zaczepienia. Zapadał się. Po pas. Po szyję.
Czuł jak ziemia wdziera się do ust, nozdrzy. Jak odbiera mu oddech, który starał się zatrzymać na jak najdłużej. W końcu jednak zdał sobie sprawę z bezcelowości tego posunięcia.
Żywcem pogrzebany.
Wypuścił resztki powietrza z płuc i czekał spokojnie na to co nieuniknione.
Na śmierć.

Margaret Twisleton

Meg sięgnęła drugą ręką, by sprawdzić, co złapało pierwszą. To było coś miękkiego, chociaż nie poddawało się łatwo naciskowi. Jakby otoczona jakimś aksamitem czy innym miękkim materiałem twarda rzecz. I do tego ciepła. Nawet przyjemna w dotyku, co ku jej ogromnemu zdziwieniu, a wręcz przerażeniu załapało ja i za tę drugą rękę. Werbena próbowała się wyrwać. Szarpała się. Może nawet krzyczała, ale własnego głosu już nie słyszała, gdyż wszystko dookoła pochłaniał wir, w który została wciągnięta. Wir, który przysłaniał jej cały świat. A ona płynęła w oku tego cyklonu ściągana na dół jakby wbrew prawą fizyki.

Julia Darlington


Kultystka zaczęła spadać. Przynajmniej początkowo takie odniosła wrażenie, co powinno być chyba naturalną konsekwencją skoku w przepaść. Tak przynajmniej powinno być w jej świecie. Co do praw rządzących tym światem nie była już taka pewna, zwłaszcza gdy w pewnym momencie wyhamowała i to dosyć ostro. Nie było to zbyt miłe uczucie. Ale na pewno lepsze niż roztrzaskanie się przy zderzeniu z podłożem. Panna Darlington krótką chwilę dryfowała jakby w powietrzu do póki nie pochwyciła wyciągniętej w jej kierunku dłoni. Dłoni która tam była, bo być powinna. I Julia jakimś sposobem wiedziała, ze owa dłoń się tam znajduje. Tak jak dama nie ogląda się nie dłoń wyciągniętą przez służącego gdy wysiada z powozu. Dam wie, że ta dłoń tam jest.
Lekko i z wdziękiem zeskoczyła już na ziemię wspierając się tylko odrobinę na tej męskiej dłoni, która na nią czekała.

Julia, Margaret, Roger


- Niechże pan oddycha na miłość boską, sir Attenborough. - Usłyszał Roger w momencie, w którym jego płuca zaczęły się domagać nowej porcji powietrza. Po mimo tego, że wypuścił cały zgromadzony zapas życiodajnego gazu, to jednak nie odważył się wziąć ponownie oddechu.
Ciemność zniknęła. Zastąpiła ja czerwień. Wszechogarniająca czerwień miejscami przesłonięta przez jakieś ciemne kształty.
- Sir Attenborough?? - Zaczęły też do niego docierać głosy. Ludzkie głosy. Głosy, które znał.
Roger niechętnie otworzył oczy. Zamrugał. Pochylał się nad nim porucznik Rao.
- Ufffffff…, - Odetchnął z ulgą Hindus widząc, że Kultysta oddycha. - Już myślałem, że będzie trzeba panu udzielić pomocy.

Mego poczuła szarpniecie i wylądowała w czyichś ramionach. W zasadzie to podświadomie wiedziała kto jest ich właścicielem.
- Nic ci nie jest?? - Spytał zatroskanym głosem Christopher, gładząc ją po włosach.
Chwilę później odchrząknął.
- Znaczy się nic pani nie jest, pani Twisleton?? - Zapytał ponownie odsuwając się od niej trochę.

Julia stała wtulona w ramiona brata i przyglądała się swoim towarzyszą. Na szczęście wszyscy zostali wyciągnięci z pułapki w jakiej się znaleźli.James nic nie mówił, tylko głodził ja po plecach. Ale ona wiedziała, że ten gest wyrazem jego troski o nią. Nie musiał wszakże na głos pytać czy nic jej się nie stało.

- Co tu się w zasadzie stało?? - Spytał porucznik pomagając podnieść się Kultyście z ziemi. A Roger ze zdziwieniem i pewną ulga odnotował, że nie ma sobie ani grama ziemi, której mógł się spodziewać po przebytej przez siebie drodze.
- Bo wygląda na to, że zostaliście zamknięci w jakimś fragmencie Umbry. - Ciągnął dalej pan Rao.

Aoife O'Brian


Aoife wpadła do domu Etteringtonów niczym burza. Pomknęła do gabinetu pana domu, który okazał się pusty. Ale nie mogła znaleźć żywego ducha. Wszyscy się jakby gdzieś pochowali. Co ją nieco zdziwiło. Dom był wszakże pełen ludzi. Sama widziała jakieś dodatkowe auta zaparkowane przed rezydencją.
Jakaś dziwnie przygnębiająca atmosfera zapanowała w tych murach. Nie żeby wcześniej było tu szczególnie wesoło i radośnie.
Pierwsze trzy żywe osoby na jakie się natknęła, to były pogrążone w dziwnym śnie Mireia de Mendizába, Laura Chisholm i Victoria Kempe. Każda leżała w swoim pokoju i tylko lekko unoszące się kołdry wskazywały na to, że oddychają, że jeszcze żyją.
Aoife wróciła z powrotem do gabinetu sir Etteringtona. Dopiero teraz zauważyła świeże ślady krwi na biurku i tuż obok niego.
A na biurku stała jeszcze niedopita szklanka z whiskey, niezłożona, ale wyczyszczony pistolet i niedopalone cygaro oparte o gustowna popielniczkę z kości słoniowej.
Zupełnie jakby właściciel tego wszystkiego zostawił to tylko na chwilę i miał zamiar zaraz wrócić. Ale chwile mijały, a on nie wracał.
- Cieszysz się, co?? - Prawie podskoczyła na dźwięk jego słów. Stał tuż obok niej. Ale nie usłyszał gdy wchodził. Powietrze nawet nie zafalowało, a przecież powinno było tak się stać gdyby otworzono drzwi. - Na pewno. - Odpowiedział sam sobie. - Jak oni wszyscy. - Wykonał niedbale gest wskazujący na wszystkich domowników. - Zaraz pewnie zjawią się sępy. Jedyne co w tym pocieszające, to to, że pewnie pozabijają się przy podziale schedy. - Uśmiechnął się krzywo i złowieszczo.
I wtedy O’Brian zauważyła czerwoną plamę na jego koszuli, tak an wysokości serca.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline