Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2013, 21:30   #293
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Warunki lotu zdecydowanie się pogarszały z każdą chwilą. Podróż z trudnej stawała się niemożliwą. Tak więc Samotnik nie zdziwił się, gdy usłyszał słowa Saebrineth.
-Musimy lądować gdzieś, i znaleźć jakieś schronienie!-alt elfiej łotrzycy próbował przebić się przez mroźną zawieruchę.
Miała bowiem rację.
-Za mną.”-przekazał telepatycznie Raetar tworząc przy okazji przewodnika. On sam nie widział za wiele w tej zadymce. Ale śnieżna sowa którą przywołał, już tak.


Ptak pofrunął w dół, Raetar za nim upewniając się telepatycznie, iż reszta podąża za nim.
Latający dywan elfiej łotrzycy pognał za nim, a elfie oczy starały się nie zgubić go z widoku.
- Zima!! - Wydarł się Foraghor - Zima wszędzie i lód!!

Czyżby mu lekko już czerep zmroziło?

Wylądowali w śnieżycy tak potężnej, że ledwo cokolwiek widać w niej było. Zimno było przenikliwe, a miejsce zdradliwe. Potrzebowali schronienie, ciepła i posiłku.
I Samotnik o to zadbał. Jeden jego ruch dłoni sprawił, że śniegu wystrzeliła organiczna papka, która w kilka minut uformowała dżinna, a ten zaś swoją mocą utworzył im kamienną kopułę, chroniącą przed wiatrem śniegiem. Niezbyt dużą, ale wystarczyło na rozpalenie ognia za pomocą fiolki a ogniem...tyle, że alchemicznym. Do tego dżinn załatwił smaczny nawet posiłek, głównie roślinnego pochodzenia. I całkiem niezłe wino.

Dłonie Arasaadi były blado-niebieskie, a sama kobieta posykiwała z bólu. Jak nic je sobie odmroziła, co mogło się źle skończyć bez odpowiedniego wykurowania… w tej chwili zaś najważniejszym było, żeby je właśnie ogrzać, co też uczyniła przy niewielkim płomieniu.
- Ile może taka pogoda potrwać? - Spytała.
-Kilka minut, kilka godzin, kilka dni… w górach pogoda jest zmienna.- wtrącił cicho Ilisdur.
A Raetar położył dłonie na dłoniach kobiety, pod ich dotykiem… one zaczęły się goić, choć bardzo powoli. Samotnik uznał, że lepiej delikatnie czynić postępy w uzdrawianiu niż skokowo.
- Do dupy to wszystko he? - Wtrącił się Foraghor, zacierając dłonie - No ale ponoć za takie rzeczy nam właśnie płacą...
Samotnik niechętnie pokiwał głową. Cała ta wyprawa śmierdziała i to bardzo… Może warto by się z niej wycofać?
-Płacą nam… za unieszkodliwienie zagrożenia. Płacą… zdecydowanie za mało.- stwierdził po namyśle.
- To co, stawka rośnie? - Barbarzyńca spojrzał wymownie na Raetara.
- A sumienie nie gryzie? - Wtrąciła Arasaadi.
-Oj gryzie. Ale nie w tym miejscu co trzeba.-uśmiechnął się złośliwie Raetar.-Jakby nie spojrzeć.. Im dalej idziemy, tym bardziej plan władców Srebrnych Marchii wydaje się być pobożnymi życzeniami, niemożliwymi do realizacji.
- No ale chyba bliżej końca niż dalej jesteśmy co? - Powiedział Foraghor, po czym szturchnął Ilisdura łokciem - Bogactwo już czuję, odpoczynek po tym znoju, i sikoreczek tuzin... - Zaśmiał się odrobinkę obleśnie.
-Mam wrażenie, że raczej na początku. To był łatwiejszy kawałek drogi.- stwierdził Ilisdur, a Raetar skinął głową.-Należy brać, że mogliśmy capnąć ofiarę większą niż zdołamy przełknąć. I zawsze… mieć w zapasie plan awaryjny. Czyli ucieczkę.
- Ja rozumiem, że należy być ostrożnym i przewidującym, ale i chyba nie popadać w paranoję co? - Powiedziała Arasaadi - W sumie nadal niewiele wiemy o celu podróży, może się okaże, że wcale nie będzie wszystko takie czarne, jakim je Raetar maluje? - Uśmiechnęła się do niego.
-Wąt…-zaczął Samotnik, ale przerwał i wzruszył ramionami.-Na razie… Na pierwszym miejscu trzeba będzie postawić na zwiad. A dopiero potem ruszać do środka. Zwiadem zajmę się… ja chyba. I ocenię zagrożenie. I czy… warto będzie kontynuować tą misję.

Po tych słowach zmienił temat i spytał Foraghora.- A ty masz do czego wracać po tej misji? I na co wydasz pieniądze?
Choć po prawdzie odpowiedź nasuwała się sama.
- Heh... - Uśmiechnął się półgębkiem Barbarzyńca - Mam na oku kawałek ziemi, jest tam nawet osada, pojawię się jako bogacz i się zobaczy... - Powiedział, chyba odrobinkę zaskakując pozostałych.
-Co kto lubi… w jakich krainach ten kawałek ziemi?- zapytał Raetar dla podtrzymania rozmowy.
- Niedaleko Neverwinter. Na zadupiu sporym, wokół lasy ale to i lepiej, będą przynajmniej jakie Ogry czy Orki do ubicia, żebym się nie zanudził - Foraghor wyciągnął zza pazuchy podmarzniętą flaszkę wina - Jeszcze nie odtajała...
-To trzeba było spróbować wina dżinna, a nie narzekać że nie magiczne.- mruknął Samotnik i wzruszając ramionami dodał.- Blisko Neverwinter? Kłopotliwa okolica… barb… puszcza dookoła i Luskan o rzut kamieniem.
- A więc w sam raz dla mnie co? - Foraghor wzruszył ramionami, po czym potrząsnął swoją flaszką - Samoróba… tego bym się napił, no ale jak nie idzie inaczej, to niech już będzie te magiczne….
Raetar podał barbarzyńcy to co pozostało z wina. Przed nimi ciężka… noc… a może wieczór? Albo południe? W tej zawierusze stracił poczucie czasu, a nie mogli ruszyć dopóki nie skończy się zadymka.-Czuwam pierwszy, jak zacznie dopadać mnie znużenie… zbudzę… Ilisdura.
Elf w milczeniu skinął głową.
- A właśnie, jak to było z Tobą? - Barbarzyńca zwrócił się do Elfa - Co Ty miałeś robić po całej tej wyprawie?
-Ja? Cóż…- elf splótł dłonie razem.-Ja wyruszam do Cormanthoru, ponoć roi się od drowów, łatwo tam odzyskać dobre imię wśród mego ludu… lub inaczej skończyć wygnanie.
Czekała ich ciężka noc i przeczekiwanie zadymki, niemniej przygotowane naprędce schronienie i zapewniona przez dżinna żywność powinna wystarczyć na przetrwanie w tych warunkach.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline