Warunki lotu zdecydowanie się pogarszały z każdą chwilą. Podróż z trudnej stawała się niemożliwą. Tak więc Samotnik nie zdziwił się, gdy usłyszał słowa Saebrineth.
-Musimy lądować gdzieś, i znaleźć jakieś schronienie!-alt elfiej łotrzycy próbował przebić się przez mroźną zawieruchę.
Miała bowiem rację.
“
-Za mną.”-przekazał telepatycznie Raetar tworząc przy okazji przewodnika. On sam nie widział za wiele w tej zadymce. Ale śnieżna sowa którą przywołał, już tak.
Ptak pofrunął w dół, Raetar za nim upewniając się telepatycznie, iż reszta podąża za nim.
Latający dywan elfiej łotrzycy pognał za nim, a elfie oczy starały się nie zgubić go z widoku.
-
Zima!! - Wydarł się Foraghor -
Zima wszędzie i lód!!
Czyżby mu lekko już czerep zmroziło?
Wylądowali w śnieżycy tak potężnej, że ledwo cokolwiek widać w niej było. Zimno było przenikliwe, a miejsce zdradliwe. Potrzebowali schronienie, ciepła i posiłku.
I Samotnik o to zadbał. Jeden jego ruch dłoni sprawił, że śniegu wystrzeliła organiczna papka, która w kilka minut uformowała dżinna, a ten zaś swoją mocą utworzył im kamienną kopułę, chroniącą przed wiatrem śniegiem. Niezbyt dużą, ale wystarczyło na rozpalenie ognia za pomocą fiolki a ogniem...tyle, że alchemicznym. Do tego dżinn załatwił smaczny nawet posiłek, głównie roślinnego pochodzenia. I całkiem niezłe wino.
Dłonie Arasaadi były blado-niebieskie, a sama kobieta posykiwała z bólu. Jak nic je sobie odmroziła, co mogło się źle skończyć bez odpowiedniego wykurowania… w tej chwili zaś najważniejszym było, żeby je właśnie ogrzać, co też uczyniła przy niewielkim płomieniu.
-
Ile może taka pogoda potrwać? - Spytała.
-Kilka minut, kilka godzin, kilka dni… w górach pogoda jest zmienna.- wtrącił cicho Ilisdur.
A Raetar położył dłonie na dłoniach kobiety, pod ich dotykiem… one zaczęły się goić, choć bardzo powoli. Samotnik uznał, że lepiej delikatnie czynić postępy w uzdrawianiu niż skokowo.
-
Do dupy to wszystko he? - Wtrącił się Foraghor, zacierając dłonie -
No ale ponoć za takie rzeczy nam właśnie płacą...
Samotnik niechętnie pokiwał głową. Cała ta wyprawa śmierdziała i to bardzo… Może warto by się z niej wycofać?
-Płacą nam… za unieszkodliwienie zagrożenia. Płacą… zdecydowanie za mało.- stwierdził po namyśle.
-
To co, stawka rośnie? - Barbarzyńca spojrzał wymownie na Raetara.
-
A sumienie nie gryzie? - Wtrąciła Arasaadi.
-
Oj gryzie. Ale nie w tym miejscu co trzeba.-uśmiechnął się złośliwie Raetar.-
Jakby nie spojrzeć.. Im dalej idziemy, tym bardziej plan władców Srebrnych Marchii wydaje się być pobożnymi życzeniami, niemożliwymi do realizacji.
-
No ale chyba bliżej końca niż dalej jesteśmy co? - Powiedział Foraghor, po czym szturchnął Ilisdura łokciem -
Bogactwo już czuję, odpoczynek po tym znoju, i sikoreczek tuzin... - Zaśmiał się odrobinkę obleśnie.
-Mam wrażenie, że raczej na początku. To był łatwiejszy kawałek drogi.- stwierdził Ilisdur, a Raetar skinął głową.-
Należy brać, że mogliśmy capnąć ofiarę większą niż zdołamy przełknąć. I zawsze… mieć w zapasie plan awaryjny. Czyli ucieczkę.
-
Ja rozumiem, że należy być ostrożnym i przewidującym, ale i chyba nie popadać w paranoję co? - Powiedziała Arasaadi -
W sumie nadal niewiele wiemy o celu podróży, może się okaże, że wcale nie będzie wszystko takie czarne, jakim je Raetar maluje? - Uśmiechnęła się do niego.
-Wąt…-zaczął Samotnik, ale przerwał i wzruszył ramionami.-
Na razie… Na pierwszym miejscu trzeba będzie postawić na zwiad. A dopiero potem ruszać do środka. Zwiadem zajmę się… ja chyba. I ocenię zagrożenie. I czy… warto będzie kontynuować tą misję.
Po tych słowach zmienił temat i spytał Foraghora.-
A ty masz do czego wracać po tej misji? I na co wydasz pieniądze?
Choć po prawdzie odpowiedź nasuwała się sama.
-
Heh... - Uśmiechnął się półgębkiem Barbarzyńca -
Mam na oku kawałek ziemi, jest tam nawet osada, pojawię się jako bogacz i się zobaczy... - Powiedział, chyba odrobinkę zaskakując pozostałych.
-Co kto lubi… w jakich krainach ten kawałek ziemi?- zapytał Raetar dla podtrzymania rozmowy.
-
Niedaleko Neverwinter. Na zadupiu sporym, wokół lasy ale to i lepiej, będą przynajmniej jakie Ogry czy Orki do ubicia, żebym się nie zanudził - Foraghor wyciągnął zza pazuchy podmarzniętą flaszkę wina -
Jeszcze nie odtajała... -To trzeba było spróbować wina dżinna, a nie narzekać że nie magiczne.- mruknął Samotnik i wzruszając ramionami dodał.-
Blisko Neverwinter? Kłopotliwa okolica… barb… puszcza dookoła i Luskan o rzut kamieniem.
-
A więc w sam raz dla mnie co? - Foraghor wzruszył ramionami, po czym potrząsnął swoją flaszką -
Samoróba… tego bym się napił, no ale jak nie idzie inaczej, to niech już będzie te magiczne….
Raetar podał barbarzyńcy to co pozostało z wina. Przed nimi ciężka… noc… a może wieczór? Albo południe? W tej zawierusze stracił poczucie czasu, a nie mogli ruszyć dopóki nie skończy się zadymka.-
Czuwam pierwszy, jak zacznie dopadać mnie znużenie… zbudzę… Ilisdura.
Elf w milczeniu skinął głową.
-
A właśnie, jak to było z Tobą? - Barbarzyńca zwrócił się do Elfa -
Co Ty miałeś robić po całej tej wyprawie? -Ja? Cóż…- elf splótł dłonie razem.-
Ja wyruszam do Cormanthoru, ponoć roi się od drowów, łatwo tam odzyskać dobre imię wśród mego ludu… lub inaczej skończyć wygnanie.
Czekała ich ciężka noc i przeczekiwanie zadymki, niemniej przygotowane naprędce schronienie i zapewniona przez dżinna żywność powinna wystarczyć na przetrwanie w tych warunkach.