Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2013, 22:24   #116
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Cytat:
Dlaczego ludzie potrafią lepiej umierać niż żyć? Dlatego, że żyć trzeba długo, a umrzeć można prędko.
autor: Fiodor Michajłowicz Dostojewski

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=w8wZCrJrB3c[/MEDIA]

Popatrz! Oto stalowy kolos dryfuje pośród rozbitych szczątków z kamieni i żelaza.

Spójrz na jego ciemny, rozdarty kadłub. Na szron pokrywający tytanową konstrukcję, na niegdyś smukłą, a teraz poniszczoną zarówno do środka, jak i od zewnątrz. Brzydką. Straszną. Niczym zbiorowa mogiła.

Ale w tej stalowej trumnie, w tym grobowcu kiedyś dumnie przemierzającym pustkę kosmiczną, tlą się jeszcze rozpaczliwe płomyczki ludzkiego życia.

Rozpaczliwie walczą o przetrwane rzucając wyzwanie siłom straszliwym i niepojętym. Siłą z którą ludzkość nie może się ani równać, ani mierzyć, ani tym bardziej wygrać.

Bo wszak żyć trzeba długo, a umrzeć można prędko.


SHROUD


Shroud miał plan. Po raz ostatni spojrzał na pocięte ciało Kerenskyego, które wydawało się nadal poruszać.

Tak! Poruszało się. Kawałki ciała nawigatora zdawały się zbliżać do siebie, przemieszczać jakby popychane niewidzialną silą. To wystarczyło, aby Shroud nie tracił więcej czasu.

Wrócił tą samą drogą, którą przyszedł. Powoli, wypatrując potencjalnych zagrożeń. Na szczęście dla niego przejście okazało się czyste.
Przy wejściu do pomieszczeń z systemem podtrzymywania życia pojawił się jednak pierwszy problem. Wyłączenie zasilania uniemożliwiło otworzenie drzwi.

Na szczęście Shroud był doskonałym mechanikiem i nadal miał ze sobą swój toolkit z narzędziami, więc szybko zabrał się do pracy.

NICOLAYEVA

Medykamenty zrobiły swoje i Nicko była gotowa do działania. Wspomagacze dawały jej poczucie siły, fałszywe przekonanie o własnej nieśmiertelności i nadzwyczajny optymizm.

Otworzyła drzwi rzuciła zaimprowizowane koktajle Mołotowa w stronę najbliższych załogantów Mishimy.

Widziała, jak alkohol w zetknięciu z ogniem eksplodował dzikim płomieniem. Widziała, jak ogień trawił ciała, które pokrywały się bąblami, czerniały i odpadały płatami. Widziała, jak ogień szalał na kosmicznych skafandrach niektórych spośród przeciwników.

Ale nawet ta niszczycielska siła żywiołu zdawała się być niczym w porównaniu z bezdusznym pędem ożywieńców, ich niepojętą wolą niszczenia.

Nawet płonąc przeciwnicy pędzili w stronę Nicko nie wydając przy tym z siebie najmniejszego dźwięku. Żywe, ludzkie pochodnie. Dzikie i niepowstrzymane.


STEVENSON


Wysłuchała instrukcji Nicko z ciężkim sercem, czując, jak w żołądku zbiera się jej jakaś nieprzyjemna maź, jakby coś zamieszkało w jej trzewiach i teraz zwijało się w dzikich konwulsjach. Ale nie miała czasu na zastanowienie. Nie mogła się bać, jeśli chciała przeżyć.

Na sygnał ratowniczki otworzyła drzwi techniczne i zaczęła biec.
Z pochyloną głową, krzycząc z przerażenia i modląc się, by udało jej się przeżyć. Dobiec do Nicko i uciec z tego przeklętego statku.


NICOLAYEVA i STEVENSON


Melissie udało się dołączyć do NIcko idalej pędziły już razem, mijając nielicznych „martwych” próbujących je dopaść i uciekając liczniejszemu pościgowi.

Trzymając się, pędziły przed siebie, wyznaczoną trasą, próbując wyrwać z matni.

Raz czy dwa Nicko zmuszona była użyć pistoletu, by utorować im drogę.

Biegły, aż rozbolały je płuca i nogi, a za nimi, kusztykając, zataczając się i drobiąc nogami wolniej, lecz nieubłaganie, pędziła horda dawnych kumpli i załogantów Mishimy.

Zbiegły po schodach na zawalony skrzyniami i szczątkami korytarz kierując się w stronę wskazaną przez Shrouda.

A za nimi kroczyła śmierć.


SHROUD


Poradził sobie z mechanizmem słysząc jakieś hałasy. Obejrzał się przez ramię i zobaczył pędzące w jego stronę dwie postacie świecące latarkami, a za nimi całą chmarę bestii w ludzkiej skórze.

Z przerażeniem obserwował, jak dystans pomiędzy biegnącymi zmniejszał się z każdą cenną sekundą.

Otworzył drzwi i wskoczył do środka, gany strachem o swoje własne życie. Przez chwilę wahał się, czy nie zwolnić trzymania drzwi i nie uciec samemu, ale to skazałoby ocalałe dziewczyny na pewną śmierć. W końcu człowieczeństwo raz jeszcze dało o sobie znać i Shroud zaczekał na obie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=746Nn6m58lU[/MEDIA]


SHROUD, NICOLAYEVA i STEVENSON


Pierwsza przez drzwi przeszła Nicko, tuż za nią Melissa, z przyczepionym do niej jednym z załogantów Mishimy.

Shroud zwolnił blokadę i drzwi zamknęły się przed nosem kolejnych wrogów.

- Weźcie go ze mnie! – wrzeszczała Melissa w panice, ale po chwili Nicko i Shroud doskoczyli do lekarki i zdarli z niej okrwawionego załoganta.

Piła plazmowa i pistolet zrobiły resztę.

Przez chwilę cała trójka patrzyła na siebie wzajemnie przez wizury hełmów. Zmęczone i pełne niedowierzania twarze z szeroko rozwartymi oczami, w których tlił się ogień szaleństwa i wola przeżycia.

- Musimy iść. Tędy – pierwszy z tego stanu wyrwał się Shroud i poprowadził dziewczyny w stronę znanego Stevenson przejścia technicznego.

* * *

Wąski tunel zdawał się nie mieć końca. Przeciskali się przez niego w pośpiechu, dysząc ciężko do interkomów, nie zważając na nic i na nikogo. Aż w końcu wydostali się do zniszczonego i ciemnego korytarza, w którym nie działała grawitacja.

- Niemożliwe!

Shroud pierwszy zauważył straszną zmianę, jaka zaszła w tym miejscu.
Rozdarcie w kadłubie … znikło.

Od drugiej strony wypełniały je kawałki metalu – zapewne szczątki SPACE DRAGONA II – skały macierzyste z pasa astroidów i inne kosmiczne śmieci. To wszystko tworzyło coś, co przywodziło na myśl prowizoryczny opatrunek na ciele zranionej bestii. Na cielsku lewiatana z piekieł noszącego nazwę SCS HARVESTER.

Owszem - ta „plomba” nie była jednorodna i wypatrzyli w niej szczeliny, przez które przecisnąłby się człowiek w skafandrze. Ale „kosmiczne szczątki” poruszały się, przemieszczały, oddalały i zbliżały zarazem bez jakiejś widocznej prawidłowości.

- Jesteście tam? – usłyszeli niewyraźny, trzeszczący głos w ich komunikatorów.

Odpowiedzieli prawie jednocześnie.

- Mam problem. Nie mogę się dostać do mojego statku bez kluczy startowych. Czy jest z wami jakiś dobry, naprawdę dobry nawigator albo pilot? Bo jeśli nie, to muszę zdobyć te klucze od Daniela, a on ma karabin. \

Nie musiała tego powtarzać. Zapamiętali od razu.

Nim zdążyli odpowiedzieć ich oczy poraził blask włączonego światła, a potem łączność nagle zerwała się i zastąpiły ją dobrze im znane echa krzyków, trzaski i szumy.

W kilkanaście sekund od włączenia się świateł pokład pod ich nogami zadrżał wyraźnie. Wiedzieli, co to oznacza.

Sekwencja startowa uruchomienia silników została wznowiona. Wyglądało na to, że coś lub ktoś .. . naprawił SCS HARVESTERA.

Przed nimi zawirowały poruszone niewidzialną siłą mniejsze kawałki kosmicznego złomu.

Rurki, blachy, kamienie, czyjaś oderwana ręka nadal tkwiąca w skafandrze.
Wyraźnie ułożyły się w japoński znak.

神は永�-に住んでいる

Kami wa eien ni sunde iru

„Bóg żyje wiecznie”

彼が望んでいる�-�所を�-�く

Kare ga nozonde iru basho o aruku

„Wędruje dokąd zechce”.

Trzeszczenie kadłuba HARVESTERA zdawało się dobiegać zewsząd, jakby coś wielkiego i niewidzialnego przesuwała się pod poszyciem, przez stalowe wręgi kolosa, poprzez kanały techniczne i tunele wentylacyjne jednocześnie.
 
Armiel jest offline