Po ataku sfory zadziałał instynkt. Nie było czasu na przygotowania, obmyślanie taktyki. Trzeba było działać szybko i skutecznie w tych ułamkach sekund. Tak mu się przynajmniej zdawało. Davhorn nie przywykł do walki z takimi bestiami i trzeba rzec, że w ogóle z potworami. Owszem zdarzało mu się ubijać orki, gobliny a i coś większego też by się znalazło. Ale był to wyjątek od reguły. Walczył zawsze z ludźmi i wiedział czego się po takim przeciwniku spodziewać, wystarczyło rzucić okiem na uzbrojenie, ot cała filozofia. W tym przypadku musiał wykorzystać to co zawsze ratowało mu życie. Miecz dwuręczny nie należał do najłatwiejszych w operowaniu. Potrzeba było dużej siły żeby zadać skuteczny cios z racji jego wagi oraz co ważne, mieć dużo miejsca wokół. Aczkolwiek taki cios z reguły był śmiertelny. Teraz jednak należało walczyć o życie i bez broni. Pomimo rozpłatania jednej bestii dał się powalić na glebę. Widocznie ciężar ostrza jak i noszonej zbroi nie pomagał w tej potyczce. Ryj szczerzący kły zbliżał się do gardła, aby raz na zawsze pozbawić go życia. Nie tak powinien zginąć wojownik. Śmierć jawiła mu się zawsze jako wyzwolenie. O ile była to chwalebna śmierć w bitwie skoro żywot parszywy. Tak go uczono i tak też zostało.
Złapał bestię mocnym uściskiem i z całych sił jakie miał próbował przekręcić jej łeb z grymasem bólu na twarzy.
Rzuty: 9 12 19 8 13 |