Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2013, 14:16   #1
EngelbartKappa
 
EngelbartKappa's Avatar
 
Reputacja: 1 EngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skałEngelbartKappa jest jak klejnot wśród skał
[nWoD] The Three Shadows



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4bQa2LcEQWU[/MEDIA]

******

Los Angeles, ciężko porównać do jakiegokolwiek innego miasta na ziemi, nawet jeśli przy bliższym poznaniu, ten oszałamiający blask miasta aniołów, za którym podążali i mali, i wielcy okazywał się być tylko złotem głupców.
Los Angeles, byli tacy, którzy oddali miastu całe swoje życie, oddali swoją duszę. Miasto pożerało ich ciała, aż wreszcie pochłaniało do końca, nie pozostawiając nawet wspomnień.
Los Angeles, pełne fałszywych uśmiechów, pustych, mętnych oczu, tysiąca masek na każdym skrzyżowaniu, na twarzach i samochodowych. Każdy się ukrywa, każdy ma swoje sekrety, niektóre mogłyby zmrozić do szpiku kości.
Los Angeles... Można kochać, można nienawidzić. Ale trzeba poznać.
Miasto Aniołów... Może kiedyś nim było, teraz zostało miastem upadłych ludzi.



******


2013-09-23

Zaginięcie policyjnej legendy?

Detektyw Jason Cox (47), został w dniu wczorajszym uznany za zaginionego. To wielka strata dla Los Angeles Police Department, jak wiadomo, detektyw Cox, zajmował się kilkunastoma sprawami seryjnych morderców, wszystkie zakończone sukcesami.

Uzyskaliśmy informacje z zaufanego źródła iż z dnia 20 września na 21 września, detektyw Cox pełnił służbę wraz ze swoim partnerem, Danem Garzą (29). Po interwencji, posterunkowy Garza odwiózł detektywa Coxa do domu, to był ostatni raz, jak ktokolwiek widział zasłużonego policjanta.
Poszukiwania zostały wszczęte dopiero 22 września, zostały przerwane w dniu dzisiejszym. Z naszych informacji wynika iż policja jest bezsilna, a w domu detektywa Jasona Coxa nie ma absolutnie żadnych wskazówek, co mogło się z nim stać. Jeśli ktokolwiek ma informacje o miejscu pobytu Jasona Coxa, proszony jest o niezwłoczny kontakt z policją.

******

Nad Los Angeles wstawał mglisty świt, słońce wznosiło się znad horyzontu, rozświetlając mrok nocy. Los Angeles umierało. Życie w Mieście Aniołów kończyło się nad ranem. Niektórzy się z tym nie zgodzą, a potem wyjdą ze swoich mieszkań, w dłoniach ściskając nesesery. Pójdą do pracy, przesiedzą swoje osiem godzin, z przerwą na lunch, wrócą do mieszkań, usiądą przed komputerem, telewizją... Tak. Życie.

W całym mieście, setki, tysiące ludzi wiodło swoje mniej, lub bardziej ciekawe życia, w oparciu o niektóre z nich można by nakręcić film, a co najmniej napisać książkę.
Były też takie... W które nikt normalny, by nie uwierzył...

Matthew Sosiński

Słońce powoli wkradało się do sypialni, prześlizgując się między zasłonami. Matthew już nie spał, dziś zaczynał swój pierwszy dzień pracy w Proevo-Arch, prestiżowej firmie architektonicznej, zajmującej się głównie obiektami sportowymi, siłowniami, zamkniętymi kortami do tenisa, squasha. Cóż, wszystkim co w jakimś stopniu wiązało się ze sportem albo zdrowym stylem życia. W samych bokserkach leżał na podłodze energicznie wykonując kolejne „brzuszki”. Jeszcze dziesięć, jeszcze dziesięć – powtarzał sobie w myślach. Dbał o swoją sylwetkę, o kondycję, a nic tak nie rozbudzało jak ćwiczenia fizyczne.

Prysznic, śniadanie. Po dwudziestu minutach był gotowy do wyjścia, podekscytowany i gotowy. Przez ostatni miesiąc wydał wszystkie swoje oszczędności, bardzo się cieszył, że dziś dostanie zaliczkę, na poczet swojej przyszłej pracy dla Proevo-Arch. Inaczej chyba musiałby zacząć sprzedawać się na ulicy, bo poza kilkoma drobiazgami, nic w jego mieszkaniu nie należało do niego.
Ale zaczynał nowe życie, spełniał swój amerykański sen, zostawiając przeszłość za sobą, patrzył w przyszłość. Nie wiedział jednak, co los dla niego przygotował. Gdyby wiedział, może zostawiłby Miasto Aniołów i wrócił do Polski.

Z mieszkania wyszedł kilka minut po ósmej, robotę zaczynał o dziesiątej i miał sporo czasu. W normalnych okolicznościach zazwyczaj przemieszczał się na swych nogach, biegnąc, chcąc być dokładnym, lecz dziś zamienił krótkie spodnie i t-shirta na spodnie w kant i marynarkę. A siłę własnych nóg, na Metro Rail. Usiadł przy oknie i wpatrywał się w migające za szybą budynki.

Nie minęło pół godziny jak dotarł na miejsce – piękny budynek Proevo-Arch, jego firmy. Nie wiedział jeszcze do końca czego się spodziewać, po swojej nowej pracy, ale miał nadzieję, że się nie zawiedzie. Z duszą na ramieniu nacisnął na klamkę i przeszedł przez duże, podwójne, przeszklone drzwi. W środku, oczywiście, wszystko profesjonalne, schludne, bez przesadnych luksusów, ale z gustem. Nieduża recepcja, dwa korytarze, winda, schody, prowadzące na jedno z trzech pięter należących do pracowników i dwa wyższe, dla zarządu i części rekreacyjnej.

Podszedł do recepcji i uśmiechnął się do ślicznej dziewczyny siedzącej przed komputerem.
- Witaj. Matthew Sosiński, dziś mam spotkanie z Panem Ronem Maxwellem. W sprawie pracy. – kobieta uniosła wzrok znad ekranu komputera i lekko uniosła brwi, z zaciekawieniem lustrując gościa.
- Dzień Dobry Panu, Matthew, tak? Soshinskey, tak? Bardzo ma Pan ciekawe nazwisko, Panie Soshinskey. – uśmiechnęła się ciepło, po czym nacisnęła kilka przycisków na telefonie. - Tak, tak, dobrze, to ja poproszę. – zaświegotała do słuchawki.
- Dyrektor Maxwell już czeka. Windą i na piąte piętro, tam już się Pan nie zgubi. Powodzenia. – musiał przyznać, że serce zabiło mu mocniej, chociaż nie mógł powiedzieć, czy z powodu zbliżającej się rozmowy z dyrektorem, czy uroczej recepcjonistki. W każdym bądź razie nacisnął „5-tkę” i czekał na windę.

Tallulah ‘Lull’ McCorrigan

Ocknęła się przed ekranem komputera, gdy tylko pierwsze promienie słońca musnęły jej twarz. Przecierając zaspane oczy zerknęła na zegarek. Wskazywał siódmą. Mogła spać może trzy godziny, może dwie, nie pamiętała kiedy padła. Od dwóch dni analizowała nowe zapisy wideo w sprawie Seana Meyera. Znajomemu z LAPD, udało się wyszarpnąć i skopiować taśmy z miastowego monitoringu, z okręgu kilometra od domu Meyerów. Wcześniej dysponowała tylko kilkoma, niekompletnymi filmami z najbliższych kamer na latarniach. Na razie nie znalazła niczego bardzo ważnego, ale kilka postaci kręcących się koło domu Meyerów, wydało jej się podejrzanych. Zapisała dokładnie godziny ich obecności, by nie zapomnieć.

Liczyła na postęp, szczególnie że od prawie dwóch tygodni sprawa stała w martwym punkcie. Kolega Seana – Mark Mullen, który był prawdopodobnie jedynym punktem zaczepiania jaki miała Lull, przebywał na wakacjach w Europie. Jednak wszystko miało się zmienić. Nowe taśmy, to jedno, a fakt, że Mullen wracał dziś, to drugie.

Z trudem trzymała otwarte oczy, potrzebowała kawy i to zaraz. Złapała stojący przy klawiaturze nocny kubek i nie spoglądając do środka pociągnęła duży haust zimnego, mocnego i słodkiego jak diabli trunku. Pomogło dopiero opróżnienie naczynia i zalanie świeżą, której aromat od razu stawiał na nogi.

Wiedziała, że powinna się zdrzemnąć, przynajmniej dwie godziny, zregenerować baterie, by nie wychodziła z mieszkania z worami pod oczyma. Jednak wciąż i niezmiennie wierzyła w cudowną moc regeneracyjną kawy. Była głodna, a nie pamiętała czy miała czas zrobić zakupy. Odpowiedź przyszła wraz z otworzeniem lodówki i brzmiała – nie. Wzięła szybki prysznic, spędziła kilka minut na drobne poprawki kosmetyczne, złapała za torbę i opuściła mieszkanie. W budynku, w którym mieszkała nie było windy, lecz jej kondycja była bardziej niż zadowalająca, by nie sprawiało jej to żadnego problemu.

Po drodze do sklepu kupiła w kiosku gazetę i z nosem w tekście powoli pokonywała resztę drogi. Przynajmniej do chwili, gdy jej uwagę przykuł krótki artykuł w środku Los Angeles Times. Pamiętała Jasona Coxa i zawdzięczała mu wiele, chodź czasami, w gorszych chwilach przeklinała go i życzyła, by wtedy się spóźnił. Cox został ściągnięty z LA, by wspomóc LVMPD w sprawie „Lodziarza”. Tallulah była wtedy bardzo dumna, uparta, niepokorna, nie chciała do końca dzielić się wszystkimi informacjami, jakie posiadała, uważała że jej i Williamowi uda się sprawę rozwiązać samemu. Myliła się, cholernie się myliła. Gdyby nie to, że Jason był specjalistą, geniuszem, to i ona skończyłaby tak jak Yo’Bill... A tak detektyw Cox prawie w ostatniej chwili wraz z policjantami LCMPD rozgryźli łamigłówkę i uratowali Lull przed pewną śmiercią.

Czytała artykuł raz po raz, nie mogła uwierzyć, że detektyw o takim prestiżu, z takim doświadczeniem, może zaginąć z dnia na dzień. Prawda, że słyszała o jego problemach, policjanci plotkują, ale Jason Cox był twardym człowiekiem. Nie chciała wierzyć, że wreszcie się złamał.
Odłożyła gazetę do torebki i zrezygnowała z robienia zakupów. Pochwyciła hot-doga ze stojącej przy ulicy budki i stanęła przy ulicy, próbując złapać taksówkę. Nie ma czasu na zakupy, czekał ją bardzo długi dzień. Mark Mullen, wracał po jedenastej, a Jason Cox... Nie mogła odrzucić wrażenia, że coś jest mu winna, a sprawa nie jest tak jasna, jak mogła się wydawać.

Michael Lupinacci

I Michaela ranek przywitał w ciekawych okolicznościach, mianowicie obudził się dość nagle, gdy Mike Hansfield, potrząsnął nim z całej siły, wspominając coś o zajęciach, na których musi być, bo babka będzie mówiła o jutrzejszym egzaminie. Babka dotyczyło Lynn Vavreck, wykładowczyni Polityki Amerykańskiej na UCLA, jak się składało najbardziej szanowanej przez Lupinacciego przedstawicielki grona akademickiego, co więcej profesor Vavreck zdawała się go darzyć podobną estymą.

Ze złością otworzył oczy, próbując dojść do siebie. Wczoraj spędził miły wieczór z Monicą, najpierw kino, oczywiście jeden z nowych horrorów, wybrany przez niego osobiście, z przyczyn wiadomych. Potem kolacja, parę drinków. Znał się na tym i miał standardy. Jak na studenta dość wysokie. W szczególności, że Monica była cudowną dziewczyną. Poznał ją bardzo niedawno, właściwie, to ona do niego podeszła. Po rozstaniu z Franciscą, nie miał zamiaru uganiać się za dziewczynami, miał zamiar pobyć sam, w spokoju. Nie szukał nikogo. Na jednej z imprez w pubie, gdy siedział przy barze i właśnie kończył piwo, poznał Monice. Postawiła mu drinka, rozmawiali cały wieczór, a później odprowadził ją do akademika i otrzymał chyba najsłodszego całusa w swoim życiu, a przynajmniej wtedy miał taki smak. Na pewno była warta starań.

Chwilę mu zajęło nim doszedł do siebie, a złość na współlokatora zmalała do poziomu, gdzie już nie chciał ukręcić mu jaj.
- Wiem... Już przerobiłem to tydzień temu na konsultacjach. Wychodzę dopiero na Nauki Polityczne za trzy godziny. – warknął niepocieszony, ale skąd Hansfield mógł to wiedzieć, jak nie świrował z jakimiś pustymi lalkami, szpanując muskulaturą i tatuażami, to pił piwo z kolegami z drużyny. Michael nie mógł powiedzieć o sobie, że był typem imprezowicza, wolał spokój, chociaż też odprawiał swoją dolę społecznych aktywności.
- Ale skoro już mnie obudziłeś, to pójdę pobiegać, a ty się kiś na zajęciach. – nie mógł sobie odmówić tej drobnej uszczypliwości, ale tak już jest jeśli chodzi o współlokatorów. Prawie jak miłość, albo wojna. Wszystko dozwolone, bez obawy o konsekwencje.

Pół godziny zajęło mu wyszykowanie się do wyjścia, ale miał jeszcze czas. Zatrzasnął za sobą drzwi i po minucie był już poza akademikiem. Nie narzucał zbyt dużego tempa, nie miał zamiaru się zamęczyć, a jedynie trochę rozruszać. Po jakiejś godzinie wrócił pod akademik. Właśnie wchodził do środka, gdy zawibrował telefon. Rzucił okiem na ekran – SMS. Kolejne kliknięcie.

„Cześć Stary, moglibyśmy się dziś spotkać na piwie? Mam problem. To ważne.” – Sam Clarkson

Michael poważnie się zaniepokoił. Sam był człowiekiem, który zdawał się żyć w świecie ciągłej euforii. Nic go nie smuciło, nic go nie rozpraszało. Do dnia dzisiejszego nie słyszał, by Clarkson kiedykolwiek się na coś skarżył, czy miał jakiś problem. Do tego już umówił się z Monicą Rusco na wieczorny spacer... Ten dzień zaczął się do niczego i może równie do niczego się skończyć, lecz Lupinacci był dobrej myśli, nie było sytuacji, w której by sobie nie poradził.
 
__________________
I became insane, with long intervals of horrible sanity.

Ostatnio edytowane przez EngelbartKappa : 09-09-2013 o 18:03.
EngelbartKappa jest offline