Dwadzieścia minut, do takiego czasu Matt ograniczył swój trening o poranku. Był to idealny odcinek czasu od rozbudzenia do prysznica, nie obciążał zbytnio długości snu architekta i jak to większość codziennych rutyn, pobudzał ciało do wieczornych katorg na siłowni, bieżni, basenie, ściance wspinaczkowej... Albo gdzie też go wieczorem wywiało. Oczywiście wstawanie równo o szóstej wyglądało fajnie na papierze, w praktyce nie raz zdarzało mu się zrywać z wyra na zapałkę. W takie dni głównym problemem Matta było zmycie z siebie odoru wczorajszego potu wymieszanego z alkoholem - mieszanką tego czym oddychał, z tym co wydzielały jego gruczoły potne. Wczoraj jednak nie uderzył w miasto, chciał być w pełni skoncentrowany swojego pierwszego dnia, tak więc wieczór spędził w mieszkaniu. Piwko z dobrym filmem w tle, w czasie którego piracił najnowszego Autocada brzmiało całkiem dobrze jak na niedzielę.
Dziś był odpieprzony na kant, nie przepadał może za garniturami, ale wiedział że rewelacyjnie w nich wygląda. W pewien sposób sprawiało mu to satysfakcję, w jaki sposób większość spojrzeń spoczywało na nim kiedy wsiadał do Metro Rail. Mimo solidnej ściany na którą wpadł jeszcze w Polsce uważał się za człowieka sukcesu, a porażka? Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia, podniesie się z niej na pewno, wielu chciałoby być w jego skórze. 29-latek miał figurę, która w spasionej Ameryce mogła robić za rekwizyt w muzeum, miał niezłe perspektywy na życie i zaczynał pracę w swoim ukochanym fachu, uzgodniona wcześniej pensja też wyglądała nieźle. Niemal w biegu wpadł do budynku biura doprowadzając się do porządku przed wejściem. Szybko spryskał się perfumami, poprawił krawat, przejrzał się w tafli szkła - był gotów. Uwielbiał to uczucie ekscytacji pomieszanej ze strachem towarzyszącej wchodzeniu w nowe otoczenie.
Pierwszym miłym akcentem nowej pracy była zdecydowanie sekretarka pracująca w biurze, Matt miał nadzieję często *przypadkowo* na nią wpadać. Dziewczyna była zdecydowanie w jego typie: ładna, ale naturalna, można powiedzieć typowa sekretarka, niezbyt wyuzdana (bo takie zazwyczaj odnosiły wprost przeciwny efekt do zamierzonego, gorsząc co bardziej konserwatywnych klientów), po prostu ładna, o uroczym uśmiechu i niebieskich oczach. Odwzajemnił jedynie uśmiech odpowiadając już w pół kroku do windy.
- Sosiński, pochodzę z Polski, jeżeli nie wylecę z hukiem to mam nadzieję pokażę ci później jak to wymawiać - rzucił na odchodne naciskając guzik w windzie. Idiota, nie zapytał się jej jak miała na imię. Może będzie na to jeszcze czas później, o ile nie dostanie od razu do zaprojektowania Empire State Building II, bo spieszmy się kochać nowych, tak szybko odchodzą.