Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2013, 20:41   #299
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdzieś pod ziemią...
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
?

Virmien-Wiedźma, po pojawieniu się wewnątrz posterunku wywołała sporą panikę wśród Znajdujących się w nim Duergarów... być może mieli już kiedyś z taką do czynienia? W każdym bądź radzie, Druidka w swej kolejnej formie, zaatakowała pazurami jednego z łysych kurdpuli, rozszarpując mu niemal na strzępy rękę, którą próbował się przed owymi atakami desperacko uchronić. Zalewający się posoką typek, z kośćmi na widoku, darł się na całe gardło, słaniając na nogach. Strzał z jego kuszy był wyjątkowo niecelny.

Dezintegracja rzucona przez Tarina, wśród zielonego błysku przemieniła żelazne drzwi strażnicy w kupkę popiołu, zalegającego na podłodze. Tym oto sposobem droga stała otworem, i towarzysze mogli gnać do środka, by rozprawić się z załogą... z której jeden osobnik, z dziwacznym uśmieszkiem na gębie, i dosyć nieobecnym spojrzeniem, najspokojniej w świecie sobie z niej wymaszerował na spotkanie z napastnikami(!) atakującymi siedzibę jego klanu.

Lirikontha pognała mu na przeciw, ściskając swój lekki kilof bojowy w dłoniach...

Trzeci z wartowników, widząc co też się dzieje, czym prędzej odblokował drugie wrota, po czym puścił się w długą wrzeszcząc coś po swojemu. Po chwili zaś zniknął gdzieś w korytarzach za ową strażnicą, pozostawiając dwóch swych towarzyszy na jawną pastwę agresorów.


A Wulfram wciąż walczył z Golemem.

Jednooki wojak wyprowadził kolejną serię czterech ciosów, i gdyby nie fakt, że walczył z kupą kamienia, z całą pewnością komu innemu odrąbał by jednym z owych ciosów łapsko, zdecydowanie już niemal zakańczając owe spotkanie. A tak, posypało się jedynie nieco małych kamyków z wielkiego kamienia, a jeden z razów został przez Golema nawet zblokowany wielką dłonią. Wulfram miał już powoli serdecznie dość takich cholernych stworów, mających czelność odmówić szybkiego zgonu od jego klingi...

Daritos pokrył nagle gębę Golema pajęczyną, chcąc w ten sposób utrudnić (nie)życie skurczybykowi choćby w najmniejszym stopniu, co dawałoby okazję na wykonanie czegoś bardziej sensownego względem właśnie owej przerośniętej kupy głazów. Meggy zaś trafiła Golema jakimś ciemnym promieniem, co nie wywołało jednak żadnych efektów.

A wtedy ten sukinkot zionął jakąś ciemną chmurą w całą trójkę przed sobą, obejmując jej działaniem całe trio.

Zarówno Wulfram jak i Daritos nie poczuli zupełnie niczego, nic ich nie spaliło, nie zamieniło w kamień, nie uczyniło żadnej krzywdy, absolutnie nic... albo więc byli tak twardzi, że udało się im przezwyciężyć efekty tego czegoś, albo dopiero mieli odczuć skutki.

- Daaa...ri...tooosss* - Wyjęczała Zaklinaczka, poruszając się niczym stuletnia babinka.

Cholerny Golem z kolei zaczął już sobie zdzierać pajączynę z kamiennej gęby.





Na zboczach gór
9 Ches(Marzec)
6-ty dzień wyprawy
wieczór

Harmony zaprowadziła zainteresowane osoby na pokład pokrytego lodem statku, bardziej jednak wodząc oczkami za Raetarem, niż wielce oprowadzając awanturników po tym nietypowym znalezisku. Jak jednak wspominała, na pokładzie leżały tu i tam kości i czaszki humanoidów, wielokrotnie tak mocno przymarznięte, iż nie dało się ich ruszyć z miejsca.

Sam statek wyglądał na dosyć stary, nie mógł jednak mieć wielu setek lat. W końcu bowiem tak dawno temu, raczej nie budowano właśnie takich konstrukcji jak ta tu... logicznie rzecz biorąc, musiał być więc inny powód znalezienia się tu owej jednostki, poza zatonięciem właśnie w tym miejscu, a następnie zlodowaceniu? Wszak ileż musiałoby minąć stuleci, musiałoby tu istnieć kiedyś jakieś morze, a sam statek nie przetrwałby takiego szmatu czasu zachowując tak dobry stan. A więc jakaś magiczna wpadka? Czar, mający być może uratować łajbę i załogę przed jakimś zagrożeniem nie zadziałał jak powinien, przyczyniając się właśnie do ugrzęźnięcia w lodzie, być może i to właśnie pod ziemią? No cóż, możliwości było wiele...

W każdym bądź razie ładownie były faktycznie pełne złota, przez co Foraghor nie przestawał się ślinić. Monety zaś wyglądały naprawdę dziwacznie, i chyba nie pochodziły ze znanych awanturnikom rejonów Faerunu, choćby nie wiadomo jak dawno były w obiegu.


Samotnika interesowała jednak kajuta kapitańska, mapy, wszelakie zapiski, i dziwaczne przedmioty o których wspominała ich "oziębła" gospodyni. Czym prędzej więc tam właśnie skierował swe kroki, by po chwili po raz kolejny owego dnia unieść nieco brew w lekkim zdziwieniu. W pomieszczeniu bowiem, poza zwyczajowym stołem, koją, regałem, i podobnymi, typowym(chyba) dla takiej kajuty umeblowaniem, znajdował się... złoty tron.

Tron z wyrytymi na niej dziwnymi mordkami, znakami, a nawet czaszkami. Tron posiadający ryciny, których Raetar nie umiał odczytać.

A przynajmniej chwilowo.


Ledwie dwie księgi również na niewiele się w chwili obecnej zdały, a po mapach nie było żadnego śladu. Na stole zaś, poza prymitywnym sekstansem i kwadrantem, małym nożykiem i resztkami pióra nie leżało nic interesującego... zupełnie jednak inaczej w rogu kabiny. Tam bowiem spoczywały czyjeś kości, a wśród nich walały się resztki ubioru, jakieś karwasze, i dwie fiolki.








* Meggy "spowolniona", i tyle.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline