Cholera, cholera … walnęła raz i drugi pięścią w kierownicę, ale pieprzony grat nie zamierzał ruszyć. Był martwy jak ścierwo skunksa na pustyni i równie użyteczny. Wyskoczyła z auta i nie zważając na wściekłe trąbienie innych kierowców – jej jeep blokował cały pas ruchu – pobiegła w stronę odjeżdżającego tramwaju. Wskoczyła do środka, zanim zamykające się drzwi przytrząsnęły tył jej służbowego żakietu.
Wyglądała jak przerośnięty kurczak w tym kanarkowym wdzianku. Spieszyła się na spotkanie w pubie, umówili się zaraz po jej zmianie, miała je zostawić w samochodzie, teraz już i tak za późno…
„Widzę, ze moje oszczędności są bezpieczne” uśmiechnął się od niej kierowca, podając bilet.
Zajęła miejsce i zerknęła na wyświetlacz komórki – zadzwoni, uprzedzi o spóźnieniu. Zaczęła wybierać numer, ale urządzenie zamigotało czerwoną diodką i zdechło. Cholera, znów zapomniała go naładować.. cholera, cholera.
Nie mogła sobie przypomnieć, czy wzięła swoje antydepresanty. Na pewno coś brała, rano, pamiętała dokładnie, ale jaki kolor miała ta pigułka? Cholera, cholera…
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |