Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2013, 19:19   #102
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Irga.

- Zabiłaś ją! - oskarżający palec Zamelnschafta niemal dotknął jej obwisłych, pustych piersi. - Miałaś spędzić bachora a ty ją po prostu zabiłaś!

Nie odpowiedziała. Utorowała sobie drogę kosturem. Wspięła się na schody. Długie, szerokie schody. Podczas wspinaczki na górę Kruk latał wokół niej, dziobiąc ją tym swoim każącym paluchem. Widziała wystraszone, ukradkowe spojrzenia służby, zaglądającej przez specjalnie niedomknięte drzwi.

Krucza córka leżała w pościeli bledsza prawie niż sam materiał. Wydawała się nieżywa. Starucha podeszła, przysiadła na brzegu łóżka, odsunęła przykrycie, przyłożyła ucho do piersi dziewczyny. Zastygła nieruchomo niczym czarny ptak siedzący na świeżym ścierwie.




Bernard Wolner.


Kranz siedział przy świecy przepisując papiery gęsim piórem. W kominku palił się ogień i jak na gust Wolnera w pomieszczeniu było zbyt duszno.



- Nie przepraszaj Bernardzie - złożył zamaszysty podpis pod pismem i odłożył pióro do kałamarza, przysypując świeży atrament piaskiem. - To ja jestem ci winien przeprosiny. Bardzo ostatnio męczy mnie pogoda. Te deszcze i poranny chłód.

Zsypał piasek do kuwetki. Zatarł kościste dłonie, chuchnął w nie kilka razy nim odezwał się ponownie.

- Pewnie zainteresował cię świadek, o którym wspomniałem - wskazał na leżące na biurku papiery. - Właśnie skończyłem pisać raport. - Wziął pismo do ręki i nachylając nad płomieniem odczytał sylabizując - Łoza ze wsi Trzódka - odłożył papiery - wypasał wraz z kompanami bydło a doszli w poszukiwaniu dobrych traw aż pod Grzmiącą Rzekę, niedaleko przeprawy promowej.

Skryba podszedł do kominka i wystawił dłonie w kierunku ognia.

- Wczesnym rankiem Łoza udał się nad rzekę, żeby się wypróżnić - kontynuował z pamięci, - gdy jego uwagę przyciągnął hałas dochodzący znad przeprawy. Podszedł bliżej i zza drzewa, niezauważony przez nikogo obserwował co się działo.

Obrócił się plecami do paleniska i ręce założył do tyłu. Spojrzał w oczy katu.

- Według słów chłopa, dziewczyna, której opis pasuje do naszej wiedźmy, stała na polance obok chaty przewoźnika a wataha wilków zagryzała żołnierzy eskortujących transport ze złotem. Gdy już było po wszystkim, dziewczyna wsiadła na wóz i odjechała w sobie tylko znanym kierunku. Co ty na to?



Kesa z Imari.


- Jak to nie mogę wejść? - zdumienie Kesy przeradzało się powoli w złość.

Strażnik stojącu u wejścia do lochów był lekko zakłopotany.

- Taki dostałem rozkaz, nie wpuszczać nikogo, poza stałą obsługą.

- Mam upoważnienie od rajcy von Szanta! Przecież mnie znacie!

- Przykro mi. To nie wystarczy.

- Kto wydał taki rozkaz?

- Po ostatnim incydencie, nadęt… rajca Orben Fethil - zmitygował się szybko.

Słyszała o nocnym uprowadzeniu więźnia. Kto nie słyszał? Tylko o tym mówiono w Warowni. Niestety, strażnik był nieugięty. Najwyraźniej po ostatniej wpadce nie chciał podpaść rajcom za niesubordynację. Nie pozostało jej nic innego niż sobie odpuścić.


Irga.


Po chwili przysłuchiwania się w ciche, niczym trzepot skrzydeł ćmy, bicie serca, szeptunka wyciągnęła kościany nożyk i nacieła dłoń dziewczyny. Tak samo jak wcześniej swoją. Krucza córka westchnęła. Z rany poleciała krew.

- Żyje - zaskrzeczała starucha wstając. - Żyje Kruku - powtórzyła cicho, zmęczona. - Pamiętaj, że zgodziłeś się na to. - Wbiła w niego swe widzące oko. - Nie odwołuj tego co zaczęte. - Zastukała kosturem w podłogę. - A teraz pozwól starej kobiecie odpocząć.

Ominęła go i udała się do swego pokoju. Przystanęła przez chwilę przy naczyniu z żarem. Objęła go z czułością. Wyszeptała kilka słów. Po czym położyła się i zasnęła.

,~*~’
Pośrodku oczka wodnego biło źródło. Rozchodzące się od niego centrycznie kręgi marszczyły lustro wody. Opadające z drzew liście unosiły się na powierzchni popychane niewielkimi falami na zewnątrz. Wszystko poddawało się oddziaływaniom źródła. W pewnym oddaleniu od środka oczka, na płyciźnie leżał kamień. Kamień z bruzdą na jego gładkiej powierzchni. Kręgi na wodzie rozbijały się o niego. Nie przesuwały go. Fale tworzone przez źródło okrążały kamień, nie zmieniając jego pozycji. Nawet liście przepływające w jego pobliżu czepiały się jego powierzchni i choć falowały na powierzchni wody, ta nie była w stanie oderwać ich od jego powierzchni.

,~*~’
Szeptunka obudziła się. Wyjrzała przez okno. Słońce zbliżało się do swojego kulminacyjnego punktu, by już za niedługo rozpocząć swoją powolną wędrówkę ku ziemi.


Kesa z Imari.


W rezydencji rajcy panował już względny spokój. Korytarz uprzątnięto. Służąca myła na czworakach podłogę.

Marina von Szant siedziała w salonie przy filiżance herbaty. Ubrana w błękitną suknię. Wyglądało na to, że już całkiem wróciła do sił.


Cathil Mahr.


Była ostrożna. Była cicha. Była szybka i niewidzialna. Skradała się jak kot po rozgrzanych od słońca dachu. Z góry widziała całe piękno Denondowego Trudu sama pozostając niezauważoną. Miasto z tej perspektywy wyglądało pięknie. Nie było widać brudu, nie było czuć cuchnących ścieków, żebraków i zapchanych uliczek.

Nie chciała w to wplątywać Rolfa. Czuła, że nie mogła. Oddał jej przysługę, którą był jej winien. Życie za życie. Teraz stali po przeciwnych stronach. On był strażnikiem miejskim, ona poszukiwana listem gończym. Wpakuje ją do lochów i na tym się skończy. A Nena zostanie zamordowana gdy tylko zajdzie słońce i żadne z nich nie zjawi się u Albrehta von Gassa.

Z drugiej strony może niziołek miał rację? Pewnie nie udałoby się im odbić dziewczyny. Była sama, bo nie mogła przecież brać pod uwagę śpiewaka, i to bez broni.

Przysiadła na krawędzi dachu. Spojrzała na budynek po drugiej stronie. Na kamienicę, w której mieszkał Rolf. Okno było uchylone. Mogła przemknąć po dachach na drugą stronę i po występach po prostu zejść niżej i wskoczyć do środka.


Orin Sorley.

Niziołek miał podobne rozterki jak łowczyni. Szukanie pomocy u Seaghdh Uisdeana było rozpaczliwą próbą ratowania druidki w sytuacji właściwie bez wyjścia. Słońce stało w zenicie a bard czuł, że czas ucieka im przez palce. Nie wiedział, czy u elfa znajdzie wsparcie, czy nowe kłopoty. Do tej pory go nie okłamał. Obiecał, że za przysługę uwolni dziewczynę i tak zrobił. Niemniej jednak, wprowadził go w nowe tarapaty. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć.

Stojąc w zaułku spoglądał na szyld Złotego Garnca. Jeszcze mógł się wycofać. Nie ważne co zrobi. Musiał działać szybko.


Nena Deacair.

Nilofaur po raz kolejny wytropiła swoją opiekunkę. Po raz kolejny dotarła do miejsca, w którym była więziona. Po mentalnym kontakcie aż zapiszczała z radości. Pani była niedaleko. Pani jej potrzebowała. Musiała ją odszukać. Musiała do niej się dostać.

Kamienne nory ludzi. Nory o zimnych, śliskich ścianach. Przemykała wzdłuż uliczek szukając wejścia. Znalazła. Zastawione drewnianą przeszkodą. Drapała pazurkami, lecz przeszkoda nie puszczała. Czekała, kręciła się. W końcu przeszkoda odsunęła się a z nory wyszedł człowiek. Poczekała i wbiegła do nory nim drewniana przeszkoda zasłoniła wejście. W środku śmierdziało tak bardzo aż zaparło jej dech. Zmarszczyła pyszczek i chciała uciec ale wejście do nory znowu było zamknięte. Bała się. Bała tego co znajdzie w ludzkiej norze. Przerażał ją nieznany zapach, który zabijał jej zmysł powonienia. Kręciła się w kółko, szukała ucieczki.

Wtedy przez jej strach przebił się znowu uspokajający mentalny głos jej opiekunki “znajdź mnie”. Uspokoiła się. Wpełzła głębiej do nory. Tutaj smród był jeszcze gorszy. Obeszła puste pomieszczenie wzdłuż ściany. Nora prowadziła w dół. Tutaj nieprzyjemny odór był mniej odczuwalny a kontakt z opiekunką coraz wyraźniejszy. Jej podniecenie rosło. Znalazła się w dość szerokim pomieszczeniu. Kilkoro ludzi siedziało przy sztucznym słońcu i warczało na siebie głośno. Obeszła pomieszczenie dookoła, z dala od światła, lecz nie znalazła wyjścia z tej nory innego niż weszła. Czuła, że Pani musi być gdzieś blisko.

“Jestem. Jestem tutaj. Blisko.” Czuła to...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline