Mark szedł nie pewnie, od niedawna był w mieście i nie przyzwyczaił się do niego, jednak ludzie nie przeszkadzali mu w powolnym marszu, pewnie przez to że jebało od niego gorzej niż od gówna pomiotu chaosu i to że wyglądał jak tysiąc nieszczęść, na bosaka w obgównionych spodniach, na klatce zarzucony worek po ziemniakach twarz krzywa jak z pękniętego lustra, zgarbiony z wszami na skołtuniałych włosach, a jak otworzył za szeroko gębę to ludzie odwracali się z przerażeniem w oczach, szedł powoli, zatrzymał się przy jednym z zaułków, chwilkę zastanawiał się czy warto pakować się w to gówno i nie spierdolić, ale zły mu krowę obiecał z tą robotę i by mógł przestać gonić brata
-No to idziem-
powiedział po cichy i wszedł w ciemny zaułek, wiedział że za beczkami czai się jakiś dryblas ale znał hasło podszedł do beczek i zastukał trzy razy i wszedł dalej w zaułek, skręcił i zobaczył Grada, ukłonił się nisko i starając nie pokazywać mu wnętrza ust rzekł
-O wielkisz panie Grad, ja idziem od złego, zły kazać mi przyjść i cię słychać-
Ukłonił się znowu nisko i cofnął o krok czekając n a reakcję olbrzyma |