Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2013, 16:20   #3
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Ogromne niczym dwa dorodne jabłka księżyce zbliżały się właśnie na spotkanie. Podróżując plażą gwiazd z minuty na minutę dochodziły do Wielkiego Zamku.

Blade, usypiające światło pulsowało od ich okrągłych tarcz, kładąc swój dotyk na jego policzku.
Jesienny powiew złośliwie rozrzucił kosmyki czarnych jak krucze pióra włosów, smagając jego podłużną, trupiobladą twarz i wpadając do stalowo-bladych oczu. Podmuch wiatru przyniósł ze sobą zapach umierającej natury. Ostatni krzyk złoto-pomarańczowych drzew.

Postać westchnęła cicho, a zaraz temu zawtórował ledwo słyszalny syk.
Po chwili mężczyzna zamknął oczy, a na jego oblicze wlało się skupienie.

Już czas. Nareszcie.




Wieczorne powietrze rozpłynęło się jak sen, gubiąc swój zapach i pęd.

Arthasis Meldar va Grove otworzył oczy. Jeśli cokolwiek czuł, nie dał tego po sobie poznać. Na zmianę położenia nie zareagował w żaden sposób. Wyglądał tak, jakby właśnie co wysiadł z windy na piętrze, na którym pracował od bardzo wielu lat.

Mimo wszystko rozejrzał się uważnie. Dokładnie sześć par oczu lustrowało pomieszczenie z najdrobniejszymi detalami. Nie zauważając niczego podejrzanego, mężczyzna postąpił krok w stronę stołu. Natychmiast odezwał się tajemniczy głos, na co odpowiedział zaskoczony syk. Arthasis podniósł leniwie prawą dłoń, dając tym samym do zrozumienia, by jego "towarzysze" się uspokoili.

Para - można rzec - węży nerwowo wiła się nad jego barkami, strzelając jadowitymi języczkami i błyszcząc złotymi ślepiami. Pokryte były czerwoną łuską. Swój początek najprawdopodobniej brały zza łopatek mężczyzny, skrytych pod długim, smolistym płaszczem. Poza tym brunet miał na sobie skórzane odzienie uszyte jakby w średniowieczu. Czarna kurta narzucona była na zgniłozieloną koszulę, przeszywaną złotymi wzorcami. Do tego luźne spodnie zakończone w twardym obuciu. Natomiast poprzeplatany rzemykami pas utrzymywał pod ręką klingę broni. Było nim ostrze zbliżone do jataganu, egzotycznej broni białej.
Miecz Arthasisa miał ściętą pod ukosem, niczym nie ozdobioną głowicę oraz wyprofilowany trzon, jak i też bardzo ubogi jelec. Co się tyczy wykonanego z dziwnego materiału ostrza, miało ponad pół metra i podwójną krzywiznę oraz było zanurzone w niczym nie wyróżniającej się pochwie.

Cóż, być może nigdy nie zastanawiał się nad swoim wyglądem, ale musiał robić dziwne wrażenie.


Arthasis zrobił kolejne kroki w przód, zatrzymując się trzy stopy przed statuą. Bacznie się jej przyglądał, wietrząc jakiś podstęp. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

- Niech będzie - powiedział grubym, twardym głosem.

Powolnym ruchem podniósł rękę i zaplótł ucisk na żarzącej się ogniem butelce. Następnie wrócił z nią do stołu i przelał zawartość do kielicha. Biorąc go w dłoń, przybrał wydłużony kształt, a na jego ściankach pojawiła się rycina przedstawiające zaplecione węże.

Uśmiechnął się paskudnie i opróżnił naczynie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 27-09-2013 o 16:24.
MTM jest offline