Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2013, 16:40   #4
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Pustka. Właśnie w niej chciałby się znaleźć. W miejscu, w którym mógłby być sobą. A raczej nie byłby kimś innym. Sobą nie był już od wielu, wielu lat. Normalny śmiertelny zapewne straciłby już rachubę lat. On nie zaliczał się do śmiertelnych. Normalnym też nie można byłoby go nazwać. Doskonale zdawał sobie sprawę ile czasu minęło od uwięzienia. Tysiąclecia, wieki, lata, godziny, minuty, sekundy... Był świadom nawet najmniejszych cząstek upływającego czasu, których inni nie nazwali bądź też jeszcze nie odkryli. Czas nie miał dla niego żadnych tajemnic. On powstał z czasu. Był dziecięciem czasu. Może i był samym czasem.


Tak długo wierzył, że uwolni się ze swojego przekleństwa, że już zaczął wątpić, by kiedykolwiek miałoby się to stać. Umarła w nim ta, co umiera ostatnia. Stracił wszelką nadzieję. Był gotów pogodzić się ze swym losem. Jego największe marzenie, jego jedyne marzenie ściągnęło na niego kłopoty, z którymi nie potrafił sobie poradzić Początkowo wydawać by się mogło, że znalazł w końcu towarzystwo. Chciał się z nimi zaprzyjaźnić. Oni jednak nie zrozumieli jego intencji. Tak samo, jak nie rozumieli jego jestestwa. Myśleli, że przybył ich podbić. Dlatego go uwięzili. A on im na to pozwolił.
Jego więzienie było jednym z najgorszych. Odbierało mu to, co dla każdej istoty było najważniejsze. Odbierało mu jego jestestwo. Z tego wiezienia nie można było uciec. Miał je cały czas przy sobie. Miał je na sobie.


Znalezienie się w wieży zaskoczyło go. Gdyby nie więzienie z pewnością wiedziałby, że taki moment nadejdzie. Lecz czy wtedy by w ogóle nadszedł? Czy miałby powód, by porzucić wszystko, co go otaczało i ruszyć w nieznane? Kiedyś pewnie nie. Lecz to było kiedyś. Nim tutaj przybył nie wierzył już w nic ani nie pożądał niczego. Żył bo nie potrafił i nie miał wystarczającej motywacji, by uwolnić się od swojego żywota. Ale teraz to się zmieniło. Odzyskał nadzieję Powrócił na ścieżkę, z której tak dawno zboczył. Znów miał powód, by przeć naprzód. Jego cele świeciły jasno niczym światełko w tunelu. Trzeba było jedynie po nie sięgnąć.


Odziany w zbroję osobnik rozejrzał się po pustym pokoju. Nie miał przy sobie żadnej broni czy bagażu. Jedynie zbroję. I to nie byle jaką. Kunszt wykonania i poblask, jakim reagowała na światło bez źródła mogły zachwycić, ba wprawić w zakłopotanie niejednego króla. Mogła schować w swym wnętrzu postawnego i wysokiego mężczyznę. Ozdabiały ją tajemnicze symbole. Hełm zakrzywiony był w dół niczym dziób drapieżnego ptaka. Gdyby jednak przyjrzeć się jej bliżej można było dostrzec kilka szczegółów, którymi różniła się od zwyczajnej ochrony rycerzy. Nie miała żadnych szczelin ani łączeń. Stworzona była z jednego kawałka materiału. Jeszcze bliższe przyjrzenie się uświadamiało, że materiałem tym nie był żaden metal. Poblask, który można było uznać za efekt światła odbitego w wypolerowanym żelastwie też nie był tym, czym w pierwszej chwili mógł się wydawać. Było to odbicie tego, co znajdowało się w pokoju. Zbroja wykonana była z lustra. Symbole, które nie tylko odbijały światło, lecz również wytwarzały własne świadczyło, że w jej stworzeniu brała udział magia.
Nie stanowiła dla niego ochrony. Była jego wiezieniem. Ale to właśnie dzięki niej jego ciało stworzone z czystej energii miało kształt.


Bezimienny długo zastanawiał się, który z napoi wybrać. Nim został uwięziony mógłby bez trudu dojrzeć konsekwencje takiego wyboru. Teraz jednak jego moce były mocno ograniczone. Musiał zdać się na własny rozum i osąd. Czy to, który napój spożyje miało mieć wpływ na resztę pobytu w wieży? Czy zostanie przez to jakoś skatalogowany? A może był to wybór dla samego wyboru? Nie niosący żadnych konsekwencji w przyszłości.
– Z ognia po części jestem zrodzony. – dało się słyszeć głos dobiegający jednocześnie zewsząd, jak i znikąd. - To, co można sercem nazwać, u mnie lodem się stało nim tu przybyłem. – Osobnik sięgnął po lodową butelkę. – Dzięki lodowi się tutaj znalazłem. Niech i tak będzie.
Zawartość butelki wylana została do kieliszka. Ten natomiast został zbliżony do hełmu. W górnej części zbroi nie pojawił się żaden otwór, przez który można by wlać napój. Pomimo tego płynu wyraźnie ubywało. Zbroja natomiast przybrała z lekka niebieskawy kolor i gdzieniegdzie pokryła się szronem. Wraz ze zniknięciem ostatniej kropli zbroja powróciła do normalności. Pierwszy wybór dokonany. Ciekawe co czekało dalej.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline