Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2013, 11:47   #52
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Strzelaniny w Nowym Jorku nie są niczym dziwnym. Obrońcy, mutanty, gangi w tym armia... Ciągle ktoś do kogoś strzelał a w niektórych Enklawa dzień bez paru trupów z dziurami po kulach oznaczał coś niedobrego. Rzadsze, chociaż ciągle powszechne były strzelaniny z wybuchami. Jednak i one się zdarzały, szczególnie jak bawili się chłopcy Collinsa, którzy zawsze pod ręką mieli parę granatów. To co jednak miało miejsce tutaj nawet jak na standardy Zgniłego Jabłka zasługiwało na określenie jatki. Zdemolowany pub w jednej z błękitnych stref. Zabito dwadzieścia siedem osób, raniono trzy. Po tym jak oddział żołnierzy zabezpieczył okolicę został zdziesiątkowany. Oba zajścia po za miejscem łączyła jedna rzecz. Zrobiła je jedna osoba. Bez wsparcia. Niczym kowboj z przedwojennych westernów. Albo bohater kiepskiego filmu akcji. Odpowiednio, kobieta i mężczyzna. Za obojgiem wysłano list gończy a śledztwo prowadził sam Delay.

***

Wesołkowie może nie byli największym gangiem. Ale stanowczo potrafili się lepiej bawić od Czach. I żyli. A Demon nie mógł tego powiedzieć o swoich poprzednich ziomach. Rozwalił ich jakiś psychopatyczny, samozwańczy pojebus z shotem automatycznym i jego wiecznie pociągający nosem funfel. Ale to było kiedyś, zostały po tym już tylko koszmary. A teraz po ostatniej robocie mieli masę gambli i wydali ją w jedyny słuszny sposób. Na dziwki, wódę i piko. Balanga trwała w najlepsze gdy zgasły światła. Ganger wzdrygnął się, za bardzo przypominało mu nawalankę w której wybito Czachy. Nie klął jak inni, nie sięgnął też po swoją armatę. Zamiast tego gdy wybuch oślepił i ogłuszył wszystkich padł płasko na ziemi. I to go uratowało, w przeciwieństwie do reszty gangusów i dziwek. Nie słyszał krótkich serii, nie widział ich ale mógł sobie wyobrazić. Gdy ktoś na niego padł skulił się i próbował udawać trupa jeszcze bardziej. Niestety akurat gdy znowu zaczynał widzieć poczuł szarpnięcie i zaraz potem silne pchnięcie. Ktoś zabrał mu gnata i kosę, poczuł ucisk na wykręconych nadgarstkach. Ktoś go pętał, dobrze, może nie zabije. Może znowu mu się uda. Na pewno.
Tym razem jego oprawcą była kobieta. Brunetka, całkiem zgrabna. Jej sylwetkę powiększał ciemny mundur i kamizelka, taka jaką noszą żołnierze ale demon założyłby się o własnego fiuta, że dziewczyna z wojskiem nie miała nic wspólnego. Cyngiel. Pewnie Donny. Cóż... Gdyby faktycznie się założył to by bardzo szybko był kastratem.
Kobitka właśnie skończyła krepować dwóch innych mężczyzn, w tym ich bossa Jimiego. Z kabury wyciągnęła klamkę, małą z tych jakie noszą trepy. Mimo to Demon bardziej skupiał na niej uwagę niż na jakimkolwiek bajeranckim desertcie. Napastniczka spojrzała na nich.
- Niedawno robiliście dla mężczyzny. Elegancika, blondyna.
- Pierdol się suko! Możesz mi obciągnąć!
Demon wiedział, że Jimi nie powinien tego mówić. To nie był czas by zgrywać twardziela. Kobieta prawie nie celowała. Wydawało się, że po prostu podrzuciła ręką, która trzymała broń a Jimi zawył. Tłumik zagłuszył strzał ale nie zwierzęce wycie. Z krocza gangera lała się krew tworząc wielką kałuże. Prawie równie okropna była twarz laluni. Demon nie raz widział jak ktoś kogoś katuje, żeby pokazać kto tu rządzi. Sam to robił. Taki był ten świat. Laseczka jednak nie cieszyła się maniakalnie gdy odstrzeliła jaja Jimiemu. Nie była też w szoku ani nie miała wyrzutów sumienia. Wyrażała tyle samo emocji co przy naciśnięciu klamki. Spojrzała na Demona i Wielkiego Boba.
- Zostało Was dwóch. Temu, który więcej mi powie nie odstrzelę jajec. Jeżeli któryś z Was skłamie, żeby uratować swojego fiuta to mu go utnę. Powoli.
I Demon zaczął mówić. Wszystko co wiedział. Nic nie pomijając ani nie dodając.

***

Fucha oficera śledczego nie była szczytem marzeń porucznika Jacksona. Inni wojskowi nim gardzili nim jako dzbanem i donosicielem a detektywi jako amatorem zajmującym się ćpunami i przemytnikami. Jackson odpalił papierosa wyćwiczonym ruchem podpatrzonym na jednym z przedwojennych filmów. Pozwolił rozlec się w ciszy szczękowi jego zippo. Dopiero wtedy skomentował widok gruzów, które niedawno były klubem.
- Porachunki gangów.
Nikt z ludzi przydzielonych mu do obstawienia terenu nie skomentował. Jackson zaciągnął się i westchnął. Nie szukał nawet śladów, chyba tylko pieprzony jasnowidz by je znalazł. Jeżeli wierzyć przemądrzałemu saperowi użyto tu czegoś porównywalnego mocą do dwóch kilogramów semtexu.
- Dobry wieczór panom.
- Stać! Ręce na widoku! Dokumenty!
- Panie... Kapralu. Niestety nie mogę spełnić jednocześnie obu pana próśb. Wzajemnie się wykluczają.
- Jadaczka!
- Taki język nie przystoi młodemu podoficerowi wojska Stanów Zjednoczonych. Proszę o wyrażanie się grzeczniej.
Jackson odwrócił się i przyjrzał się mężczyźnie, który dyskutował z trepami z kordonu. W świetle latarek był widoczny bardzo dobrze. I na pewno nie był zwykłym obywatelem. Mężczyzna nosił starannie przystrzyżoną brodę bardziej siwą niż czarną, podobnie jak włosy. Sylwetka zdradzała wysportowanie i niemałą siłę fizyczną ale była niszczona przez zbyt częste posiłki. Jednym słowem wyglądał jak dobry wujek. Tylko, że po 2020 dobrych wujków już nie było. Nie małą poszlaką też była wielka giwera na plecach. Dobrotliwy uśmiech wydawał się porucznikowi lekko chorobliwy, maniakalny. Podszedł do mężczyzny, zmęczonym ruchem ręki każąc trepowi się zamknąć.
- To teren zamknięty obywatelu. Miało tu miejsce przestępstwo.
- Dobry wieczór panie oficerze. Właśnie w tej sprawie chciałbym pomówić. Niestety ten młody człowiek zatrzymał mnie posługując się słownictwem nie przystojącym komuś noszącemu mundur. Tuszę iż zostaną wyciągnięte w stosunku do niego konsekwencje.
Jackson zaciągnął się papierosem i wydmuchał dym.
- O czym chce pan rozmawiać, obywatelu?
- Jak rozumiem nie mogę liczyć na prywatność i rozmowę w cztery oczy. Cóż... Przedmiotem mojego zainteresowania jest zajście w wyniku, którym zniszczono ten piękny okaz architektury nowoczesnej oraz sprawczyni tego zajścia. Chciałbym pomówić z świadkami.
- Sprawczyni? Skąd obywatel wie, że to była kobieta.
- Miałem przyjemność słyszeć o tej damie. Shirley Sanders, członkini 11. Widzę, że porucznikowi niewiele to mówi. Czy mógłbym porozmawiać z świadkami.
- Człowieku. To miejsce zbrodni, do tego ktoś wysadził je w powietrze!
- Jak rozumiem oznacza to brak świadków. Przykro mi.
Jackson nie zauważył kiedy mężczyzna podszedł podczas rozmowy. Jego ruch był cholernie szybki, za szybki jak na kogoś o tej posturze. Wyrwał jednemu z trepów karabin. W NY po raz kolejny rozległy się strzały.

Stacja benzynowa; Wszyscy

Ostatni mutant padł zastrzelony przez Marka. Nie minęło nawet pięć minut gdy przed stacje zajechał rozklekotany pick up. Z paki od razu zeskoczył Lynx ubezpieczany przez Baszara. Po krótkiej rozmowie z Heinrichem i Rączką dowiedział się, że jest czysto, mimo to chłopaki z QRS nie stracili czujności. Szybko i sprawnie sprawdzili teren zbierając truchła w jednym miejscu. Gdy było pewne, że nikt ich nie zaatakuje Drake mógł ocenić stan swojego oddziału. A mimo, że wszyscy żyli nie był on za dobry.
Heinrich był stosunkowo lekko ranny ale chuj wie co na pazurach miały tamte bestie. Rączka krwawił spod prowizorycznego opatrunku na nodze i klął nad rozłożonymi klamkami. Podobnie Mark mocował się z kałachem a Cutler był ranny w nogę. Logan nie wiedział czy chce wiedzieć skąd wziął się postrzał podczas walki z mutasami. No i była jeszcze Karen. Kurierka zaczęła zabijać resztkami desek dziury w oknach. Pieknie. Do tego musieli coś zrobić jeszcze z kobietą.

MÅ‚ody

Walka stanowczo nie była Twoją domeną ale teraz poszło wszystko sprawnie. Tylko ten europejski debil postrzelił Twoją ulubioną szafę trzydrzwiową, cała siła uderzeniowa poza QRS męczyła się z zaciętą bronią a chłopaki przywieźli sprzęt bo debilach, którzy słowo konserwacja chyba uważali za egzotyczny drink. O tyle o ile Springfield XD, dwururka, rewolwer i karabin 7,62 były w znośnym stanie to M16 przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy a mechanizm spustowy trzymał się tylko na słowo honoru. Ciekawym znaleziskiem był właśnie karabin, słowo samoróbka w pełni go nie oddawało. Słyszałeś o Byku, rusznikarzu z Hegemonii, który z przedwojennych części po różnych gnatach czynił cuda. Faktycznie konstrukcja wyglądała na taką co swoją niezawodnością nie ustępowała przedwojennym karabinom, wynalazki Byka były dość tolerancyjne jeśli chodzi o naboje ale celnością nie grzeszyły. Gdy kończyłeś przeglądać sprzęt podszedł do Ciebie Rączka.
- Słyszałem, że jesteś rusznikarzem. Słuchaj, zerknąłbyś na te gówno, któremu ktoś ukradł kolbę i jedną z moich klamek? Nie wiem co się zjebało. Jak dotrzemy do Hub i dostaniemy wypłatę stawiam dobrą flachę i kobitkę.

Staszek

Cóż... Zbytnio się nie popisałeś. Co prawda rozwaliłeś wielkie coś z pomocą Cutlera ale wcześniej wpakowałeś mu kulkę. Chuj wie co teraz przyjdzie do łba wielkiemu koksowi. Nim jednak się o tym przekonałeś podszedł do Ciebie Marek.
- Słuchaj. Słyszałem, że masz jakiś karabin na zbyciu. Pożyczysz? Mój mi się zaciął.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline