Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2013, 00:20   #10
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Moment, w którym wędrówka słońca dobiegała końca zawsze kojarzył się jej ze smutkiem, często również z zagrożeniem. Nigdy jednak nie zmuszał jej do takiego wysiłku jak teraz. Lampy zgaszone setki lat temu nawet nie próbowały pomóc uciekającej dziewczynie. Stukot bucików zderzających się z asfaltowym podłożem tak charakterystycznym dla zapomnianych miast roznosił się po okolicy, zagłuszając przy tym nadchodzące zewsząd odgłosy oddechów. Tylko jeden z nich był nieregularny, znacznie częstszy od pozostałych. Postronnemu słuchaczowi mogłoby wydawać się, że tylko jeden z nich posiadał jakiekolwiek oznaki istnienia, bycia żywym, a co znacznie ważniejsze i często przyjemniejsze w oglądaniu - strachu. Biała sukienka nie była zbyt pomocna w gubieniu pościgu, jednak Kil była niemalże pewna, że oni podążaliby za nią dokłądnie tą samą trasą nawet, gdyby w przedziwny sposób zdołała stać się niewidzialną. Co gorsza wszystkie inne dźwięki były niemalże identycznym wydychaniem powietrza, następującym co kilka sekund. Nie było jednak słychać wdechów - może zagłuszyły je dźwięki poszczególnych kroków, może po prostu istoty ich nie robiły.
Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc rozgałęziającą się drogę. Wybrała losowe odnóże, przyśpieszając jeszcze trochę. Jej płuca zaczynały boleć, jednak w przedziwny sposób jej umysł nie odczuwał strachu. Czuła, że da radę dostać się do osady, a co ważniejsze - w jakiś sposób zmylić pościg, by nie zdradzić swych pobratymców.
Biegła jeszcze kilka chwil, słysząc że znajdujący się za nią wcale się nie oddalają. Pot pojawił się na jej pięknej, delikatnej, dziecięcej skórze. W oddali zobaczyła bramę, której nie znała. Może to było miejsce, w którym zdoła przetrzymać moment, w którym na zewnątrz panują cienie? Przecież żaden z nich nie wiedział jak otworzyć drzwi, a szansa na zniszczenie kamiennych wrót była równie wysoka jak to, że zaraz za nią spadnie meteor, który usmaży wszystkich będących tuż za nią.
Starożytni magowie byli niemalże gotowi do wypuszczenia całego deszczu asteroid tylko po to, by pomóc dziewczynce. By uratować tą, która zdawała się być wybranką, odmienić losy tak smutnego miejsca jak Acerola. Właściwie, to kilka z gwiazd było krok od poruszenia się w kierunku nieprzyjacieli. Wszystko zdawało się być na miejscu, zapewniając tym samym godny najwspanialszych filmów wstęp do przygody bohaterki. Szkoda tylko… że starożytni magowie nie istnieli. Tak jak magia. Świat był całkowicie normalny, a gdyby nie utrapienie znajdujące się kilka metrów za jej plecami, powiedziałaby iż nudny.
Kropla potu spłynęła z jej czoła, jednak nie zdążyła nawet zetknąć się z ziemią - odległość między nią, a czychającą na nią watahą była krótsza niż ta, w której łzy szczęścia spotykają się z szarą, przyziemną rzeczywistością. Betonowa ścieżka została zastąpiona wysoką po kolana trawą. Ta zaś, jakby niechętna, wrogo nastawiona do małych stóp intruza ledwo co się pod nimi uginała, wymagając od dziewczyny poświęcenia dodatkowych sił na każdy krok. Istoty podążające za nią nie miał jednak tego problemu - ich masa, jak i mnogość sprawiały, że przeprawa była łatwa, a nienaturalnie wysokiej roślinnośći błyskawicznie wykazano jej niższość.
Ostatni skok, pociągnięcie za wrota, krok do przodu. Ciemność. Niepewność, której jednak bliżej było do bezpieczeństwa niż pewności znajdującej się przed drzwiami. Mrugnęła oczyma.


Kielich był piękny, złociste elementy przyciągały uwagę dziewczyny. Nie była pewna gdzie się znajduje, oraz co ważniejsze - czemu. Jednak jej mowa ciała nie ukazywała nawet najmniejszego zaniepokojenia. Nie będzie niczym szczególnym, jeśli świat dowie się o tym, że dziewczyna nie była szczeólnie dobra w ukrywaniu swych emocji. Wydawało się, że przyjęła to jako coś, co po prostu miało się wydarzyć. Jako fakt. Dla jednych byłaby to oznaka głupoty, dla innych - inteligencji, jednak Kil wydawało się to całkowicie… normalne.
Jej otoczenie nigdy nie kwestionowało sytuacji w jakich się znajdowało, wolało się skupić na szukaniu rozwiązania do takowych. Tym razem jednak nawet to zostało jej odebrane. Miała przed sobą dwie butelki.
Jedna z nich miała utożsamiać się z tym, co ogniste, gwałtowne, płomienne. Wielu osobnikom skojarzyłoby się to z miłością, jendak Kil nie doświadczyła ani tej psychicznej, którą obdaża się bliskich, ani tym bardziej tej fizycznej, która często opisywana jest jako kwintesencja przyjemności. Ponoć niemalże tak dobrej, jak legendarne wręcz pączki. Gdy myślała o sobie, o tym, jak traktuje innych, zauważyła jak wiele jest w tym nieuzasadnionych decyzji, czasem nawet gwałtoności.
Druga zaś posiadała kompletnie inny wygląd. Zamiast jednoznacznej czerwieni butelka przybrała kolor pięknego, wręcz oceaniczego błękitu. Nawet jeśli złotowłosa nie widziała jeszcze nigdy tego jakże wspaniałego, to odczuwała szacunek do uniwersalnego wręcz wzorca. Była pod wrażeniem piasku, który usłusznie pozwala wodzie panować nad sobą. Kil przypomniała sobie również o zimie, o śniegu. To jednak było niczym. Dopiero, gdy jej umysł oddał się wspomnieniom, a teraźniejszość odeszła znacznie dalej niż powinna, zdała sobie sprawę z tego, czym naprawdę jest chłód. Mało kto twierdzi, że takowy potrafi być przyjemny. Jednak pochławała od surowego, zimnego dla wszystkich go otaczających osobnika będzie warta dziesięć razy tyle co ta, pochodząca od radosnego, pocieszającego wszystkich. Najważniejszym jednak było życie. Niewielu kojarzy się ono z chłodem, jednak gdy spojrzeć na to stwiedzenie z perspektywy dziecka wychowanego w świecie pozbawionym nadziei. W miejscu, któremu nie groziła juz nawet apokalipsa - ta nadeszła bowiem ponad 300 lat temu, chłód zyskuje zupełnie inne znaczenie. Umysł, który jest możliwy do opisania tym właśnie słowem uratował znacznie więcej bytów niż ten, który skupiał się na danej chwili.


Dziewczyna aż podskoczyła z radości. Jej nogi zgięły się w kolanach, zaś stopy niemalże dotknęły pośladków. Ręce powędrowały do góry, jakby dziekując światu za to, co właśnie się wydażyło. Wylądowała delikatnie, jakby była lżejsza od liścia unoszącego się na wietrze. Dolna część sukienki zatańczyła jeszcze lekko, jakby wytracając całą nadaną jej przez ruch energię. Szeroki uśmiech zagościł na jej ustach.
Podniosła kielich, który aż prosił się by nazywać go szlachetnym i ruszyła w kierunku dzierżącego butelki z ciekawymi cieczami rycerza. Każdy krok był pełen radości, skoczności. Najwyraźniej nie widziała wielu możliwości, by stało się cokolwiek gorszego niż goniące ją cienie. Przez pomieszczenie przemknął dźwięk otwieranej butelki, a niebieska substancja zaczęłą powoli wypełniać naczynie. Każda jej kropla spływała, obniżając temperaturę otoczenia.
- Brr - dziewczyna nie zamierzała ukrywać swych odczuć. Gdy zawartość w końcu wypełniła kielich uśmiechnęła się. Woda, która w pewien sposób zakrzywiała światło sprawiła, że walory estetyczne najważniejszego przedmiotu tego jakże interesującego miejsca wzrosły jeszcze bardziej.
Kil czytała kiedyś o powieść o magach - nawet jeśli opowieści tam pisane nie miały nic wspólnego z prawdą, to teraz mogła poczuć się jak jeden z czarodziei. Unosząc rękę która dzierżyła kielich zmieniała temperaturę jego najbliższego otoczenia. Oblizała wargi i wypiła napój.
 
Zajcu jest offline