Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2013, 08:05   #102
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


TORCH, PRAHA, JONASZ, ORTEGA

Załatwienie wszystkich sprawunków zajęło im niecałą godzinę, ale czas ten wystarczył, aby poczuli się zmęczeni psychicznie. Skrzyżowanie wbijało się w mozgi feerią obrazów, dźwięków i zapachów. Pozostawiało w psyche niezatarty ślad.

Każdy korytarz, każda cela oferowała nowe cuda. Zakazane rozkosze, uwarzone przez miejscowych chemików narkotyki, alkohole tak niszczycielskie, że wprowadzały ciała i umysły na niezbadane ścieżki upojenia. Aż żałowali, że muszą się spieszyć. Aż żałowali, że nie mogą posmakować tutejszych specjałów, poznać technik seksualnych, które bez wątpienia znały Ripperskie dziwki, posmakować niedostępnych gdzie indziej owoców grzechu.
Mozaika świateł, muzyki, zapachów. Szaleństwo ubrane w kolorowe światełka, w pomalowane twarze, w pstrokate ubrania i wytatuowane ciała.
Skrzyżowanie. Zakazany owoc. Owoc szaleństwa i rozpusty.

Z trudem otrząsali z jego uroku, walczyli by nie rzucić w wir gier hazardowych, w objęcia chętnych dziwek, w orgie ciała i ducha.
Droga w dół. Do piekła. Wyłożona cyckami, cipkami, narkotykami i alkoholem.

Degrengolada. Erozja mentalna.

Ten sektor omamiał. Wodził na pokuszenie, jakby to powiedział Nateniasz, którego ciało najpewniej już rozdrabniały tryby maszyny, a szczątki trafiały do kotła z biomasą.

Bierzcie i jedźcie ….

Hahahahaha….

Czas uciekł im między palcami. Z trudem udało im się złapać, przedrzeć przez korytarze zatłoczone szalonymi, zdziczałymi w swych zachowaniach ludźmi i zameldować ponownie pod czerwoną kotarą, za którą czekał Szajba.
Nie czekał sam. Towarzyszyło mu ośmiu umalowanych, uzbrojonych i opancerzonych Ripperrsów. Klaunowie śmierci i obłędu. Straż honorowa szaleństwa.

- Fanty – Szajba patrzył na nich, i chociaż jego umalowana twarz nie zdradzała niczego, to oczy mówiły tak wiele.

Stanęli nad krawędzią otchłani i huśtali się na palcach. A nad tą przeklętą przepaścią zaczął wiać wiatr.

Wysupłali sprzęt – równe dwieście fajek, a kiedy Szajba zgarnął łupy wskazał na nich dłonią i powiedział.

- Za mną, chujki.

I ruszyli, tym razem cichszymi korytarzami, do miejsca, które mogło okazać się ich zbiorowym grobem.

* * *

Szli szybko, pustymi korytarzami, oddalając się od rozwrzeszczanych korytarzy Skrzyżowania. Chociaż nadal słyszeli ów wtłaczający się w mózgi szmer, jaki towarzyszył załatwianym na Skrzyżowaniu interesom.
Aż w końcu dotarli do solidnych drzwi, których pilnowało kilku dobrze wyposażonych Rippersów przemieszanych wyraźnie z członkami gangu Mścicieli. Najemnicy.

- Kogo tutaj mamy – z bocznego korytarza wynurzył się wysoki, chudy mężczyzna o dobrotliwym wyrazie twarzy i wszczepionych w twarz okularach o jednej długiej, prostokątnej, zielonkawej powierzchni. Wszczep był samoróbką, ale dość dobrej klasy, co potrafił ocenić Jonasz.

- To klienci, Wynmayer – przedstawił czwórkę ludzi Szajba. – Chcą skorzystać z Terminala.

Wynmayer spojrzał na Szajbę.

- Zapłacili ile trzeba - dodał ten szybko.

- W porządku – Wynmayer wykonał ruch ręką i dał znak ludziom przy wrotach. Dwaj Punishersi zajęli się korbami i po chwili ciężka maszyneria wprawiła w ruch grodzie.

- Terminal nie działa na pełnej długości, ale dotrzecie do sekcji transferowej. Tam szybko kierujcie się w dół. Przejmie was Sanches i jego ekipa. Pokażą wyjście.

Wynmayer poczekał, aż drzwi staną otworem i poprowadził ich w stronę utworzonego przejścia.

Znaleźli się na czymś, co wyglądało, jak peron metra. Z tym, że zamiast torów, przez ten tunel przebiegały dwa rzędy podczepionych pod sufit szyn. Wszyscy pamiętali to miejsce. Głowna magistrala komunikacyjna, którą roboty rozwoziły więźniów do poszczególnych sekcji gigantycznego okrętu. Kiedyś rozświetlona i nowoczesna, teraz mroczna, niepokojąca – jak relikt z zamierzchłej przeszłości.

- Zejście jest tam – Wynmayer wskazał schody na dół, gdzie widzieli linie magnetyczne, po których poruszała się kiedyś kolejka z więźniami. – Wysłalibyśmy was wagonikiem, ale to na pewno zwróciłoby uwagę Blaszaka. Dacie radę z kapcia. Teren powinien być czysty, ale lepiej miejcie się na baczności.

Wynmayer wyjął latarkę i dał znak skomplikowaną serią rozbłysków gdzieś w dół. Odpowiedziało mu kilka pojedynczych lumenów.

- Otworzymy wam Przegrodę. Za nią, tunel poprowadzi was prosto. Sanches już wie, że idziecie. Będzie na was czekał.

Wynmayer poprowadził ich metalowym, nieczynnym taśmociągiem w dół. Szajba i jego eskorta zostali na górze.

Terminal był … wielki. Szeroki tunel bez świateł. Dawno nie widzieli tyle wolnej przestrzeni wokół siebie. Terminal był … wysoki. Dawno już nie mieli tyle przestrzeni nad sobą. Oswajali się z tą nową scenerią przez dłuższą chwilę. Do tej pory ściśnięci w wąskich celach, w niezbyt szerokich korytarzach i tunelach, teraz wyszli na „szeroki świat”.

Kilkadziesiąt kroków dalej znaleźli się przy kolejnej grodzi. Potężnej konstrukcji której pilnowało dwóch ludzi i .. maszyna. Jeden z KLAWISZY – robot strażniczy. Prosta, mordercza konstrukcja w jakiś sposób zapewne przechwycona i przeprogramowana przez więźniów. Taką przynajmniej mieli nadzieję.

- Otwórz przejście techniczne – Wynmayer rozkazał jednemu z ludzi przy grodzi a ten posłusznie zabrał się do pracy przy pomocy WKP podpiętego ”na krótko” do sterowników. Po chwili nad przejściem zapłonęła zielona lampka, pulsująca w radosnym rytmie. Zasyczały serwomotory, zazgrzytały mechanizmy i sterowniki pneumatyczne – najwyraźniej zachowane w wyjątkowo dobrym stanie i terminal został otwarty.

- Właźcie. Przed wami jakieś półtora kilometra marszu do punktu węzłowego. Jeśli chcecie, możecie spróbować wyjść gdzieś wcześniej, ale ostrzegam, że STRAŻNIK może mieć oko na wyjścia. Jeśli wpuścicie maszyny do Terminala, słowo daję, że Gildia was znajdzie i sprawi, że będziecie przeklinali dzień, w którym wasz stary wsadził kutasa w waszą starą. Długo przeklinali.
Spojrzał na nich groźnie.

- Jeśli spotkacie kogoś po drodze, żadnych negatywnych ruchów. To będzie ktoś, kto płaci za przejście. Atak na niego czy na was oznacza psucie nam interesów, a tego nikt nie lubi. Jasne.

- Jasne – potwierdzili.

Sprawdzili ponownie sprzęt i przeszli przez grodzie.

Po drugiej stronie znajdował się identyczny tunel, co ten ze „stacją”. Ponury, wielki, z szynami na suficie. Na jednej jeszcze wisiał bezużyteczny szkielet jednego z podczepianych wagonów kolejki.

Drzwi za nimi zostały zamknięte i ruszyli dalej. Praha poczuł, że znów krwawi z nosa, a gdzieś w trzewiach coś zagulgotało mu głośno i gwałtownie. Czyżby organizm wchodził w kolejny etap choroby, tak zwane gulgotki? Jeśli tak, za kilka godzin zacznie srać na rzadko.



CARLA

Interes został przypieczętowany. Odpoczynek zakończony. Carla wstała i ruszyła za Wędrowcem. Jaki miała inny wybór? Żadnego. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, nie wiedziała, jak się stąd wydostać. Chwyciła los za rogi i miała szansę wyjść z tego szamba w miarę czysta i – co najważniejsze – cała.
Wędrowiec szedł powoli. Nie palił światła, poza małą, zielonkawą latarką, która dawała naprawdę niewiele. To było na swój sposób przerażające i fascynujące, jak dobrze radzi sobie w ciemnościach tylko z tym zielonkawym, widmowym oświetleniem. Jakby był kotem.

Korytarz, którym ją prowadził, nie różnił się od innych. Zimny, wilgotny, ciemny.

- Uważaj – zatrzymał się wskazując coś pod nogami. – Potykacz.
Zwykła linka. Pułapka Hien.

Minęli ich osiem, nim przez kolejne wąskie przejście techniczne, przedostali się na następny sektor. Ten straszył ich pustką i odgłosami cieknącej wody. Monotonnym ciurkaniem dochodzącym, zdawałoby się, ze wszystkich stron.
Wędrowiec był spięty. Jakby się wahał.

- Dobra – zatrzymał się wchodząc do jednej celi – pustej i nadpalonej. – Teraz wejdziemy na jeden z niebezpieczniejszych sektorów w tej części więzienia. Nazywam go Czernią. Nie będziemy w stanie zapalić tam ognia, światła, a nasze myśli skierują się w naprawdę pojebane rejony podświadomości. Czerń wymusi halucynacje, pobudzi zapomniane wspomnienia, omamy. Zrobi syf w naszych czaszkach. Jesteś na to gotowa, czy poszukamy innej drogi?
 
Armiel jest offline