Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2013, 13:19   #104
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rick Ortega podczas pobytu w tej części sektora doszedł do jednego, niezwykle celnego - jego zdaniem - wniosku: Skrzyżowanie było popierdolone. Ta iście snajpersko celna teoria cisnęła mu się na usta ilekroć mijał rząd kolorowych lampek, żarówek, pomalowanych niczym błazny więźniów, pstrokato udekorowane nagie ciała więziennych dziwek i wydziaranych psycholi. To miejsce działało na niego jak narkotyk, który im więcej się go zażyło bardziej przyciągał do miejsca swego pochodzenia. Do szaleństwa.


Żołnierz miał bardzo silną psychikę, ale wiedział, że gdyby był tu sam opuszczenie tego miejsca mogłoby przyjść mu z większym trudem. Może każdy z nich w pojedynkę wcale by stąd nie wyszedł. Jedni skończyliby zadźgani w blasku kolorowych żarówek, inni uduszeni przez naćpaną dziwkę podczas stosunku, a kolejni skopani na śmierć na tutejszej arenie czy innej mordowni. Punisher nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.

Za czerwoną kotarą czekał na nich ktoś kto był na tyle szalony, że uważał się za jednego z trzymających to całe gówno w ryzach. Szajba. Popapraniec jakich mało - nawet na Gehennie. Jego ośmiu umalowanych, śmiertelnie poważnych, uzbrojonych i opancerzonych Ripperrsów było obstawą godną jego aparycji. Niejeden psychol zatkał by sobie ego tak wyszukaną i mocną ochroną. Gdy po chwili milczenia śmiertelnie poważny, nie zdradzający niczego poza poważną chorobą psychiczną Szajba odebrał od grupy dwieście fajek grupa poszukiwawcza mogła ruszyć dalej. W kolejne niebezpieczeństwo...

***

Szybki marsz nie był dla Ricka wyzwaniem. Nawet, gdy Punisher był zmęczony, chory to najedzony i po zażyciu porcji leków mógłby oklepać jak dziecko niejednego cwaniaka uważającego, że tak się nie stanie. Mieszanina dźwięków charakterystycznych dla Skrzyżowania oddalała się coraz bardziej, ale mimo tego Ortega nie tracił na czujności. Wiedział, że nie może dać się uśpić, bo z takiego snu można już się nie obudzić...

Gdy ukazały się wrota Punisher przyjrzał się najemnikom je pilnującym. Członkowie gangu The Punishers mogliby go kojarzyć, gdyby tylko Rick od zawsze nie był tak obojętny na sprawy innych. Wychodził z celi jedynie wyraźnie o to proszony - na walkę, kogoś zabić lub przypilnować. Wysoki, szczupły gość z wysokiej klasy wszczepem nie wywołał u Ricka żadnych emocji. Nie zaskoczył go, bo jego reakcja w razie problemów raczej nie byłaby konieczna. Wynmayer był zatem szefem obstawy Terminala od tej, konkretnej strony.

Z tego co mówił nawszczepiany mężczyzna Terminal nie był drożny więc dojdą jedynie do sekcji transferowej. Tam miał ich znaleźć niejaki Sanches i jego ludzie. Wprawione w ruch grodzie odsłaniało stopniowo korytarz, a Mściciele obsługujący korbę byli od niechcenia osłaniani przez Rippersów.

Cała grupa weszła do środka do tunelu wyglądającego jak korytarz metra. Kiedyś nowoczesna magistrala komunikacyjna teraz ziała ciemnością i odrazą. Brak gościnności tego miejsca pozbawiłby chęci niejednego optymistę. Rick szedł w zaparte słuchając przewodnika.

Wynmayer poza wskazaniem im drogi dał znać na dole, że ktoś rusza magistralą. Wspomniał, że nie powinno być problemów, ale Rick na każde takie słowa brał poprawkę. Wolał mieć niespodziankę niż wypuścić na spacer bebechy po tym jak zaufa zdaniu czy dwóm rzuconym przez nieznajomego. Otwarta przegroda miała ich prowadzić prosto w łapy Sanchesa, który już czekał. Wielkość terminala zaskoczyła Ricka, który pierwszy raz od bardzo dawna poczuł wokół siebie przestrzeń. Przyzwyczajony do treningów taktycznych w terenie zielonym bardziej niż CQB żołnierz czuł się jak za dawnych lat na ziemi. Dopiero na tak szerokim spektrum mógł pokazać jak wiele jest wart on i jego karabin. Przeprawa miała być spokojna, ale on był gotowy.

Jakiś czas później ukazała się przed nimi kolejna gródź. Stało przy nich dwóch ludzi i KLAWISZ, którego Rick świetnie kojarzył. Jedna z bojowych maszyn STRAŻNIKA ani drgnęła na ich widok, ale Ortega miał broń w gotowości. Wiedział, że pancerz maszyny odbiłby każdy mniej celny pocisk. Na rozkaz Wynmayera jeden z ludzi otworzył Terminal. Gródź działała podejrzanie płynnie...

Groźba przewodnika nie wywołała u Ricka żadnych reakcji. Gość się nie uśmiechnął, nie spiął, nie spuścił wzroku. Punisher nie miał zamiaru wpuszczać do Terminala kogokolwiek nie mówiąc już o maszynach. O samym przebiegu ich wędrówki teraz decydowali inni. Praha, Torch, Jonasz. On był ramieniem zbrojnym, które w razie komplikacji usuwało z drogi przeszkody, które dało się usunąć. Tylko i aż tyle. Jak spotkają kogoś w tych tunelach to jest to grupa osób - podobnie jak oni - płacąca za skorzystanie z Terminala i nie mają im tego korzystania utrudniać. Rick miał to w dupie i stwierdził, że jak ktoś otworzy do niego ogień lub wyciągnie za blisko kosę spotka się z szybką reakcją. Bez pierdolenia się w tańcu.
 
Lechu jest offline