Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2013, 19:39   #103
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zaszła już za daleko, by się teraz cofać. Najwyżej plan spali na panewce. Najwyżej będzie musiała znowu uciekać, bo nie sądziła by Rolff chciał ją zabić. Ostrożnie ruszyła dalej. Przeskoczyła z dachu na dach, przesunęła się po gzymsie. Chwyciła mocno skraju dachu i opuściła w dół, stopami odnajdując występ. Przesunęła się powoli przy ścianie i zajrzała przez okno do środka. Głupio byłoby wpaść na kogoś innego niż Rolff.

Zobaczyła puste pomieszczenie. W środku nie było nikogo. Jednak w pomieszczeniu obok zauważyła jakiś ruch.
Czekała przez chwilę w bezruchu, obserwując sytuację.

Siedziała przyczajona niczym żbik. Nieruchoma. Cierpliwa.

Postać w pomieszczeniu obok ciągle była poza zasięgiem jej wzroku. Widziała jedynie cień. Cień, który zmieniał położenie. Żadnych innych odgłosów. Żadnego innego ruchu. Palce wczepione w gzyms zaczynały cierpnąć. Nogi zaczynały drżeć z wysiłku. Kolejne minuty spędzone na występie mogły skończyć się tym, że oderwie się od ściany i spadnie z drugiego piętra prosto na brukowaną ulicę.

Postanowiła zaryzykować i wślizgnąć się do pomieszczenia, nie alarmując tajemniczego cienia.

Okiennica zaskrzypiała lekko gdy ją odchylała wskakując do środka. Spadła na cztery łapy niczym kot. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Meble, łóżko, pusto. Kolejne drzwi, otwarte na oścież. Za nimi cień sylwetki. Ktoś się porusza. Słyszy już teraz wyraźnie odgłosy. Krok. Dwa kroki. Ciężkie buty stukają po drewnianej podłodze. Jedna osoba. Chyba jej nie usłyszała.

Cathil powoli wypuściła powietrze i ostrożnie, stąpając jak kotka podpełzła do drzwi by sprawdzić, czy to Rolff porusza się w pomieszczeniu obok.

Gdy zbliżyła się do drzwi i chciała wyjrzeć zza futryny zauważyła błysk metalu i ktoś wyskoczył na nią przyciskając ostrze do jej gardła. Ostry nóż przeciął skórę.

- Aaach… to ty… - Rolf rozluźnił rękę lecz ostrze ciągle trzymał przy skórze. - Skradasz się jak kotka. Czego tutaj szukasz? Myślałem, że już dawno uciekłaś z miasta.

Nie wyglądał na kogoś kto cieszy się z tych odwiedzin. Raczej na kogoś, komu taka wizyta bardzo komplikuje życie.

- Chciałam… - zawahała się - Chciałam… prosić o pomoc, ale to chyba zły pomysł.

- Zły pomysł? To jest cholernie zły pomysł? Co Ci przyszło do głowy, żeby tutaj przychodzić?

Skrzywiła się.
- Nie mam gdzie indziej - szepnęła - W lochach… oni mnie w ogóle nie słuchali. Od razu wydali wyrok. Potem nagle ktoś przyszedł i pomógł nam uciec, ale wpadłyśmy tylko z deszczu pod rynnę. Teraz von Gass ma Nenę w swoich lochach i grozi, że ją zabije jeżeli nie ukradnę dla niego jakichś obrazów - pod koniec głos Cathil się załamał. Wreszcie poczuła całą niesprawiedliwość tej sytuacji - Ja nic nie rozumiem. Dlaczego to wszystko nas spotyka? - tak jak wtedy na pręgieżu przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy tak niedawno byli jej przychylni - Ja chcę do domu.

- Niech to szlag! - warknął strażnik.

Schował nóż do pochwy i poszedł do pomieszczenia obok. Zaczął szukać coś w szafkach by po chwili pojawić się z butelką i dwiema szklankami. Postawił szklanki na stole i odkorkował butelkę. Rozlał mętnego płynu do obu szklanek. Usiadł za stołem, wskazując Cathil miejsce na przeciwko niego.

- Po kolei. Opowiedz mi wszystko po kolei. I zacznij od ucieczki z lochów. Kto pomógł wam uciec?

Cathil przetarła oczy wierzchem dłoni i pociągnęla smętnie nosem. Usiadła i zaplotła palce wokół szklaneczki. Miała słabą głowę, nigdy nie nauczyła się pić, jednak dziś pomyślała, że i tak przecież gorzej być nie może. Pociągnęła łyk i skrzywiła się.

- Ekhm… - spróbowała pozbyć się z gardła kłujących, rozgrzanych igiełek - W lochu… w lochu mi powiedzieli, że pewnie nie wyjdę z tamtąd żywa, bo właściwie nie ma różnicy, czy mówię prawdę, czy nie. No, ale chciałam tylko żeby Nenę wypuścili, więc poprosiłam o rozmowę z katem. Kiedy on przyszedł, rozmawialiśmy, ale przerwała nam grupa mężczyzn, którzy wynosili zwłoki. I tam, wśród nich zobaczyłam Nenę… ona nie chciała iść beze mnie. Ja ją znam, prędzej by została ze mną i umarła w męczarniach, niż uciekła sama… Więc musiałam iść. Okazało się, że to nasz przyjaciel Orin w jakiś sposób przekonał jakiegoś ważnego elfa, żeby nam pomógł. Zaraz, jak nas uratowali, tak nas zamknęli w jakimś pokoju i kazali czekać. I nagle wpada ten elf i każe nam uciekać tajnym przejściem, więc uciekamy, ale nie daleko. Zaraz złapali nas ludzie von Gassa i zamknęli w jakimś kolejnym lochu - opowieść przygnębiała ją coraz bardziej. Alkohol parował nietknięty - No i wyszło, że Orin się w coś wpakował. Śpiewał z jakimś innym bardem. Bo on jest bardem, Orin. I w tym czasie, ten drugi ukradł von Gassowi obrazy jakiegoś de la Picza, i teraz von Gass chce je odzyskać i kazał mnie i Orinowi przynieść sobie te obrazy, inaczej zabije Nenę - łzy naciskały na powieki i Cathil obawiała się, że się rozpłacze, jak głupia. Zwiesiła głowę, by nie było widać, jak szklą się jej oczy - Nena straciła przytomność i jest jakaś chora. A ja nie jestem złodziejem i Orin nie jest tym bardziej. To mały bard, Niziołek i… nie wiem, co mam robić. Nie wiem dlaczego ludzie tutaj myślą, że Nena kogoś zabiła. Nie rozumiem.

Rolff wysłuchał uważnie chaotycznego opowiadania dziewczyny, marszcząc przy tym brwi w wielkim skupieniu. Potem zaś kazał sobie tłumaczyć poszczególne wydarzenia, których nie zrozumiał za pierwszym razem.

- Albreht von Gass zagroził, że zabije Nenę? - uniósł brwi w zdumieniu. - A kim jest ten elf? Pamiętasz jak się nazywał? Byłabyś w stanie trafić do miejsca, w którym was przetrzymywali?

- Może. Chyba tak, do Neny - mówiła coraz ciszej, chowając twarz w dłoniach - Uisdean… elf nazywał się Uisdean. Do niego nie dałabym rady wrócić. Zbyt wiele kluczenia w podziemiach.

- Uisdean… - powtórzył cicho do siebie. - I co ja według ciebie powinienem teraz zrobić? - Pokiwał głową i wypił zawartość szklanki jednym haustem. - Ratujesz mi życie. Później gdy ja chcę ratować twoje, pakujesz się do lochów z własnej woli - wyliczał powoli odginając kolejne palce, - później z nich uciekasz razem z jakąś czarownicą a na koniec wpadasz przez okno jak gdyby nigdy nic prosząc o pomoc.

Zapełnił szkło raz jeszcze, lecz nie wypił tym razem, tylko wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. Podłoga skrzypiała pod jego stopami a on chodził od okna do ściany z rękami założonymi na piersiach.

- Ty wiesz jaka jest draka z powodu waszej ucieczki? - zatrzymał się w końcu przy stole. - Czego właściwie ode mnie oczekujesz?

Skuliła się w sobie i podciągnęła kolana pod brodę. Pokręciła głową, nie miała już sił. Nie wiedziała co robić.
- Nie wiem… nie wiem… jeżeli trzeba, to wrócę do lochów - mówiła cicho - Ja mogę, jestem kłusownikiem i… robiłam złe rzeczy. Ale Nena jest niewinna… a teraz może umrzeć. Nie chcę żeby umierała.
Poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Jej bezradne ramiona zadrżały.

- Niech to szlag! - warknął po raz kolejny. - Tylko mi się tutaj nie rozklejaj! Pij! - podsunął jej pod nos swoją, napełnioną szklankę. - Nie potrzeba mi tutaj rozhisteryzowanej baby!

Cathil przetarła oczy i sięgnęła po szklaneczkę. Upiła łyk, przełknęła palący napój wraz z gorzkimi łzami. Rolff miał rację, nie czas na łzy.
- Co powinnam zrobić?

- Jesteś poszukiwana listem gończym. Gdybyś miała trochę oleju w głowie powinno cię już dawno nie być w Trudzie. Pytanie brzmi co powinienem ja zrobić?

Ponownie zaczął się przechadzać po pokoju.

- Nie możesz tutaj zostać - zdecydował w końcu. - Nikt nie powinien cię tutaj zobaczyć. Wskażesz mi miejsce pobytu Neny a potem powinnaś zniknąć z miasta.

Spojrzał sceptycznie na dziewczynę.

Słowa Rolffa ją wzburzyły, zerwała się na równe nogi, wściekła. Chciała mu powiedzieć, że nie może opuścić druidki, ani jego samego, że musi dopilnować by nic złego ich nie spotkało, że nie chce zostawić Neny samej i nie chce znowu zostać sama i nie zobaczyć już nigdy swoich towarzyszy, ani Rolffa, że to by było zwyczajnie tchórzliwe.
Wszystkie te słowa pchały jej się na język jednocześnie i wszystkie utknęły. Prawda była taka, że mogła Nenie i Rolffowi tylko zaszkodzić. Przełknęła gorycz i znów opadła z sił.
- Dobrze - skinęła głową.

Pokiwał głową rozważając wszystko raz jeszcze.

- Najlepiej zniknij tą samą drogą jaką się tutaj dostałaś. Dasz radę?

Ponownie skinęła głową.

- Spotkajmy się za godzinę. W zaułku, nieopodal mej kamienicy. Nie rzucaj się w oczy. Podejdę sam. W porządku?

Uśmiechnęła się, nieco żałośnie i jeszcze raz skinęła głową. Bez słowa ruszyła do okna. Bez słowa i w ciszy opuściła mieszkanie, tak jak się do niego zakradła.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline