Hour-Man poczuł jak by podłoga wagonu na której stał nagle stanęła w płomieniach. W pierwszym odruchu chciał uskoczyć przed nieznośnym gorącem, ale jego stopy zdawały się być przybite do podłogi. Żar trwał kilka sekund, by zmienić się w lodowaty podmuch, który pociągnął bohatera w dół w nieskończoną ciemność, która otworzyła się nagle w wibrującej podłodze pędzącego składu.
Po chwili która nawet dla niego zdawała się wiecznością upadł bez tchu na drewnianą podłogę. Po kilku sekundach których potrzebował na ponowne nabranie powietrza w płuca otworzył oczy, by rozejrzeć się gdzie został jak się zdaje teleportowany.
Leżał wewnątrz narysowanego kredą na podłodze kręgu. Jego upadek częściowo zatarł wzory w jego wnętrzu, ale nie trudno się było zorientować, że jest to jakieś skomplikowane zaklęcie. Jedna ze świec przewróciła się gasnąc i przy okazji ochlapała jego buty roztopioną parafiną. Prędko tego nie zeskrobie. Hour-Man rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdował się w czymś co można określić prosto - Pracownia Maga z jakiegoś pożal się boże filmy Disneya. Książki, jakieś paskudztwa w słojach, notatki poprzyczepiane a nawet jakieś roślinki w doniczkach, lub wystające prosto ze ścian, lub podłogi. Doktor Fate wyśmiał by to miejsce.
Najbardziej osobliwą częścią tego miejsca był sam mag. Mag w ciężkiej błękitnej szacie odprawiający coś w rodzaju dzikiego tańca zwycięstwa. Na jego młodej twarzy (na oko Hour-Man'a wyglądał niemal jak nastolatek) okolonej brązowymi włosami gościł szeroki uśmiech. Czarnoksiężnik raz za razem pokrzykiwał "Udało mi się! Udało mi się!".
W końcu mag dostrzegł minę bohatera i zatrzymał się w pół kroku. Odchrząknął lekko, poprawił szatę i wyciągnął dłoń do siedzącego teraz Hour-Man'a.
-
Wybacz mi ten... najlepiej to określić jako "nagłą-niepoczytalność-która-się-nie-powtórzy-i-należy-ją-zignorować". Jestem Tadem, sprowadziłem cię do tego świata, bowiem moja kraina potrzebuje pomocy bohatera.