Spojrzała obojętnie po odchodzącym Nathanielu. "Mało zgrana... z tą bandą oszołomów nic dziwnego, miałam strzelić w Esquera czy w Morana, ale wybór..." Wodziła wzrokiem po twarzach chłopów, pełnych podziwu i uwielbienia. "Teraz zapewne będą nas mieli za bogów co wszystko mogą i rozprawią się z tym parszywym ptactwem jednym skinieniem głowy... naiwni..". Okrążała karczmę dalej aż doszła do swoich kompanów. -Od teraz mamy przynajmniej jeden kłopot więcej, a nawet dwa- przypomniała sobie o Nathanielu. Nieukrywała swojej irytacji. -Dlaczego dziwnym trafem nasz pseudo pośrednik zawsze psuje mi humor?- zapytała unosząc bezwładnie ręce. -Nie mam pojęcia...jednak wiem, że jeżeli zaraz nie położę się spać marny będzie jutrzejszy poranek- zrezygnowana spojrzała tęsknie na schody wiodące do pomieszczeń sypialnych. -Może teraz udamy się na spoczynek, a jutro przy śniadaniu omówimy plan działania?- zwróciła się do towarzyszy.
__________________ "Miłość jest dziką siłą. Kiedy próbujemy ją okiełznać, pożera nas. Kiedy próbujemy ją uwięzić, czyni z nas niewolników. Kiedy próbujemy ją zrozumieć, miesza nam w głowach." |