Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2013, 23:23   #105
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Na całe szczęście Szajba nie zdarł z nich więcej, niż się umawiali. Bardzo szlachetnie z jego strony. Przez niecałą godzinę błąkania się po Skrzyżowaniu i przygotowań do drogi, Petrenko zdołał nieco odpocząć. Zawsze lepszy spacer z przystankami niż wyścig z czasem w ciemnościach. Teraz wyjątkowo nie spieszyli się, pewne sprawy wymagają po prostu nieco czasu.
Za resztki fajek, bagatela koło setki, kupili jakieś elektroustrojstwo dla Jonasza, do zagłuszania sygnału. Ciekawe, czy warto.

Wstyd przyznać, ale Oleg nie był do końca pewien, czy Terminal Skrzyżowania jest w użytku. Słyszał, że jest jakaś droga szybkiego ruchu w kierunku, w którym podążali, jednak dopiero gdy Praha z tą jego niezachwianą pewnością stwierdził, że chodzi o Terminal, uwierzył. Niewielu udało się zapanować nad tymi korytarzami, wiele z nich wciąż pozostawała pod władzą STRAŻNIKA, niektóre stały odcięte od wszystkiego, niedostępne dla ludzi tak samo, jak dla maszyn. Oczywiście, nawet tutaj nie chodziło o przejazd kolejką magnetyczną, nie da się całkowicie odizolować Terminala od STRAŻNIKA aby móc bez przeszkód poruszać się w metalowym pudełku z prędkością moloch tylko wie jaką. Tutejsze władze udostępniały bezpośrednie połączenie z odległymi sektorami oraz neutralny teren. Nie dosyć, że szybciej, to jeszcze bez kłopotów, czyli jeszcze szybciej. A im zależało na czasie. No, przede wszystkim dwójce z nich.

Ile osób zdechło w A-0677 do tej pory? Nie są nawet w połowie drogi, prawie połowa z nich nie żyje, a połowa żyjących mocno krwawi z nosów, póki co. Torch trzymał co do nich dystans. Nie, żeby coś się zmieniło, ale bardziej uważał, kiedy się do nich zbliżał. Tak na wszelki wypadek.
A miejsca miał sporo. Terminal był jak ogromny hangar z odległym, lecz niewidocznym w ciemnościach, horyzontem. Przyzwyczajony do niewielkich sześciennych klitek i wąskich korytarzy Oleg czół niepokój w otwartej przestrzeni. Jeśli z ledwością dostrzegasz ściany pomieszczenia, a wzrok masz jeszcze dobry, to wiedz, że jest źle. Ok, Punisherzy czy Rippersi, albo jedni i drudzy, zapewniają neutralność i bezpieczną przeprawę. Ale jak, do jasnej cholery, można czuć się pewnie i komfortowo, jeśli jesteś wystawiony jak na widelcu, bez żadnych osłon na gołej polanie? Torch nie mógł sobie wyobrazić, co czuje Ortega. Doświadczenie żołnierza i instynkt zabójcy pewnie dają mu w kość, buntując się przeciwko tak nieodpowiedzialnemu, samobójczemu wręcz, zachowaniu. A mimo to, idą korytarzami Terminala, mając nadzieję, że przynajmniej w ten sposób uda im się uniknąć niebezpieczeństw Gehenny.

Swoją drogą, Wynmayer wspomniał, że zabijając innych podróżnych psujemy im interes. Ale co mogą zrobić trupy? Przecież nie złożą skargi, ani nie poskarżą się liderom gangu... Paranoja podpowiedziała Torchowi, że to mogła być tylko podpucha, żeby zmniejszyć ich podejrzliwość, gdy najęci przez nich chłopcy będą ich wymijali, i gdy zaczną pakować im śrut w plecy. Bo w końcu, kto się dowie?

Nie spotkali jednak nikogo, dosłownie, i to stało się ich największym zmartwieniem na tę chwilę. Tam, gdzie powinien być Sanches, była krew. Zwykle taka zamiana, jeśli nieoczekiwana, nie jest korzystna.
Poświęcili chwilę na zbadanie miejsca, jednak ciężko było cokolwiek powiedzieć, żadnych śladów wskazujących, co mogłoby tu zajść. Odpoczęli chwilę w tej mało uroczej, ale jakże charakterystycznej dla Gehenny, scenerii, i ruszyli w dalszą drogę. Nie mieli na co czekać. Dobrze wiedzieli, że żadne wsparcie nie przyjdzie.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline