Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2013, 22:57   #55
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Emocje po walce opadły i w momencie gdy pozostali mogli pozwolić sobie choć na względny relaks dla Młodego zaczynała się prawdziwa praca. Postrzelaćdo mutków potrafił każdy ale gdy jak zwykle po zabawie przychodziło do sprzątania to tylko rusznikarz QRS wiedział jak się do tego zabrać. Wypakował z samochodu swoje torby by zacząć obchód, gdy podszedł do niego jeden z przydupasów przydzielonych do ochrony, Rączka i zagadnął chcąc potwierdzić informacje o profesji Młodego

- Rusznikarzem, mechanikiem, specem od materiałów wybuchowych, komputerów i elektroniki a na dodatek robię za konowała jeśli zajdzie potrzeba. Do tego czasem trochę postrzelam, uczyłem się od ukraińca pędzić bimber i rozwiązuję kostkę rubika w maksymalnie dwadzieścia sekund. O czym ty… A, klamki. Spoko stary, zajmę się nimi ale trochę później. Trzeba mieć priorytety, a jakby na to nie spojrzeć to nieco was pocharatały te mutki. Odwijaj szmaty, chcę zobaczyć ranę zanim się zapaskudzi, a jak to zrobię to jako zapłatę za usługi medyczne poza zwrotem zużytych materiałów na miejscu w jakiś sposób unieruchomisz mi wielkoluda jak będę mu oczyszczał nogę. Pasuje taki układ? - Młody jak zwykle gdy adrenalina po starciu nie zdążyła jeszcze opaść robił się gadatliwy
Nowjorczyk skinął głową.
- Jasne. Dzięki.

Młody wprawnymi ruchami odwinął prowizoryczny opatrunek, który musiał przyznać że jak na samoróbkę był niezły. Rana nie była aż tak poważna, ale ryzyko zapaskudzenia było spore zwłaszcza że w trasie trudno było zadbać o higienę. Z samochodu kurierki wyjął swój plecak po czym znalazł w nim jeden z dwóch zestawów narzędzi, z których każdy służył do naprawiania maszyn, z tą różnicą że ten akurat służył do tych organicznych.

- Zaciśnij zęby, trochę poboli

Oczyścił ranę by ta nie zropiała, odkaził spirytusem zakupionym przed wyprawą i zszył brzegi rany by przyśpieszyć proces gojenia. Rączka trzymał się dobrze, Młody znał takich którzy w teorii odporni na ból krzywili się gdy przyszło wytrzymać szczypanie środka odkażającego, w nagrodę od rusznikarza otrzymał możliwość odkażenia się wewnętrznie z której skwapliwie skorzystał. Gdy już odszedł Młody ponownie spakował swoje graty oraz broń zostawioną mu przez Rączkę i ruszył do Karen

- Hej, z tobą wszystko w porządku?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Tak. Dzięki. Nie licząc strachu, którego się najadłam. Zawsze takie okropieństwa mnie brzydziły. Nieźle sobie poradziłeś.
- Dzięki, ty byłaś świetna zwłaszcza jak na sytuację tak nagłego zagrożenia. Dla mnie robota dopiero się zaczyna, postrzelać to od nas wszyscy potrafią ale połatać rannych już nie koniecznie.
- Ta… Znam to z konwojów. Masa twardych twardzieli z wielkimi klamkami, którzy potrafią tylko szybko ściągać spust. Ani żarcia nie zrobią, ani nic nie naprawią. Szczytem ich umiejętności jest zawiązanie brudnej szmaty na ranie.
- Jak ty mnie rozumiesz. Czasem się zastanawiam, co my kulturalni, wrażliwi i inteligentni robimy wśród takiego elementu, ale potem przypominam sobie że zwykle dobrze płacą. Lecę obejrzeć resztę zanim ktoś wpadnie na genialny pomysł zszywania sobie rany nitką wyprutą z ubrania używając odłamka łuski jako igły

W następnej kolejności Młody zamierzał zająć się drużynowym gigamutem. Skinął Rączce głową że nadszedł czas, po czym zwrócił się do Cutlera

- James, przyjacielu! Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć! Wiesz co zamierzam teraz zrobić, prawda wielkoludzie?
Nowojorczyk paląc papierosa spokojnie wstał i podszedł do rusznikarza opierając ciężar ciała na zdrowej nodze.
- Już Ci mówiłem, że z tego nic nie będzie. Jestem wielki, silny i jak ostatnio nadal hetero. Nic z tego Młody. - rzucił Cutler z uśmiechem. - I uwierz mi, że Rączka w tym stanie mnie nie utrzyma. Moja czarna dziura zostanie już po wsze czasy do srania… Nie patrz tak na mnie! - wielkolud wybuchnął śmiechem.
- Ty brzydalu tylko o jednym. Kobite byś sobie znalazł to głupoty zaraz by ci ze łba wybiła. Masz dwie opcje, albo grzecznie dasz sobie opatrzyć nogę nie łamiąc mi nic odruchowo jak coś cię zaboli albo zaszczypie przy odkażaniu albo ci ją amputuję jak już wygnije i wda się gangerna. A obiecuję, że wtedy zrobię to łyżeczką. Plastikową
- Nie strasz, nie strasz, bo się… - zaśmiał się James zostawiając słowo do uzupełnienia przez słuchaczy. - Pewnie, że dam sobie nogę opatrzyć! A z tym łamaniem czy w ogóle jakimiś odruchami dziwnymi u mnie… Co ty, kurwa, Marka czy Torrino żeś się na mój temat radził?! Kurwa, Młody, zachowujesz się jak byśmy się wcześniej nie znali. Ogarnij się proszę.
- Stary, ciebie coś zaswędzi w trakcie szycia, uderzysz bo myślisz że to jakiś komar cię bajcnął a tu się okaże że moja ręka nagle jest dwa razy szersza bo z kości zostanie proszek. Masz kurwa przestrzeloną nogę a ja nie mam sprzętu ani umiejętności jak Fadiej, rozumiesz? Jak się szarpniesz to mogę ci coś uszkodzić więc nie pierdol. Tyle dobrze, że kula przeszła na czysto bo nie wiem czy dałbym radę ci ją wyciągnąć ale i tak oczyszczenie rany będzie bolało jak diabli
- Myślisz, że boję się bólu? - zapytał Cutler uśmiechając się jak szarlatan. - Młody, ja ból znam od podszewki. To mój kumpel. Widujemy się przy każdej rzezi jakiej jestem fundatorem. Rób co chcesz i zwisa mi czy będziesz delikatny czy wręcz przeciwnie. Wiem, że opatrywać rany potrafisz nieźle więc niczym się nie martw. Postaram się przeżyć - dodał na koniec śmiejąc się najemnik.
- Kurwa, tu nie chodzi o to czy boisz się bólu, ciemności czy impotencji. Tu chodzi o naturalne odruchy, jednak jeśli jesteś ich pewien to zabieram się do roboty - odpowiedział rusznikarz rozpakowując swój plecak - Rączka po prostu przytrzyma cię żebyś się nie szarpnął gdy będę cię odkażał
- Spoko. Niech trzyma - skwitował Cutler. - Nie zamierzam się szarpać, a gdybym chciał przydałby się jeszcze Drake czy Mark do pomocy… U mnie naturalne odruchy zastąpiły te wyszkolone na froncie. Wiesz… skręcanie karków, automatyczne strzały w pysk czy biegacze na tors. Takie tam.

W takiej sytuacji trudno było mówić o szczęściu, inaczej jednak nie dało się określić faktu że kula przeszła czysto nie uszkadzając nic istotnego. Młody nie był pewien czy poradziłby sobie z wyjęciem pocisku gdyby ten utkwił w kulasie Cutlera, a tak to jedynym co musiał zrobić było oczyszczenie i zamknięcie rany by resztę mogły załatwić naturalne procesy regeneracji. Musiał przyznać że jego obawy nie były uzasadnione i wielkolud zgodnie z obietnicą przesiedział grzecznie całą operację pozwalając najmłodszemu członkowi ekipy zrobić swoje. Po bardzo fachowym - jak na oko Cutlera - opatrzeniu rany James skinął z wdzięcznością dzieciakowi głową.

- Dzięki za pomoc, Młody. - powiedział z uznaniem. - W razie czego gadałem ze Staszkiem i zgodził się pokryć z własnej kieszeni braki w bandażach. Tobie również dziękuję, James.
Rączka puścił nogę Cutlera, którą przyciskał do ziemi by ten odruchowo nią nie szarpnął.
- Spoko wielkoludzie. Młody zgodził się zajrzeć do mojego gówna, które udaje broń.
- Jeszcze kilka lat w zawodzie a może nauczysz się rozróżniać porządny oręż jak ja…
- powiedział Cutler wyciągając z kieszeni połamany nóż. - Kurwa! Nie ten rekwizyt.
James popatrzył z politowaniem na swojego imiennika, skinął młodemu głową i odszedł wyciągając papierosa z kieszeni.
- Spoko gość. - powiedział do Młodego olbrzym. - Mało rozmowny, nieśmiały, ale zaczynam go lubić.
- Trudno powiedzieć bym lubił kogokolwiek poza QRS, ale może to tylko moja paranoja. Wiesz, wciąż świeże wspomnienia bunkra i te sprawy

Wiedząc, że nikt więcej nie oberwał teoretycznie powinien zająć się bronią, jednak zdecydowanie nie miał na to teraz ochoty. Głównym problemem było chujowe oświetlenie, przy świetle ogniska mógłby przeczyścić broń ale grzebanie w mechanizmach mogło się skończyć tragicznie. Z drugiej strony nie przepadał za bezczynnością, zwłaszcza gdy inni go widzieli - nie zniósłby gdyby ktoś zarzucił mu że się opiernicza zamiast zająć się robotą która coraz bardziej piętrzyła się na horyzoncie zasłaniając sobą perspektywy na świetlaną przyszłość. Był w swojej naturze zwyczajnie zbyt dobroduszny, nie odmawiał nikomu w potrzebie i powoli doprowadzało to do tego, że miał więcej pracy niż był w stanie wykonać. By umilić sobie choć trochę wieczór i zobaczyć że w okolicy jest ktoś kto ma bardziej przechlapane niż on sam zdecydował się udać do dziewczyny którą zgarnęli wcześniej chłopaki zostawiając ją aktualnie pod opieką Bashara

Pomieszczenie w którym przebywał dzielny strażnik i jego bezwzględny więzień było kiedyś toaletą. Małą, śmierdzącą klitką której jedyną cechą sprawiającą że choć względnie nadawała się na tymczasowy areszt był fakt że wciąż jakimś cudem miała drzwi. Młody dyskretnie zapukał w drzwi nie chcąc sprowokować u indiańca jakiejś nerwowej reakcji po czym z szerokim uśmiechem wparował do środka

- Hej, to jest ten super niebezpieczny jeniec, tak? Słuchaj, jak już się stąd uwolnisz i będziesz podżynać gardła śpiącej ekipie to mnie może odpuść, ok? Rozpoznasz mnie łatwo, jestem najmłodszy i najprzystojniejszy z ekipy, potrafię prowadzić samochód i nieźle gotuję więc na pewno się przydam
Kobieta pokręciła głową próbując zlokalizować Młodego na słuch.
- Jasne. Młodych i przystojnych zawsze oszczędzam. Szczególnie jak gotują, nienawidze gotować.
- No i zajebiście, wiedziałem że jakoś się dogadamy. Robię zajebistą jajecznicę, zobaczysz. Jestem Młody i nie mówię tu tylko o wieku ale też o ksywce. Rozumiesz, bo najmłodszy z ekipy. A ty?
- Jenn. Jennifer. Wybacz, że ręki nie podam
- Miło mi, Jenn. O podanie ręki się nie martw, rozumiem, sytuacja nie sprzyja kulturalnym powitaniom - Młody rozejrzał się po ścianach kibelka z obrzydzeniem - Wiem, że damę powinno ucałować się w dłoń ale chwilowo nie ma jak dopełnić rytułału. Słuchaj, jesteś gdzieś ranna? Warunki mamy bardzo polowe, ale robię co mogę jako medyk ekipy
- Nie. Na szczęście Twoi przyjaciele pomogli mi zanim… Zanim ten bydlak zdążył coś zrobić.
- Ok. Lecę się zająć rannymi w ekipie, powiedz mi jednak kiedy ostatnio jadłaś coś ciepłego? Jak skończę robotę to mogę ci coś upichcić, jeśli jesteś głodna
- Od paru dni nie jadłam nic solidnego. Będę wdzięczna, dzięki Młody.
- Spoko, to niedługo wrócę. Tylko w sumie na jakieś rarytasy nie licz, z tych pieprzonych racji polowych trudno ugotować cokolwiek co nie smakuje jakby umarło przed tygodniem
- Ostatnio jadłam przeterminowane kocie żarcie. Uwierz, wszystko będzie dla mnie smakowało jak najlepszy stek.
- Aż tak źle nie będzie, mam nadzieję. Jestem mistrzem kulinatnych improwizacji z tego co akurat jest pod ręką i nie ucieka zbyt szybko. Poza tym kocie żarcie nie jest takie złe, w końcu koty je jedzą. Jak się podgrzeje i przyprawi to też się zje.
- Trzeba tylko długo gotować by sierść nie właziła między zęby.
- Albo żeby przestało wołać o ratunek, zależnie od gatunku. Dobra, ja lecę, wrócę niedługo z miską gorącego żarcia i czymś do picia. Bezalkoholowym oczywiście
- Ja też bym coś przetrącił - Baszar ożywił się gdy rozmowa zeszła na temat kulinarny. - setunia na popite jeśli się uda a oddam ci najbliższego królika. - dodał szczerząc zęby.
- To będą dwie porcje konserwowego gulaszu. Spirytus mam do odkażania ran, ale w sumie cholera wie co jest w tym mięsie… Jako medyk mam obowiązek dbać o to żebyście się nie przytruli - odpowiedział Młody puszczając porozumiewawczo oko - A królika najwyżej upieczemy i rozdzielimy na dwie porcje, tak żeby wielkolud nie widział bo znając życie poprosi o malutki kawałek a skończy wpieprzając całego
- Dobra dzięki panie doktor ale pamiętaj, przy niej mieliśmy nic nie gadać. Usłyszy za dużo i będzie trzeba odwalić kobitę. - powiedział Indianiec kamiennym głosem ale jego gęba szczeżyła się od ucha do ucha.
- Ta, konspiracja od siedmiu boleści, grupa najemników w sekrecie jedzie do sąsiedniego miasta na dziwki tak, by lokalne narzeczone niczego się nie dowiedziały. Ja rozumiem że każdy lubi zgrywać twardziela i jak szef rzucać hasełka o misji najwyższej wagi, ale bez przesady - odpowiedział Młody kontynuując swoją grę niedoświadczonego młodzika
- Misja srysja a mi się kupę chce - Baszar puścił oko do Młodego -Weź jej popilnuj a ja skoczę za wydmę. Nawet wsysrać się nie ma kiedy.
- A naprawdę sobie poradzę? - zapytał zdziwiony rusznikarz - Chociaż skoro Jennifer nie zamierza mnie zabijać to będzie ok

Gdy już Baszar trafnie odczytując intencje Młodego odszedł ten zagadnął do dziewczyny

- Słuchaj, mam nadzieję że nie masz za złe ekipie tego całego cyrku. Każdy lubi porobić trochę za twardego twardziela ale to nie powód zachowywać się jakby kij od szczotki połknęli, nie?
- Jasne. Rozumiem, że musicie być… ostrożni. Nie znacie mnie i nie wiecie czy w nocy nie poderżne Wam gardeł. Łyżeczką. Ja chce tylko dostać się do najbliższego miasta.
- Pewnie cię tam podrzucimy, nie sądzę by był z tym problem. Oczywiście, panowie zawodowcy pewnie będą cię próbowali nastraszyć czy przepytywać, obiecają płytki grób na pustkowiu i kulkę w tył głowy. Jakżeby inaczej, w końcu każdy twardziel ociekający wręcz testosteronem by tak zrobił
- Mam nadzieje, że nie wyląduje w nim. Kiepsko byłoby wydostać się z tamtego szamba by teraz zginąć.
- Dlatego mówię, postraszą. Od groźby do wykonania daleka droga, więc się nie bój. Tak swoją drogą to czym się zajmujesz gdy akurat nie jesteś porywana przez bandytów albo przetrzymywana w kibelku?
- Byłam… - dziewczyna na trochę zamilkła - Zajmowałam się zwierzętami.
- O, zajebiście. Jako weterynarz czy bardziej w stylu pilnowania czy wypasania na farmie?
- Hodowałam psy. Obronne głównie.
- O, nieźle. Miałem kiedyś psa, należał do mojego ojca a potem gdy ojczulkowi się zeszło trafił pod moją opiekę. Nie był już najmłodszy, ale nawet wcześniej był uważany za ostatecznego psa bojowego… bo bał się dosłownie wszystkiego. Nawet ciemności, zawsze w nocy usiłował pakować mi się do łóżka, a skurczybyk grzał jak diabli przez co trudno było usnąć. Kochane bydle…
Kobieta uśmiechnęła się. Smutno
- Moje odstrzelił jeden skurwiel.
- Hej, sorry, kompletnie nie mam wyczucia co? Jeśli moje gadanie jest uciążliwe to po prostu powiedz, jak już zacznę gadać to potem przestać nie mogę
- Nie. Wporządku. Dobrze jest z kimś porozmawiać normalnie. Nawet w takich warunkach. Dziękuję, potrzebowałam tego.
- Nie masz za co dziękować, dawno nie miałem okazji z kimś normalnie porozmawiać. Wszyscy są tak skoncentrowani na swojej ,,pracy” że tracą ludzkie odruchy, o czym się zresztą sama przekonałaś. Szkoda, że nie było okazji poznać się w lepszych okolicznościach, ale nieczęsto bywałem w okolicy. Tak swoją drogą to gdzie mieszkasz?
- Mieszkałam na... farmie dwa dni drogi od Clark.
Jenn zawiesiła głos nie jakby się zastanawiała a temat był dla niej ciężki, a Młody westchnął ciężko
- Ja i moje zajebiste wyczucie sytuacji po raz drugi… Jak po wszystkim będziesz mi chciała dać w pysk za niedelikatne pytania to się nie krępuj, ok?
- Jeżeli nie jesteś karłem pewnie musieliby mi dostawić stołek.
- Podstawi się krzesełko albo ja kucnę i będzie ok. Dobra, słuchaj, ja wracam do roboty, podskoczę później z czymś ciepłym do jedzenia - odpowiedział Młody widząc wracającego Bashara
- Dzięki.

Zostawiając Bashara ponownie na posterunku Młody doszedł do wniosku że nie tylko wypadałoby zgodnie z obietnicą przygotować dziewczynie i indiańcowi coś do żarcia ale i sam chętnie by coś przekąsił, najlepiej na ciepło. Ognisko może i nie było zbyt wielkie ale wystarczające by coś na nim ogrzać a te paskudztwa które mieli za racje żywnościowe może w ten sposób będzie się dało jakoś zjeść
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline