Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2013, 22:41   #106
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Orin zastanawiał się jeszcze przez chwilę aż w końcu podjął decyzję. Koniec wahania - powiedział sobie - czas działać. Z wydarzeń ostatnich godzin wynikało, że von Gass przetrzymywał ich w jakimś prywatnym loszku za murami miasta. Jeśli nowoprzybyły tu niziołek mógł mieć gdziekolwiek przychylnych znajomych to z pewnością byli to stali klienci Złotego Garnca, gdzie całkiem nie tak dawno odstawił niezły występ. Uisdean był ostatnią deską ratunku, Orin nie miał pojęcia do kogo jeszcze mógł zwrócić się po pomoc. Tym razem jednak postanowił być ostrożniejszy wobec elfa i nie podejmować decyzji zbyt pochopnie.

Ruszył w poprzek ulicy i zatrzymał się dopiero tuż przy wejściu do karczmy. Zawahał się jeszcze na krótki moment lecz zaraz po tym wyobraził sobie, że wszyscy wkoło nabijają się z jego tchórzostwa.

Pchnął pewnie drzwi i wszedł do środka gdzie panował umiarkowany gwar rozmów. Przy kilku ławach siedzieli jacyś ludzie, których niziołek nie znał. Za barem stał ten sam karczmarz który poprzednio kazał Orinowi czekać na kontakt z ludźmi elfa. Wtem chyba w końcu los uśmiechnął się do barda. Dojrzał bowiem jak z zaplecza wychodzi promieniejący wdziękiem i pewnością siebie elf, będący jego nadzieją na ratunek. Usiadł przy jednym z miejsc opodal baru i pogrążył się w rozmowie z karczmarzem który podszedł do niego.

Seaghdh wydawał się być w doskonałym humorze. Zaśmiał się głośno na słowa karczmarza i poklepał go przyjacielsko po ramieniu. Właściciel gospody w końcu przetarł odruchowo stół, pokłonił się i odszedł za ladę. Orin podszedł niespiesznie do stolika obserwując ciągle długouchego. Gdy był w połowie drogi, ten zauważył go. Na jego twarzy odmalował się przez krótką chwilę wyraz zdziwienia. Po chwili jednak jego twarz rozpromieniła się ponownie.

Rozejrzał się po karczmie lustrując gości.
- Witaj mój mały przyjacielu - wskazał na wolne krzesło obok. - Cieszę się widząc cię w zdrowiu.

- I ja cieszę się, żem zdrów - odparł Orin siadając obok elfa - Czy… nieproszeni goście, z którymi ostatnio miał pan do czynienia nie narobili zbyt wielu szkód?
Grymas, który przebiegł przez twarz Uisdeana można było uznać za niezadowolenie.
- Straciłem trzech ludzi i dobrą kryjówkę - rzekł, nie tak już radosnym głosem, lecz zaraz zmienił ponownie ton. - Ale… - machnął ręką jakby odganiając natrętną myśl - mówcie co u was?

- Ja właśnie w tej sprawie panie Uisdean… - rzekł niziołek spoglądając na rozmówcę spode łba - Jak widzicie, nie mam dziś przy sobie swojej wspaniałej lutni. Nie mam też swego dobytku i ledwo co uszedłem z życiem. Przyszedłem po… - przerwał zastanawiając się po co tak na prawdę przyszedł - Po pomoc… - jego ton zmienił się na nie znoszący sprzeciwu, twardy i zdeterminowany - Musicie nam znów pomóc panie Uisdean. Nenie grozi niebezpieczeństwo a Cathil też jest ścigana przez straż. Pomóżcie nam odebrać nasz dobytek i zniknąć, wydostać się za bramy miasta.
Uśmiech na twarzy długouchego stężał w jednej chwili jak powierzchnia kałuży ścięta nagłym mrozem.
- Nic nie muszę. Mieliśmy pewną umowę, z której się wywiązałem. NIC nie muszę przyjacielu - wbił wzrok w niziołka a w jego oczach widać było chłód.

- Oczywiście, nic pan nie musi panie Uisdean. Ja też nic nie muszę. Nie muszę na przykład iść do straży miejskiej by zgłosić przekręt i kradzież dzieł de la Picza, których właścicielem jest von Gass
Przez chwilę zapadła między nimi niezręczna cisza, którą nagle przerwał głośny śmiech elfa.
- Zapomniałeś, mój mały przyjacielu o jednym - odparł przerywając nagły wybuch wesołości. - To CIEBIE szuka straż miejska.
Zerwał się nagle z miejsca, przewracając krzesło na którym siedział. Gwar w sali umilkł. Wszyscy skupili na nich swoją uwagę.
- To, to - wskazał palcem na niziołka - ZŁODZIEJ! Straże! Wezwijcie straże!
Orin zauważył, że część osób wstała z miejsc. Na razie niepewna co czynić. Kilku mężczyzn sięgnęło po broń.
- Panie, panowie - zaczął spokojnie Orin powoli podnosząc się z krzesła - O! Widzę wiele znajomych twarzy! - uśmiechnął się - Wybaczcie mojemu przyjacielowi, mnie też by trochę poniosło gdybym przegrał zakład - niziołek zaczął kierować się w stronę wyjścia. - Nie ma się czym przejmować! Jutro omówimy sprawę ponownie. Na trzeźwo! Całuję rączki pięknej damy - zwrócił się z szarmanckim ukłonem do stojącej najbliżej niewiasty a już po chwili wyszedł na zewnątrz i zniknął w tłumie. Ktoś co prawda puścił się za nim w pogoń ale mały zdążył już czmychnąć i się schować.
Niebezpieczeństwo minęło lecz rozwiązanie ich problemu stawało się dla niziołka coraz bardziej problematyczne. Nie był pewien czy Uisdean blefował z tym, że Orina poszukuje straż czy może rzeczywiście bard jest poszukiwany? Jedynym słusznym wyjściem, które widział w tamtym momencie było... wzięcie nóg za pas i jak najszybsze ulotnienie się z miasta. Mało honorowe, mało bohaterskie lecz jedyne jakie przychodziło mu do głowy. Ocalić własną skórę.

Bard błąkał się po ulicach miasta bez wyraźnego celu, szukając jakiejś inspiracji, wskazówki, znajomej twarzy... Nic takiego jednak nie znalazł... W końcu jednak zawędrował przed świątynię... Dawno już się nie modlił. Może właśnie teraz powinien? Czyżby to była ostatnia deska ratunku? Zwrócenie się do siły wyższej o cud i nadzieja, że wszystko dobrze się ułoży? Nie miał nic lepszego do roboty więc przecisnął się przez tłum do schodów prowadzących w głąb wielkiego gmachu.

Był jednak pewien co do jednego. Do "Złotego Garnca" nie było już po co wracać.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 09-10-2013 o 22:43.
aveArivald jest offline