Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2013, 22:32   #108
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ściana jak ściana. Ciemna, chropowata, obita metalem. Od jej koleżanek różnił ją jedynie jeden element - leżąca pod nią ręka. Żołnierz, którego większość życia sprowadzała się do sprawiania bólu, tropienia i zwykłej czujności dojrzał kończynę będącą niczym wcielenie podanych umiejętności. Przedramię poza tatuażem Rippersów i sporą muskulaturą nie nosiło żadnych znaków szczególnych. Odcięte zostało niezwykle gładko i precyzyjnie - jednym profesjonalnym cięciem. Rick obawiał się, że nikt z ludzi kto potrafi tak zabijać nie zostałby do Terminala nawet wpuszczony. Hieny to też nie było, bo - mimo iż nie brakowało im siły - atakowały ze zbyt dużą agresją, brutalnością i zbyt szałaputnie aby dokonać tego typu zniszczeń...

Praha bez problemu wskazał tunel techniczny, którym cała grupa mogła oddalić się od tego przeklętego miejsca. Jonasz zabrał się za zamek kodowy, a Punisher i Torch zajęli się obstawą. Mimo iż Rick znał się na rzeczy wiedział, że do obstawienia takiego terenu musiałoby ich być przynajmniej dwa razy tyle. Mimo to komandos bez zastanowienia wodzi latarką po coraz gorzej się kojarzących skrawkach tunelu. Jest gotowy do walki, czujny, nie zna litości...

Maszyna pojawiła się nagle. Punisher nigdy nie spotkał tak bezszelestnego modelu. Nie był to pancerny Klawisz, monstrualny Cerber czy Tłuk będące jedynymi jakie spotkał na dryfującym kolosie. Było to zupełnie coś innego, a wyglądem przypominało... modliszkę.


Ciemny, matowy pancerz, miniaturowa hydraulika, śmiertelnie groźne ostrza. Tyle mógł zobaczyć na pierwszy rzut oka. Stalowy pocisk, który trafił Praha wybił żołnierza z rytmu. Powoli zamykająca się paszcza była otwarta na tyle długo aby Ortega zobaczył, że to jedyny jakim dysponuje maszyna. Szczur tunelowy, którego uważał za najbardziej przydatną osobę w grupie i ten, którego za nic nie podejrzewał się przeżyć właśnie stygł na nieregularnie płaskiej posadzce Terminala. Nie ma czasu do namysłu. Mściciel z diabelską precyzją strzela w korpus przeciwnika. Kula z charakterystycznym dźwiękiem rykoszetuje, a sama Modliszka niewzruszona ruszyła naprzód. Przyszedł czas na myślenie. Rickowi wydawało się, że słabsze punkty maszyny były na głowie i w okolicy łączenia odnóży z korpusem czy też kuprem. Nie znał budowy jebanych modliszek. Uniósł karabin żałując, że sprzedał obrzyna. Kula w łeb powinna załatwić sprawę. Miał przynajmniej taką nadzieję.


Torch tymczasem wydobył z torby miotacz ognia. Zaraz miało zrobić się gorąco. Strzały Ortegi były precyzyjne. Nie mógł sobie pozwolić na marnowanie kul. Pociski trafiały z łeb maszyny dziurawiąc sensory optyczne. Torch wykorzystał ten moment i kiedy robot znalazł się w zasięgu posłał w jego stronę ognistą smugę. Płomienie osmaliły ciemny lakier, zalśniły w pogruchotanych oczodołach. Maszyna zamarła na chwilę, a potem, mniej już jakby pewnie, ruszyła w kierunku Torcha. Jej cholernie ostre odnóża zaczęły ciąć powietrze przed robotem. Ich świst działał na nerwy ludziom. Maszyna zbliżała się coraz bardziej.

Ortega nie zamierzał dać robotowi pociąć jednego z jego nielicznych kompanów więc wystrzelił w łączenie odnóży z korpusem. Uważał, że jak zniszczy ten element robot nie będzie mógł się poruszać, a od tego prosta droga do unicestwienia mechanicznego przeciwnika. Prosta jak tor lotu jego kul. Torch zdecydował się wycofać ułatwiając żołnierzowi sprawę.

Ortega przeniósł ogień na odnóża maszyny, ale kule nie uczyniły takiej szkody, jakby sobie życzył więzień. Owszem. Trafiał precyzyjnie, lecz w konfrontacji z maszyną kule robione domowym sposobem przez skazańców spisywały się średnio. Ale swoje zrobiły. Jedna z nóg zaiskrzyła, sypnęła snopem iskier i zdecydowanie zwolniła. Modliszka również.

Torch wycofał się pod drzwi. Jonasz skończył zbieranie sprzętu, przebiegł koło ciała Prahy i szybko zdjął torbę z jego ramienia, chwytając ją w jedną z rąk, a broń w drugą. WKP nie miał zamiaru ruszać. Maszyna człapała za nimi. Jeszcze chwila i robot znajdzie się na tyle blisko, by użyć swoich ostrzy. Do otwarcia drzwi zostało dosłownie kilka sekund! Musieli tyle wytrwać!

Ortega przestał strzelać. Czekał aż stwór zbliży się naprawdę blisko. Ryzykował trafienie, ale chciał strzelić ostatni raz w łeb z bardzo bliska. Na precyzji niewiele zyska, bo był strzelcem wyborowym, ale może siła przebicia będzie większa. Albo będzie miał fart na co jednak nie liczył...

Ortega zaryzykował. Skrócił dystans do maszyny prześlizgując sie pod wzniesionymi ostrzami. Cudem chyba tylko uniknął opadających odnóży, niemal przystawił lufę do łba robota i nacisnął spust. Kula wystrzelona z takiej odległości dokonała prawdziwego spustoszenia. Wyrwała dziurę w powłoce, a z łba strzeliły iskry i uniósł się tłusty dym. To jednak nie wystarczyło! Maszyna nadal wymachiwała ostrzami! Zdawała się być niezniszczalna. Niepokonana! Co jednak nie było prawdą...

Ortega odskoczył unikając poszatkowania, chociaż jedno z ostrzy rozdarło jego uniform nieznacznie zahaczając o skórę. Draśnięcie. Niewiele więcej. Ale wystarczyło, by żołnierz nabrał respektu do przeciwnika. W końcu to był robot.

Jonasz w końcu odpalił zagłuszacz i skierował go w stronę maszyny. Nie było widać efektów, co mogło oznaczać, że urządzenie nie działa, jak również to, że działa niezauważenie dezorientując szumem elektronicznym robota.
Drzwi zaczęły się rozsuwać tuż przy przyczajonym pod nimi Torchem.

Ortega nabrał respektu i nie zamierzał ciągnąć tego ani chwili dłużej niż to będzie konieczne. Musiał dać czas pozostałej dwójce na wejście, a potem samemu się wycofać. Wiedział jednak, że zanim się wrota zamkną maszynka może poszatkować ich informatyka, a na to pozwolić nie mógł. Nie kiedy została ich jedynie trójka… Walczył więc decydując się poświęcić kolejne kule i oddalić się nieco od wrót. Jak Jonasz z Torchem wejdą da im znać aby zamykali. Jak wrota będą tuż przy ziemi sam podbiegnie i wlezie do środka. Tak aby maszyna już za nim nie wlazła. Ryzykowne, a nawet bardzo, ale nie miał innego wyjścia…

Dwie kule później jego plan się spełnił i wszyscy mogli znaleźć się za wrotami. Modliszka została po stronie Terminala nie dając za wygraną. Uderzyła kilka razy we wrota tunelu technicznego, ale w końcu walenie ustało. Maszyna się poddała. Przed grupą pojawił się ciemny korytarz, a Ortega powiedział cicho:

- Draśnięcie. - jakby uspokajając samego siebie po położeniu ręki na ranie. - Dajcie mi minutę i idziemy dalej. Co tam masz w rzeczach świętej pamięci Prahy? Może coś mi się przyda…
 
Lechu jest offline