Po dotarciu do kamienia, kiedy Roberts mógł skupić się na bólu, ten oczywiście wzrósł, jak to bywa, gdy ma się za dużo czasu na zajmowanie się sobą. Coś w środku piekło i hurgotało, ale na ustach nie pojawiły się różowe pęcherzyki - będzie żył. Przynajmniej, dopóki nie dobiorą się do niego Mrówy. Patrząc na ich wielkość, nie da się o nich myśleć z małej litery.
Spojrzał na swojego towarzysza niewoli. Przy pomocy sznurka, szmaty i bimbru mógł zaimprowizować opatrunek na tyle, by powstrzymać krwawienie. Chyba.
-Pokaż głowę - wychrypiał, przygotowując "medykamenty". Co prawda jego głównymi pacjentami były do tej pory krowy i konie, ale od kiedy jego dzieci zaczęły regularnie rozbijać sobie nosy i rozwalać kolana podczas radosnego poznawania świata, nabrał trochę doświadczenia na ludziach. Jak się żyje w Kansas, trzeba się znać po trochu na wszystkim. -Killwood, przysuń do mnie glacę, bo ledwo łapię powietrze nawet, jak siedzę-dodał szczegóły. Po opatrzeniu towarzysza niedoli postanowił posprawdzać, co z żebrami i gdzie tworzą się siniaki. Do czasu, gdy nie upewni się, że płuca są bezpieczne, nie zamierza się ruszać - no, chyba że wylezie debil, który do nich strzelał.
Ostatnio edytowane przez Reinhard : 13-10-2013 o 22:42.
|