Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2013, 22:45   #41
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Odpis 4

Killwood, Rowland, Roberts:
Killwood przykurczony wybiegł po Rowlanda i pociągnął go w stronę wieży. Tym czasem Roberts rozglądał się, ale wciąż niczego nie dostrzegał. Wszyscy zaczęli się wycofywać. Przykurczeni, z trudem rozglądali się do okoła wyczekując ataku. W połowie drogi do wieży coś pojawiło się za ich plecami. Coś widziane wcześniej przez Rowlanda.

Zbiorowy przeciętny Spryt:
Roberts (12): 8, 5, 3
Killwood (9): 17, 15, 13
Rowland (7): 20, 17, 14


Jedynie Roberts uzmysłowił sobie, że to jedna z popularniejszych machin Molocha - Łowca. Każdy z was widział zresztą to samo i informacja o tym uzmysłowiła Robertsowi tylko, że nie jest to aż tak straszne na jakie wygląda. Killwood i Rowland przełknęli głośno wahając się pomiędzy rzuceniem się do ucieczki, a walką.

Zbiorowy przeciętny Morale:
Killwood (13.2): 5, 3, 2
Rowland (12.2): 12, 12, 5

Pomimo odniesionych ran każdy jakby to robił codziennie podniósł swoją spluwę w stronę mechanicznego stwora i odpalił. Trafiliście najeżonego ostrzami robota, ale ten nie poddał się. Uderzył pierwszego z brzegu. Killwood miał szczęście, bo był osłonięty przez Rowlanda.

Losowe ustalenie celu:
Roberts: 1-8
Rowland: 9-16
Killwood: 17-20
Rzut: 4 - Roberts!


Uderzył Robertsa zbijając butelkę, którą ten miał za pazucha. Szkło dotkliwie wbiło się w brzuch, ale flaki jeszcze nie zaczęły wylewać się, więc dziura ta nie jest aż tak znaczna. Niestety alkohol wlał się strumieniem do rany oszczyszczając ją, ale i wywołując niemiłosierny ból.

Roberts bardzo trudny Odporność na ból (4.1)
Rzut: 14, 11, 8
Porażka!

Roberts wypuścił z dłoni swoją spluwę, która upadła na ziemię. Sam wierzgając się rzucił się plecami na ziemię starając się oczyścić rękami ranę ze szkła. Nie szło mu to za dobrze, bo był w szoku. [Roberts ma Lekką Ranę] W tym czasie pozostali po pierwotnym szoku z bardzo bliskiej odległości oddali kolejne strzały. Celowali specjalnie w głowę z pojedynczym okiem kamery. Rozprysła się na kawałki, ale robot wciąż stał. Zamachnął się raz łapą celując tym razem w Rowlanda. [Zręczność: 12; Rzut: 15] Tym razem chybił.
[wymieńcie jeszcze raz jaką broń macie w ręku - każdy z was ma jakiś pistolet lub rewolwer]

Rosalie, Doc Peter, Jake Connor, Big Bill, Andy, Praudmoore (i Winchester):

No tak. Całkiem fajny ciągnik stoi w Wakefield. Nawet opony są niezłej jakości i nie pękną przy najbliższej okazji. Niestety nikt z was nie zna się na mechanice, żeby trochę pokręcić przy silniku czy chociażby, żeby odpalić. Postanowiliście wymyśleć coś wspólnymi siłami. Zrobiliście niewielką burzę mózgu. W tym czasie Rosalie przez lornetkę Andiego rozejrzała się po okolicy z dachu jednego z budynku Wakefield (to znaczy: nie widziała co jest po drugiej stronie zapory, bo ona jest po drugiej stronie jeziora). Dookoła tylko pustkowia porośnięte w wielu miejscach szarym gównem, które jest potomstwem dawnego złotego zboża dumnie falującego na Wielkich Równinach. Niejadalny szajs, gorszy niż trawa. Oprócz tego dostrzegła jedynie wrak kombajnu kawałek na południe. W końcu po kilkunastu minutach mędrcy przy traktorze ustalili, ze w traktorze brakuje kilku części, które może i dałoby się tymczasowo przemontować z waszego pojazdu, gdyby ktoś z was na tym się znał. Takto ryzykujecie, że rozwalicie swoje auto, a ciągnik nie będzie uruchomiony. I tak byście ryzykowali, ale przynajmniej mielibyście większą szansę na sukces tej operacji... no to wertepy czy... wiecie, to tylko kawałki betonu... może by tak użyć jakiegoś ładunku wybuchowego? Od zachodu usłyszeliście grzmoty.

Praudmoore:
Masz dwie puszki, z których skonstruowałeś sam granaty. Taki jesteś zajebisty. Chyba jednak te śmieciogranaty nie są na tyle dobre, żeby rozwalić betonową zaporę. Ale można by w sumie spróbować...

Connor:
Masz połówkę lornetki. I kompas.

Butch, Gregory:
Najpierw słychać było grzmoty. Cicho, głośniej... co raz głośnij i wtedy pojawiło się na niebie białoczarne coś. Samolot. Tylko bardziej smukły. Nie tak jak latające skrzydło, które widzieliście na obrazkach w gazetach i których kilka rozbitych można było spotkać na pustkowiach. Nie. Ten był inny. Mniejszy i z napędem rakietowym... czy jakimś, bo kolor płomieni był zmieszaniem czerwoności, błękitu i zieleni i ciągnął się za obiektem na drugą jego długość. Nie leciał dokładnie nad wami, a raczej na północy. Ciągnął za sobą te gromy, ale sam leciał bezszelestnie. Nagle przyspieszył. Kolorowy płomień przybrał złotą barwę i znacząco się wydłużył jakby nie mogąc nadążyć za statkiem. Ten leciał co raz wyżej i wyżej. Jedna z osób stojących na ulicy (szczur) powiedział:
- Moloch opanuje i kosmos. - na co jakiś facet ze sztuczną brodą i w zimowej czapce odpowiedział:
- Jak bym miał taką machinę latającą to bym wrócił do Europy. Drugiego Atomowego Sztormu nie przetrwam. Tam nie ma Molocha, a jednak nie polecieli po tych z Orbitala. - ktoś następny krzyknął po tej wypowiedzi, że bluźnierstwo, że Moloch jest wszędzie i jest zawsze i rozgorzała dyskusja religijna. Jakiś oszołom wszedł na pudło i kazał się wszystkim modlić, inny podchwycił i zaczął wyśmiewać modły. Ludzie szybko podzielili się na dwa obozy. Obrzucają się wyzwiskami, ale niedługo może dojść do rękoczynów. Plejada poradziła wam, że powinniście się z nią odsunąć i wrócić do karczmy.

Butch:
Jeśli Moloch teraz lata sobie w kosmos to powinieneś zmienić zawód na kosmonautę. Ale żarty żartami, a nad karczmą są pokoje i jeden z nich jest wynajęty przez ciebie jeszcze przez godzinę. Tym czasem jak wrócicie z panienką do karczmy to będziecie tam właściwie sami we trójkę.
 
Anonim jest offline