Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2013, 20:43   #29
zabawowy sigmund
 
zabawowy sigmund's Avatar
 
Reputacja: 1 zabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłość
Pierwszą rzeczą o jakiej marzy się, robiąc przy dziwnej, pogmatwanej sprawie, są dziwni, pogmatwani informatorzy. Jeden z nich. Siedział przed nimi za biurkiem. Wzrok Lucasa błądził między właścicielem sklepu, a niczym.
Mężczyzna wciąż w głowie miał tą chorą noc i dziwne sny, które przyniosła.

Dobrze się spisał. Nie ma co. Pomyślał, krzywiąc usta w niesmaku. Pokój wciąż śmierdział szczyną, mimo wycieczki do pralni nad ranem.

Nie można było powiedzieć, że skupiał się szczególnie nad sytuacją dookoła siebie. Przejechał wzrokiem po pułkach zaplecza. Nie znalazł tam niczego bardziej niezwykłego i nie na miejscu, niż się spodziewał. Dużo "wishful thinking" i groźnej symboliki.

Światło słońca przedzierało się przez wciąż unoszący się nad łóżkiem opar. Lucas, rzecz jasna, resztę nocy spędził na kanapie. Wstał i przeciągnął się. Kark strzeliły głośno. Sprawdził godzinę. Po raz drugi od powrotu do domu udał się pod prysznic.

Wreszcie znaleźli się w jamie pana D. Lepszego informatora znaleźć sobie nie mogli. Na paskudny, żuli zapach Lucas skrzywił się. Tak samo, jak skrzywił się, kiedy pierwsze promienie słońca, obudziły go tego dnia.

Siedział już czysty, ubrany i pachnący w swojej jadalnio-kuchence. Wpatrując się w powoli falującą żaluzję, odkrajał i pożerał beznamiętnie kolejne kawałki smażonego jajka. Kubek herbaty zdążył już dawno wystygnąć. Jakkolwiek chciałby przejmować się faktem zalanego łóżka, nie mógł przestać myśleć o tych snach. Dziwne, zdawałoby się pozbawione sensu obrazy. Tyle chorej przemocy, strachu... Skąd się wzięły? Jeszcze wczoraj, przed dziesiątą, Lucas był w miarę spokojnym, zadowolonym z życia młodzieńcem. Tego poranka niepokój siedział na jego osobie, jak napięcie statyczne. Czuł jego tępą, niewygodną obecność i nie miał pojęcia jak go rozładować.


Słuchał pana D w milczącym skupieniu, krzywiąc wargi i patrząc nieufnie. Wręcz pogardliwie. Gdy skończyło się dziwne, nieskładne przemówienie informatora, Lucas dość gwałtownie sięgnął po przedstawiony dokument, po czym przejrzał go pobieżnie, upewniając się, że nie jest takim stekiem gówna i ogólników, jakimi uraczono go przed chwilą werbalnie. Pan D rzucał powtórzeniami i zaimkami sprawniej niż sam Copperfield - królikami z kapelusza. Nie padł ani jeden konkretny termin, imię i nazwisko, prócz Grishama.
Elektrostatyka Lucasa osiągnęła punkt krytyczny.

-Hmm... Rozumiem - Zaczął nisko, spode łba. -Dziwna sprawa, Grisham zniknął i do tego są oni. - Jego głos nabierał tempa i impetu, niczym przemowa prokuratora sądowego, gdzieś na ważnej sali sądowej USA.
-Wysyłamy jednego z nas nocą do mekki gwałcicieli i nożowników, jaką jest central park. Podążamy za tobą, a nawet ustawiamy się na spotkanie w cholernym sklepie baby jagi, tylko po to by usłyszeć ogólnikową gadkę o jakichś niezidentyfikowanych "onich"
-Przed oczami, gestykulującego już w całkiem ożywiony sposób Lucasa, mignęła trzymana przez niego samego kartka z całkiem obiecującymi, choć wciąż kryptycznymi namiarami. Nie pozwolił jednak by fakty stanęły na drodze jego wyładowania.
-Jesteśmy w cholernym magic shopie, gadamy z nieznajomym kolesiem, który nawet nie może sprawić, by miejsce spotkania nie śmierdziało jajami bezdomnego! Co dopiero mówić o podaniu jakichś składnych faktów. To naprawdę duży kredyt zaufania, albo oznaka głupoty. Wychodzę. I jeśli nie chcesz, żebyśmy do reszty stracili zainteresowanie, opowiedz to Markowi i Ryanowi jeszcze raz. Tylko z konkretami. Możesz zacząć, od powiedzenia, kim w ogóle jesteś.
-Dokończył wybuch, po czym z papierem w ręku udał się na zewnątrz.
Wiedział, że nie było to zbyt rozsądne, tym niemniej była to jedyna rzecz, na którą mógł się w tej sytuacji zdobyć. Poza tym, ulżyło mu.
 

Ostatnio edytowane przez zabawowy sigmund : 31-10-2013 o 20:53.
zabawowy sigmund jest offline