Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2013, 15:44   #6
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Potarła skroń, z trudem powstrzymując mdłości. Oddychaj, Susan, oddychaj… Zdjęcia były obrzydliwe. Pocięte buźki, szramy, szarpane rany, siniaki, ślady szycia… Ktoś poszalał z programem graficznym. Żeby tak obrobić zdjęcia dzieci i pookaleczać lalki. Ktoś musiał mieć nierówno pod sufitem. Zdjęcia obrobił kompletny świr… Susana zadrżała. Bała się świrów, bo z takimi nigdy nie wiadomo. Cała sesja była do niczego, będzie musiała ją powtórzyć… jutro idzie na lunch z modelką, może jakoś się jej wytłumaczy.. jakoś. A potem dorwie tego skurwiela, który podmienił fotki.
Trzeba będzie pogadać z szefem ochrony, ktoś musiał wejść na plan. A może po prostu włamali się do urządzeń i zrobili to zdalnie? Melody pogada informatykami i ochroną.

Pozostawało pytanie – kto? Komu zależy na rujnowaniu jej kariery? Poza Kevinem, oczywiście… Może to nie były głupie groźby, tylko serio zabrał się za ich realizację? Pomysł wydawał się absurdalny, ale podobnie dziś rano absurdalna wydawała się myśl, że Kevin mógłby kogoś pobić. Właśnie! Pati. Ręka jej zadrżała, wypuściła aparat na kolana i sięgnęła do komórkę. Powstrzymując szczękanie zębów wybrała numer telefonu przyjaciółki.

- Wszystko ok? – zapytała, i kontynuowała nie tracąc czasu na powitania. – Zwariowałaś? Dlaczego nie pojechałaś do dr Petlle ?
- Wybacz Sus
- powiedziała błagalnym tonem Pattie - Ja naprawdę chciałam jechać. Już schodziłam do taksówki, gdy zadzwonił telefon. Myślałam, że to ty… to był jednak Kevin. Z miejsca zaczął mnie przepraszać, pytać o zdrowie i tak dalej. Mówię ci był słodki, niczym landrynka. On potrafi być czuły. Mówił, że to był błąd i że w ogóle to nie powinno mieć miejsca. Obiecał, że mi wszystko wynagrodzi. Sama rozumiesz… Musiałam mu wybaczyć… była taki słodki. A wiesz, co mi kupił w ramach przeprosin. Kolię z diamentami. Z białego złota. Jest piękna. Musisz ją zobaczyć.
Pattie trajkotała jak najęta. Potok słów płynął nieprzerwanie i Susan poczuła, że puchnie jej od tego głowa.
- Coś cię boli? - zapytała więc tylko.- Głowa? Wymiotowałaś jeszcze potem? Gdzie teraz jesteś? A pokaz? - użyła ostatniego argumentu, mając nadzieję dotrzeć do zdrowego rozsądku Pat.
- Kevin kupił mi mocne leki przeciwbólowe i coś na siniaki. A pokazem nie muszę się martwić. Kevin wszystko załatwił. Za tydzień mam się spotkać z jednym gościem, który ponoć mam dla mnie jakąś mega ofertę. Wygląda na to, że ten wypadek to tak naprawdę uśmiech losu. Kevin teraz zrobi wszystko, żebym zapomniała o tym, co się stało. Teraz dopiero będzie się starał, żebym zrobiła karierę. Mówię ci, coś czuję, że to może być przełomowy moment w moim życiu. A te kilka siniaków, to nic nie znaczy. Teraz bramy do wielkiej sławy stoją przede mną otworem. Jak tylko dojdę do siebie, to będziemy musiały się spotkać, abyś zrobiła mi kilka fotek do portfolio. Teraz gdy będę się spotykała z nowymi ludźmi, nie mogę im pokazywać moich starych zdjęć. A wiesz jak tak teraz na siebie patrzę, to zastanawiam się czy nie powiększyć sobie ust. Teraz są opuchnięte, ale jakby nie kolor, to wyglądałby bardzo sexy. Nie uważasz?
Panika zalała Susan nagłą, niepohamowaną falą, podchodząc do gardła i odcinając oddech.
Ten skurwiel uszkodził Pat mózg! Inaczej by nie gadała tak kompletnych bzdur. Najgorsze było, że leki mogły zamaskować urazy. Makabryczne zdjęcia zeszły nagle na daleki plan. Bardzo daleki.
- Gdzie jesteś Pati? - zapytała miękko.
- W domu - padła szybka odpowiedź - Kevin zamówił coś na ząb i zaraz będziemy jeść. Mówił, że to będzie coś wyjątkowego. Nie jakiś tam Chińczyk, czy inny kebab. Jak on mówi coś wyjątkowego, to masz jak w banku, że to cię zetnie z nóg.
- Nie powinnaś teraz nic brać, żadnego alkoholu, żadnych prochów... Przyjdę.

W słuchawce po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Susan nie słyszała nawet oddechu swej przyjaciółki. Kompletna cisza. Kobieta czuła, jak jej serce z każdą sekundą przyspiesza. Krew uderzyła jej do mózgu i widok przed oczami zafalował.
- Nie możesz - wyszeptała Pattie. - Kevin tu jest.
- Kevin poczeka z ekscesami chwilę, aż ciebie lekarz obejrzy
- powiedziała stanowczo.
- Sus ja wiem, że prosiłam cię rano o pomoc, ale teraz jest wszystko ok. Nie ma co tego psuć. Wiesz, że Kevin ma ciągle do ciebie żal. Takie spotkanie jego i nas może doprowadzić do nieszczęścia. Spotkamy się jutro, ok?
- Pierdzielę Kevina i jego żal! Nie rozumiesz, co ci grozi? Jadę!
- Sus błagam
! - prawie krzyknęła kobieta - To zniszczy mi karierę. Kevin jest bardzo czuły i pewnie sobie pomyśli, że robię mu to specjalnie. Spotkamy się jutro i obiecuję, że pójdziemy do tego twojego lekarza, dobrze? - błagała.
- Wsiądź w taksówkę i przyjedź do mnie. Już. Albo ja się tam zjawię.
- Nie mogę. Wybacz Susan
- powiedziała Pattie i odłożyła słuchawkę.

Susan wybrała numer jeszcze kilka razy, a potem, klnąc, zabrała kluczyli i pobiegła do samochodu. Miała zapasowy klucz do mieszkania przyjaciółki.
Po przyjeździe na miejsce szybko okazało się, że w domu nikogo nie ma. Na ławce jednak Susan dostrzega tego samego faceta, co rano. Nie zwróciła na niego większej uwagi, z zarejestrował tylko – jej pamięć rejestrowała, często nieświadomie, wiele obrazów z całego dnia – ze tam siedzi
Dom jest pusty. Na stole nakrycia do posiłku, świecie i otwarte wino. Po Pattie jednak ani śladu.

Telefon Patrici milczał, najwyraźniej wyłączony.

Przygryzła wargę i po chwili namysł wybrała numer Kevina. Trzy długie sygnały i nic. Włączyła się jakaś denerwująca muzyczka i nadal nic. W końcu kobieta usłyszała w słuchawce przesłodzony głos Kevina:
- Hej króliczku, co tam u ciebie? Dawno do mnie nie dzwoniłaś. Interesy, czy jakieś prywatne sprawy? Jestem teraz troszkę zajęty, ale dla ciebie zawsze znajdę chwilkę. Słucham zatem...
Susan nabrała powietrza.
- Cześć Kevin. Szukam Pati, jej komórka nie odpowiada, niepokoję się trochę...
- Zapewniam cię, że nie masz czym. Jej komórka nie odpowiada, ale z nią jest wszystko w porządku. Właśnie leży koło mnie. Przerwałaś nam… ale nic się nie martw. Dla ciebie zawsze znajdę czas. A Pat nawet nie jest zazdrosna.

Odchrząknęła, próbując przykryć zakłopotanie.
- Ja bym była… Ale skoro już przerwaliście, to w sumie... Dasz mi ją?
- Masz tupet, muszę przyznać
- westchnął Kevin - Widzę, że się wyrabiasz na tych salonach. Brawo! Szkoda, że niektóre gwiazdy szybko gasną. Pat! - mężczyzna odsunął telefon od ust i jego głos dobiegał przytłumiony jakąś muzyką - Pat słonko, twoja przyjaciółka chce z tobą mówić.
Kilka sekund minęło nim Susan usłyszała głos Pattie:
- Tak? - zapytała nieśmiało.
- Jesteście u niego? - wycedziła Susan.
- Nie - padła krótka odpowiedź.
- Więc?
- Co więc? Mówiłam ci, że wszystko jest ok. Proszę daj mi spokój. Jutro do ciebie zadzwonię i pogadamy. Teraz nie mogę. Sus…
- Posłuchaj mnie, bardzo uważnie. Nie myślisz trzeźwo. Rozumiem, że się go boisz, ale jak zaśnie, wstań i jedź do mnie, do lekarza. Obiecaj mi, Pat.
- Obiecuje
- powiedziała kobieta, a po chwili tuż obok niej Susan usłyszała głos Kevina.
- Co obiecujesz?
- To nie do ciebie skarbie, tylko do Susan.
- A co jej obiecujesz?

Chwila cisza. Pattie najwyraźniej się zastanawiała, co ma powiedzieć, aby zabrzmieć wiarygodnie. Urody Bóg jej nie poskąpił, ale z intelektem było o wiele gorzej.
Cisza przedłużała się.
- Ciuchy - rzuciła Susan w słuchawkę.
- Że pójdziemy razem na zakupy. Ponoć jest jakaś fajna wyprzedaż.
- Kochanie… po co ci jakieś wyprzedaże. Pojedziemy i kupię ci co zechcesz.

To były ostatnie słowa jakie usłyszała Susan. Jej przyjaciółka rozłączyła się.

Zanim Susan zdążyła powściągnąć wściekłość i ponieść się z kanapy Pati, telefon zapikał sygnałem smsa. Spojrzała na wyświetlacz, napiła się wina i otworzyła wiadomość od Kevina

“O co ci chodzi?”
“Babskie sprawy. Nie zrozumiesz. Potrzebuję jej i tyle. Niech przyjedzie. Kev, przez wzgląd na dawne czasy... “
“Zazdrosna jesteś? Mówiłem ci, że wiele tracisz.”
“ Nie chodzi o Ciebie. Daj mi adres.”
“Jaki adres? O co ci chodzi, do cholery?”
“Gdzie jesteście? Potrzebuję z nią pogadać, bo zwariuję, to moja najlepsza przyjaciółka”

Na tego smsa Kevin już nie odpisał. Susana siedziała przygryzając wargę, na kanapie w domu Pat i zastanawiała się, co ma teraz zrobić.

Bała się o Patricię. Pobicie, silne leki, pewnie alkohol + strach. Słyszała go w jej głosie. To była mieszanka wybuchowa.. Pati mogła mieć złamane żebro, pękniętą wątrobę, albo coś i nawet o tym nie wiedziała. Ufała, ze przyjaciółka zachowała resztki zdrowego rozsądku, a jeśli nawet nie – to przyjaźń sprawi, że będzie starała się dotrzymać obietnicy. Ale ten psychol jej nie puści. Pati nawet nie będzie próbować się wymknąć, sparaliżowana strachem. A za chwilę leki przestana działać… Susana jęknęła. Była tylko jedna droga – trzeba było wywabić Kevina. Co mogło go skłonić do przyjścia do niej? Hmm… Susan zamyśliła się, bębniąc palcami po skórzanym oparci kanapy.
W końcu wpadła na pomysł. Tak, to mogło się udać. Podniosła komórkę i wstukała smsa.
„Kev, ta sprawa dotyczy Ciebie. Nas. Przyjedź, proszę, mam mało czasu na decyzję. Jestem w klinice patologii ciąży na 24 Belvedere St.”

Klinika znana była z definitywnego rozwiązywania problemu patologicznych ciąż. Zresztą nie patologicznych też.

Czekała.
Po chwili – przedłużającej się w odczuciu Susan do co najmniej dwóch godzin – telefon piknał. Kevin odpisał, ze będzie za pół godziny. O 17. Wypuściła wstrzymywane powietrze i zerowała się na nogi. Musiała dotrzeć do kliniki przed nim, złapać go w drzwiach, żeby nie zdążył sprawdzić w rejestracji jej nazwiska.

Wybiegła z mieszkania.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline