Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2013, 08:50   #447
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Wykiwanie wodnej zmory poszło dość sprawnie głównie ze względu na przewagę liczebną. Pomogło również to, że zjawa nie przyspieszała tempa, w którym się poruszała. Dodatkowo otwarcie drzwi poszło dość gładko więc pozostawał jeszcze tylko problem dotarcia do nich. Tutaj niezmiernie pomocna okazała się lewitująca tarcza, którą podrzuciła Dirithowi Kiti. Dzięki temu nie trzeba było bawić się dalej w ganianego z niewidzialną i pewnie mało przyjemną kreaturą. Samo lewitowanie na tarczy jednak nie wystarczało. Dirith zaczął więc próbować się na niej poruszać przenosząc ciężar do przodu, lub rozkazując tarczy przemieszczenie się w poziomie podobnie jak rozkazywał Tysiącu Ostrzy. Nie trwało to jednak długo zanim została mu rzucona lina wykonana z dość nietypowego materiału jakim były jelita jednego z trupów walających się po korytarzach. Drow był zdumiony tym z dwóch powodów. Pierwszym było to, że Kiti zdecydowała się je wykorzystać w ten sposób, szczególnie po tym jak zauważył jak mało się jej podobają te ciała. Drugim było to, że jelita w ogóle nadawały się jeszcze do takiego użytku po czasie jaki minął od wydarzeń jakie się tu rozegrały w przeszłości. Chyba, że trupy nie były aż tak stare...
Tak czy inaczej po zostawieniu w tyle zalanego korytarza oraz zawartości żołądka Kiti można było ruszyć dalej. Na szczęście podczas dalszej drogi obyło się bez większych problemów. Co prawda trzeba było trochę uważać w korytarzu z niedziałającymi już pułapkami oraz więzieniu, w którym dziwne przeczucia okazały się bezpodstawne. Dirith jednak cały czas miał się na baczności, szczególnie kiedy dotarł do wyważonych drzwi. Coś musiało sprawić, że leżały one na ziemi. Dodatkowo było to bardzo niedawne coś bo wrota nie były nawet zakurzone. Trochę niepokojący był fakt, że to coś nie zostawiło żadnych śladów po sobie. Mroczny elf bardzo wątpił, żeby to była sprawka meduzy. Może i jej ciosy można było odczuć w tunelach pod wyspą, jednak nie aż tak głęboko i daleko od wyspy aby wyważyć tak solidne drzwi. Gdyby to była faktycznie sprawka meduzy, to ledwie trzymające się miasto w jakim byli wcześniej powinno być kompletnie zawalone, a jakoś jeszcze stało i nie wyglądało na to jakby właśnie doszło do jakiejś katastrofy. Znaczy się nie wyglądało tak kiedy Dirith obserwował je przed wejściem, bo co się w nim działo po odwróceniu uwagi mieszkańców błyskami nie miał większego pojęcia. Dla pewności rozejrzał się jeszcze po ścianach oraz suficie w poszukiwaniu śladów korzystając zarówno z normalnego wzroku jak i infrawizji aby niczego nie przeoczyć.
Po wejściu do komnaty rozejrzał się po niej. Dirith nie tracił jednak nie wiadomo ile czasu na oględziny architektury. Szczególnie po tym, jak oparzył go opal do tego stopnia, że musiał utworzyć z Tysiąca Ostrzy płytę zbroi między ciałem a kieszenią, w której miał opal aby uniknąć gorszych oparzeń. Przyszedł więc czas na oględziny podestu, który zdawał się być tym sławnym źródłem. Mroczny elf podchodził do niego ostrożnie o obserwował co się dzieje Zarówno opal jak i dziwny pył oddziaływały wzajemnie na siebie.
Kiedy Dirith usłyszał ostry krzyk odruchowo złapał lewą ręką za rękojeść sztyletu zaczynając go dobywać i spojrzał w kierunku łucznika jednocześnie obniżając lekko pozycję i ustawiając się jak do walki. Kiedy zobaczył z kim ma do czynienia i jak daleko jest przeciwnik zatrzymał się powoli zastygając w miejscu. Nadal obserwując elfa zastanowił się co dalej. Ewidentnie szarża nie miała szansy powodzenia, więc trzeba było podejść do tematu inaczej. Tym bardziej, że przed krzykiem nie usłyszał żadnych kroków ani napinającej się cięciwy łuku, przez co miał co do niego dziwne przeczucie.
Zabluźnił cicho po drowiemu.
- Świetnie, jeszcze tylko tych fanatyków tu brakowało... - mruknął pod nosem jednak na tyle cicho, żeby tylko Kiti mogła go usłyszeć.
Dirith miał już kiedyś do czynienia z elfami Almanakh i pamiętał całkiem nieźle to spotkanie do którego doszło w piątym wymiarze.
Tygrysołak miał za zadanie ochraniać jedną elfkę właśnie przed tymi fanatycznymi wyznawcami, podczas gdy ona miała uciec oknem. Ruszył więc do ataku mając zamiar przeszkodzić im przynajmniej na tyle, żeby dać jej czas na ucieczkę. Wysiłek ten okazał się jednak niezbyt owocny, gdyż łucznicy zupełnie go zignorowali i starali się przede wszystkim dosięgnąć celu. Podczas gdy atakował jednego, drugi przecisnął się obok niego i nie zważając na to, jak blisko znajdował się od tygrysołaka i jak odsłonięty był na ciosy z jego strony strzelił do elfki. Na szczęście nie trafił i drugiego strzału oddać już nie mógł bo Dirith mu na to nie pozwolił. Jednak było widać wyraźnie, że elf bardziej wolał poświecić życie towarzysza o ile dało mu to szanse na osiągnięcie celu. Niedługo potem musiał co prawda uciekać, gdyż likantrop potrafił oddać się walce równie zaciekle o czym boleśnie się przekonali. Co prawda w tamtym wymiarze nie ginęło się raz i można było się odrodzić jeśli posiadało się ze sobą jakieś dusze, jednak to jest zupełnie inna historia.
Rozluźnił się nieco i wyprostował po czym schował sztylet tak żeby elf mógł to dobrze zaobserwować. Poruszał się spokojnie i nie za szybko. Widać było, że każdy jego ruch jest przemyślany, szczególnie po tym jak rozłożył ręce na bok po schowaniu sztyletu i utrzymywał je otwarte.
Nie mówiąc nic odstąpił od źródła. Może i był już tak blisko... ale dopóki nie upora się z łucznikiem nie będzie mógł sie do niego zbliżyć. Rozejrzał się nieco zwracając uwagę na to jaką drogę musi pokonać aby się zbliżyć do elfa, i zrobił coś co mogło zdawać się niezbyt przemyślane. Mianowicie odwrócił się do niego plecami. Jeśli przeciwnik był faktycznie elfem Almanakh, to powinno powstrzymać strzałę albo dwie, gdyż liczył na to, że nie oberwie tak od razu nie honorowym strzałem w plecy. Nie trzymał również broni w dłoniach, co dodatkowo powinno go trochę osłonić, bo z tego co pamiętał elfy Almanakh raczej nie strzelały w plecy nieuzbrojonym i nie agresywnym przeciwnikom. Tak czy inaczej warto było spróbować, bo w innym przypadku czekał go slalom między strzałami aby dostać się w pobliże elfa. Jednocześnie podczas obracania się zaczął używać infrawizji i rzucił okiem na Anariona czy wydaje się wyglądać tak jak każdy inny elf w infrawizji. Dodatkowo rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu innych przeciwników, których znacznie łatwiej mógł dostrzec w ten sposób.
- Dobrze słyszeć, że nie zamierzasz od tak nafaszerować nas strzałami... więc może bardziej uda nam się jakoś dogadać... - powiedział spokojnie.
Następnie zdawał się rozmyślać co dalej jednak po wyrazie jego twarzy można było powiedzieć, że nie był zbyt zadowolony. Na szczęście elf tego nie widział, jak również tego jak Dirith odsłonił trochę zęby jakby właśnie miał zacząć warczeć i prezentować kły pod postacią tygrysołaka lub tygrysa. Nie wydał jednak z siebie takiego warkotu, tylko zamiast tego uspokoił się nieco. Widać było dobrze, że zamierza zrobić coś, co bardzo go denerwowało.
Tą rzeczą było danie kroku w tył. Zrobił to wbrew swojemu instynktowi, który mówił mu żeby odwrócić się i jednak spróbować wystartować w konkurencji slalomu między strzałami... jednak dobrze wiedział, że im bliżej będzie zanim rozpocznie atak tym większe szanse ma na powodzenie.

- Dlaczego mamy się nie zbliżać do tego źródła? - zapytał dając kolejny i niespieszny krok w tył.
- Ponieważ… - ku twojemu zdumieniu, elf zaniemówił nagle, co było dość niepokojące.
- Ponieważ co? - wyraźnie Dirith nie zamierzał odpuszczać i otrzymać odpowiedź również na to pytanie.
Elf zmieszał się trochę i wyczułeś wahanie w jego głosie.
- Ponieważ nie będziesz w stanie opanować zła, które uwolnisz i które zagrozi nam wszystkim!

- Dlaczego miałbym od tak zostawić serce i odejść? Co zamierzasz zrobić z nim i źródłem kiedy je dostaniesz? - dorzucił spokojnie dając kilka kolejnych kroków w tył nie próbując spojrzeć na łucznika nawet kątem oka. Wiedział dobrze, że jego zachowanie musi się wydawać nieco dziwne. Sam się również dziwił i ledwo mógł uwierzyć, że właśnie dał niejeden kok w tył. Wiedział również, że demony ponoć nie słyszą pytań zaczynających się od "dlaczego" więc tym samym sprawdzał czy nie ma do czynienia z demonem. Jeśli okazałoby się to prawdą, to był w nieco gorszej sytuacji niż normalnie. przez myśl mu jeszcze przeszło tylko czy jakby był obrócony przodem do demona to coś by mu to dało ze względu na prawdopodobnie nadludzką szybkość przeciwnika i zdolność do teleportacji? Nie to jednak było teraz najważniejsze, więc Dirith skupił się na nasłuchiwaniu tego co robi Anarion i rozglądaniu się oczami i poszukiwaniu innych sylwetek elfów, tak aby mieć pewność z iloma przeciwnikami ma do czynienia.
- To uratowałoby ci życie. Nie cenisz swojego życia, drowie? Swojej duszy także? Zamierzam je ukryć, tak jak powinno się stać. Co jakiś czas mroczne siły wygrzebują serce z powrotem na widok śmiertelników. Nie jesteś pierwszym który tu przyszedł, ale pierwszy zaszedłeś tak daleko. Za daleko. Zatrzymaj się.
- I myślisz, że jak zagrozisz odebraniem mojego życia to tak po prostu grzecznie odejdę? A jeśli ja po wiedziałbym coś typu "odejdź stąd i nie przeszkadzaj bo cie zabije", to grzecznie odłożyłbyś łuk i odszedł? Nie? Czyżbyś nie cenił swojego życia i duszy? - Dirith zadawał kolejne pytania aby móc kupić jak najwięcej czasu, dzięki któremu mógł coraz bardziej zbliżyć się do elfa.
- Wiem, że nie rozumiesz ideologii, jaką się kieruję – odparł spokojnie. – Ale ta klątwa nie jest twoim prywatnym problemem. Zagraża wielu istotom i zrobię co w mojej mocy żeby nie doszło do zagłady tych istot. Będąc tutaj mam większe szanse przeżycia, niż nie podejmując próby powstrzymania ciebie.

- Po co według ciebie przyszliśmy do tego źródła?
- A czego mógłby chcieć mroczny elf, skrytobójca? Cokolwiek to będzie, zdejmie klątwę i zbudzi Timewalkera. Nie mogę do tego dopuścić. Zatrzymaj się.
Usłyszałeś ostry świst strzały i przez moment… Ku swojemu zdumieniu, wykonując kolejny powolny krok, wymacałeś stopą strzałę, wbitą w ziemię i stojącą ci na przeszkodzie. Zabawne…
Dirith uśmiechnął się i powoli zaczął omijać strzałę.
[i]- Dlaczego miałbym się zatrzymać? Bo inaczej zamordujesz mnie strzelając w plecy z zimną krwią? Spójrz na mnie, nie mam dobytej broni ani nie próbuje atakować. Uwierz mi, jeśli miałbym zamiar to zrobić to już dawno walka by się zakończyła i któryś z nas byłby martwy. -[i] powiedział nieco chłodniej dając kolejny krok.

- Nie muszę cię zabić, abyś się zatrzymał – upomniał zimno elf. – Uwierz mi, strzały w kolanach skutecznie cię powstrzymają, a przeżyjesz. Jednak jak już wspomniałem, nie jesteś moim wrogiem i nie chcę ranić kogoś, kto dotarł tak daleko. Imponują mi twoje umiejętności, mroczny elfie.

~ Żebyś się nie zdziwił... ~ pomyślał drow dobrze wiedząc, że ze strzałami w kolanach a nawet i łokciach starał by się dalej dotrzeć do źródła. Za dużo już zainwestował aby z tego celu zrezygnować.
- Wolę po prostu porozmawiać jak cywilizowane istoty, a nie drzeć sie przez całą salę żeby cały podmrok nas słyszał... chyba że tego chcesz, to prędzej czy później coś nas odwiedzi zwabione hałasem. - Powiedział nieco głośniej.
- Dlaczego Timewalker ma nie zostać zbudzony? I jak go powstrzymać jeśli do tego dojdzie?

- Więc przychodzisz tu i nie wiesz? – nieco się wręcz zdziwił. – Jak wszyscy pozostali. Który zginęli po drodze lub których zabiłem. Nie da się go powstrzymać. Kiedy Timewalker się zbudzi, jego dusza pozostanie na zawsze uwięziona w planie materialnym. Jest przeklęty. Pozostanie tu na zawsze. Rozumiesz, mroczny elfie? To broń, o której istnieniu nikt nie powinien się dowiedzieć. Zadam ci pytanie. Zabiłeś kiedyś smoka? – po chwili dodał. – Nie jesteś taki, jak ci pozostali… Nie zrezygnujesz, prawda? Wiedziałem, że kiedyś zjawi się ktoś Taki Jak Ty… Nie mam wyboru. Jeśli przyszedłeś tu, by wykorzystać moc źródła, pozwól, że ja to zrobię. Daj mi czarny opal, ja to zrobię – powiedział stanowczo. – Spełnię twoją wolę i wykorzystasz moc źródła, której potrzebujesz, a Timewalkera pozostaw mnie. Nie pozwolę, abyś to ty go zbudził. Zabiję cię zanim to zrobisz, lub wówczas, gdy już to zrobisz. Wybacz mi, ale nie mam innego wyjścia. Pozwól mi użyć Źródła, tak, jak tego zechcesz, i będziesz mógł odejść.

- Zatem zabij mnie jak już z niego skorzystam. - stwierdził łapiąc jednocześnie elfa za słowo oraz zatrzymując sie na chwilę. - Jednego smoka już kiedyś zabiłem. - stwierdził odnosząc sie do krótkiego przebłysku wspomnień jakiego kiedyś doznał, w którym walczył ze smokiem. Co prawda był to kościany smok i miał czyjąś pomoc, jednak nie zmieniało to faktu, że jednego takiego gada już uśmiercił... o ile można było to tak nazwać, choć po tej walce smok już na pewno był martwy.
- I zabiję ich całe stado jeśli staną mi na drodze do skorzystania z tego źródła. - powiedział używając zimniejszego tonu i dając do zrozumienia, że jednak może cofać sie w stronę elfa nie tylko po to aby móc z nim porozmawiać. Jednocześnie ocenił jeszcze jak daleko się od niego znajduje.
- Lepiej jednak będzie jeśli to ja z niego skorzystam bo jest parę szczegółów, na które zamierzam zwrócić uwagę jak i kilka takich, które zamierzam pominąć. Po prostu za dużo byłoby tłumaczenia zanim wiedziałbyś dokładnie co i po co odnawiać a czego nie.
- Jeśli chodzi o Timewalkera... to co się stanie jeśli skieruje na niego moc źródła? Powiedzmy jakbym postanowił użyć mocy źródła, żeby cofnąć go do czasu sprzed jego narodzin. Unicestwiłoby go to kompletnie? Bo jeśli po spełnieniu mojej woli zamierzałeś użyć źródła na Timewalkerze, to ja też to mogę zrobić i wszyscy będziemy zadowoleni. Możesz o to być spokojny, bo nie potrzebna mi broń tego kalibru. Uwierz mi, dużo bardziej zabawniejsze i satysfakcjonujące jest dla mnie zabijanie wręcz żeby móc dokładnie przyjrzeć się agonii przeciwnika, niż używanie nie wiadomo jako potężnej broni... - może opisywanie elfowi Almanakh jak Dirith lubi zabijać zbyt dobrym pomysłem nie było, jednak mimo wszystko był drowem, więc nie powinno to być niczym dziwnym. Poza tym, jakby Anarion miałby go zabić za popełnione wcześniej morderstwa, to ta konwersacja nie miałaby miejsca i prawdopodobnie nie przymykałby na nie oka i nie oferował mu możliwości odejścia.
- Więc jak będzie? Doszliśmy do porozumienia, używam źródła a potem mnie zabijasz, czy szukamy innego rozwiązania tej sytuacji? - zapytał cofając nogę do kroku w tył, jednak postawił stopę na palcach i nie dawał pełnego kroku. Jednocześnie był także czujny aby postarać się uniknąć strzał wymierzonych w jego kolana jeśli elf miałby mu odmówić i cały czas był gotowy do rozpoczęcia walki.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline