Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2013, 21:45   #2
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Louis siedział spokojnie w samochodzie, udało mu się złapać stopa. Prosto z San Francisco do Vancouver. Szczęśliwie jego dobroczyńca spieszył się i miał zamiar jechać całą noc, dodatkowo łamiąc wszelkie ograniczenia prękości. Gadało się całkiem miło (przynajmniej dla jednej ze stron). Jakiś rasta-murzyn non-stop gadał o tym z kim to on nie palił trawki. Louisowi nie przeszkadzało jego paplanie, ani dym. Gorzej znosił to Rob. Biały szczur biegający po ramieniu wampira był widocznie pobudzony. Jakby MJ działała również na niego. Czerwone oczy wpatrywały się z Louisa, a łeb przekrzywiał się co chwila.
- Rob, do cholery… uspokój się... - powiedział delikatnie już zdenerwowany spokrewniony.
Szczur zbiegł z ramienia na spodnie i tam zaczął po prostu siedzieć jakby chciał wpatrywać się w zapierającą dech w piersiach wycieraczkę samochodową.
- Ziooom! Zajebisty ten futrzak. Wytresowany jak chuj… Jakby wiedział co do niego powiedziałeś. - odezwał się czarnoskóry dredziarz widząc jak Rob grzecznie posłuchał Louisa.
- Mam go od dawna. Bardzo grzeczna z niego bestia. - powiedział Louis głaszcząc jego maleństwo po białej główce. Szczur jedynie obrócił się i machał ogonem chłoszcząc kolano swojego pana.

Mijały kolejne godziny. Czarny gdakał dalej jak baby na targu. Sięgnął po kolejnego skręta nie próbując częstować swojego towarzysza. Louis udawał, że śpi. Nie miał zamiaru wysłuchiwać gadania tego popaprańca. Błędem było trzymanie oczu zamkniętych i myślenie o czymś innym, niż to co dzieje się wokół. Murzyn stwierdził, że pasowałoby tutaj nieco popachnić, bo jakby gliniarze, którzych mijali dwie godziny temu poczuli zapach Maryśki to mógłyby być problemy. Sięgnął po dezodorant i popryskał wszystko wokół. Następnie zapalił skręta i … buchnął ogień.
- Skurwysynu! - wrzasnął Louis wyskakując razem z Robem i drzwiami z auta. Na szczęście był opanowany. Ogień nie buchnął w jego twarz. Gorzej z czarnym. Po kilku minutach oklepywania się po mordzie wyskoczył w końcu z samochodu. Louis jednak stał i nic sobie z tego nie robił. Po prostu patrzył jak wryty. Wróciły wspomnienia sprzed lat.
- Boooliiii! - wołał rastafarianin wijąc się po poboczu.
Jedyne co mógł zrobić to jedno…
Wampir zbliżył się do leżącego i powiedział:
- Złap mnie za rękę i wstawaj.
Jak zakomendował tak czarny zrobił. Gdy tylko Louis szarpnął by podnieść swojego towarzysza do góry przyłożył też usta do jego nadgarstka. Wbił kły w żyłę i zaczął pić krew. Ból chyba minął. Nastąpiła czysta ekstaza. W sumie był nieco głodny. Obustronna korzyść. Za tę przysługę Louis stwierdził, że może pożyczyć sobie samochód na te kilkadziesiąt kilometrów. Odstawił czarnucha przy najbliższym McDonalds i pojechał do miasta.

Kolejną noc Louis spędził na ubieraniu się. Któryś genialny człowiek, albo i nieczłowiek wymyślił całodobowe sklepy. Kilka biznesowych ciuszków z kolorowymi wzorkami idealnie pasowały w gust Louisa i jego porytej psychiki. Korzystając z przebieralni zaczesał się elegancko i zaczął rozmawiać z Robem na temat swojego wyglądu. Szczur twierdził, że nowa kreacja była paskudna, nie poznawał go. Zawsze chodził w jakiś zużytych szmatach, a teraz jakoś … wzięło mu się na elegancję. W dodatku tandetną.
Pół godziny później ekspedientka wyprosiła wampira z przymierzalni, bo jak to określiła… “Lustro nie służy tam do głoszenia przemówień, a do przeglądania się z nim a… na miłość boską! Szczur!
Rob chyba nie bardzo przypadł do gustu tej niemiłej kobiecie. Gdy tylko zapłacili za ciuchy zostali wyproszeni ze sklepu. Louis jeszcze raz musiał przejrzeć się w czymkolwiek. Stanął przed wystawą sklepową i podziwiał swoje odbicie.


Mina ekspedientki, która zauważyła ponownie znajomą twarz wyrażała jedynie zaniepokojenie. Louis poszedł sprzed sklepu zanim przyjechała policja.

Gdy już dotarł do doków sięgnął do torby po marker i notes. Wypisał dużymi literami na kartce trzy słowa: “RETARDS VICES QUIT”. W końcu to miało być jakieś tam hasło.
 
__________________
Sanity if for the weak.

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 04-11-2013 o 06:12.
Aeshadiv jest offline