Felipa starała się ukryć wewnętrzne rozdrażnienie.
Ta cała Lexi zdawała się świetnie z Michaelem dogadywać. Mierzwiła mu włosy, żartowała, organizowała podwózkę i pewnie paliła z nim zioło. Wyglądało na to, że... są blisko. Felipa zdecydowała się wyjechać zostawiając wolne miejsce, na które tamta ochoczo wskoczyła i zdążyła się zadomowić.
- Nie wiem - mruknęła buńczucznie wsuwając łydki pod siebie. Na gołej skórze pojawiła się gęsia skórka i mimo płaszcza zaczynała szczękać zębami. - Mam trzy walizy ciuchów, w większości mocno przewiewnych. Ale z miasta wyjeżdżałam na wariata. Rozumiem, że Lexi przejęła mój pokój - zerknęła z cieniem wyrzutu na Waylanda - ale chyba nie wywaliliście moich ciuchów i gratów? Miałam całą szafę szmat i jakieś pięćdziesiąt par butów!
Wayland chciał oddechu, niech będzie. Nim dojadą na miejsce nie poruszy już poważnych tematów. Pogadają jak należy, w cztery oczy.
- A jak Bullet? Wszystko u niego bien? No i... skoro Lexi zajęła mój pokój to... ja chyba nie będę miała jak u was przewaletować - wzruszyła ramionami pozornie obojętnie. - No pasa nada... Na noc znajdę sobie jakiś motel. |