Godzina 13:04 czasu lokalnego
Poniedziałek, 14 grudzień 2048
Bronx, Nowy Jork - Daj spokój mała, nie panikuj! - Lexi wyszczerzyła się do niej, klepiąc ją po kolanie i jednocześnie biorąc dość ostry zakręt. - Większość ciuchów ciągle tam jest. Głównie u niego - brodą skinęła na Waylanda - ale to nie problem. Pomieścimy się na spokojnie. Się dzięki temu lepiej przywitacie, jeśli wiesz o czym ja mówię...
Puściła całkiem bezpośrednie oczko do Felipy, wracając, przynajmniej na moment, do obserwacji drogi. Latynoska poznawała już te rejony, wjeżdżali właśnie na Bronx. Znajome grafitti, w większości takie same jak wcześniej, atakowało oczy zewsząd, świecąc i mieniąc się wszelkimi kolorami. Ah te nowoczesne spraye przez dłuższy czas zachowujące się prawie jak prawdziwy neon. Wiedziała także, gdzie się kierują, oczywiście.
Michael wyglądał na nieco winnego. I speszonego. - Wiesz, zniknęłaś bez słowa, nie wiadomo na jak długo. - westchnął - Ale jest dla ciebie łóżko jak tylko chcesz - zapewnił szybko. Znów wrócił do obserwacji otoczenia. Mówił, ale bardziej w kierunku szyby. - Bullet po staremu. Jest niezmienny jak skała. To znaczy, wziął teraz jakąś tajniacką robotę i nie puszcza pary z ust. Często go nie ma, łazi uzbrojony. Jakbym go nie znał to bym się bał, takie miny czasami robi.
Podjeżdżali już pod znajomy budynek, ten sam, w którym Felipa spędziła bardzo wiele czasu.
Teraz miało być inaczej. Wujka Li już nie było. A i ona miała za sobą zupełnie nowe doświadczenia.
Za to wygląd tego miejsca nie zmienił się kompletnie. |