Cała grupa w nagły sposób opuściła magiczny sklep. Mężczyzna imieniem Bart wyprowadził ich na dach budynku. Zimny wiatr i krople deszczu uderzyły w wbiegających jeden po drugim detektywów.
Lucas także się tam znalazł i przekazał reszcie informacje o trzech gościach, którzy weszli do sklepu.
Być może był to zwykły przypadek, być może zbytnia podejrzliwość i mylny instynkt, a być może po prostu było to kolejne potwierdzenie słów pana D, zwanego Bartem.
Tego na razie żaden z trójki detektywów nie był pewien.
- Dobra panowie - rzekł Bart - Tutaj się rozstajemy. Nie mogę więcej tak ryzykować. Gdybyście coś znaleźli, albo mieli jakieś pytania, czy coś, to zostawcie informacje u Izydora. Tylko ostrożnie, bo jak widać was też już obserwują. Idźcie wzdłuż tego gzymsu, aż dojdziecie do schodów przeciwpożarowych. Nimi będziecie mogli dostać się na ulicę. Powodzenia i do zobaczenia.. mam nadzieję.
Bart ruszył biegiem w przeciwną stronę i po kilku chwilach zniknął za wysokim kominem.
Detektywi nie mając innego wyjścia ruszyli we wskazanym kierunku.
Schody przeciwpożarowe znajdowały się po przeciwnej stronie niż sklep i wychodziły na wąską uliczkę pomiędzy dwoma blokami. Choć teoretycznie powinno być to bezpieczne miejsce, to cała trójka zanim ruszyła w dół kilkakrotnie uważnie się rozejrzała.
Upewniwszy się, że nic im nie grozi ruszyli w dół metalowymi schodami.
Gdy trójka detektywów wyszła z zaułka, stanęła przed dylematem co dalej robić. Ich samochód stał przed sklepem Izydora, a tym samym mógł być nadal obserwowany. Jasne było, że muszą w spokoju usiąść i zastanowić się co dalej.