Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2013, 00:48   #8
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Louis stanął przed wejściem. Długie nadbrzeże, z kilka pomostami i kilkudziesięcioma łodziami, które kołysząc się przywitały wampira. Kilka większych jachtów, które tam cumowały wyglądały jak wybijający się z tego tłumu fani, machający masztami w stronę Luciana. Przez jakiś moment wampir miał nawet ochotę im pomachać, ale zdał sobie sprawę, że to nic nie da. W dalszym ciągu były to łodzie, a nie ludzie, czy inni spokrewnieni. Wiatr i nieprzyjemnie wyglądające chmury odstraszyły spacerowiczów. Jednak statki ciągle tam były, tak jak to było zaplanowane, podobnie jak spotkanie krwiopijców. Przechadzając się tak wzdłuż doków w końcu Louis natknął się na jach z numerem 42 i nazwą 'Holender'. Sprawiał wrażenie, tego fana, który chce niemal uściskać swojego idola idącego po scenie, jaką był pomost. No nie mógł mu odmówić... Jego okien paliło się światło, niczym oczy, które właśnie zapłonęły nadzieją, ujrzawszy zbliżającego się Louisa.

Wampir rozejrzał się kilka razy dookoła siebie w poszukiwaniu kogokolwiek. Żadna inna mniej lub bardziej żyjąca istota nie wałęsała się po okolicy. To spowodowało, że wizja nagle zniknęła. Wróciła rzeczywistość. Maszty nie były już ramionami wyciągniętymi w jego stronę, były po prostu masztami. Zagrywszy nieco wargi w geście rozczarowania, Louis wyciągnął kartkę i pisak. Po chwili na jego papierowej tabliczce pojawił się koślawy napis: RETARDS VISES QUIT. Dumny ze swojego dzieła wszedł na pokład trzymając hasło przed sobą.

Po molo ktoś jednak zaczął chodzić. Dwójka patrolujących policjatów przyjrzała się dokładnie Louisowi. Wampir momentalnie schował kartkę, aby nie wzięłi słowa "Retards za bardzo do siebie. Ukłonił się im grzecznie i po prostu kontynuował to co robił. Ktoś na pewno był pod pokładem. W końcu światło kosztuje, a szkoda marnować energię. Nie chcąc jednak wparować do jakiejś kajuty, gdzie na przykład jakiś marynarz mógł sobie zapomnieć o umówionym spotkaniu i rozkosznie zabawiać się z panienką, Louis postanowił dać dyskretnie o sobie znać. Jego brązowe buty, które (jak na jego gust pasowały do białego garniutura, oraz białego szczura) od spodu miały sporą podeszwę, wydawały dość głośny dźwięk przy uderzeniu o deski pokładu. Po kilku minutach takiego 'stepowania' wampir podszedł do burty. Oparł się o poręcz i zamknął oczy. Przez krótką chwilę znów tam był. Ponownie widział tłum wiwatujący na jego cześć. Machający rękami, jak do jakiegoś papieża czy innego ważnego człowieka. Dźwięk kroków na schodach pod pokładem szybko wyrwał go z tego pięknego snu.

W kierunku Louisa szedł jakiś człowiek. Ubrany raczej roboczo, w średnim wieku. Brakowało mu jedynie powoli siwiejącej brody i fajki w ustach, a wyglądałby jak marynarz z kreskówek. Niezbyt zadowolony zwrócił się do Louisa.

-Nie można było się umówić na normalne godziny? - jego głos nie brzmiał przyjemnie. Chyba jednak jakaś urocza dama była pod pokładem i na dodatek speszyła się słysząc kroki wampira.

- Pracujemy do późna. - odpowiedział Louis szczerząc zęby i kilka razy potrząsając kartką. Na jego twarzy powoli zaczynało malować się zakłopotanie. Durnowaty uśmieszek i błądzenie oczami idealnie odzwierciedlało to co czuł.

Marynarz zapalił latarkę. Poświecił nieco po kartce, którą Louis trzymał w rękach. Podniósł brew i zdziwiony powiedział:

-W porządku. Oddaję klucze i idę spać do siebie. - obrócił się plecami do wampira i zaczął iść powoli do środka.

- Dobranoc! Yyy… zaraz! Jestem pierwszy?! Czy ktoś już dotarł wcześniej? - po chwili odezwał się wampir zaskoczony. Najwyraźniej zaraz znów zostanie ze swoimi fanami. Oj nie będzie się nudził, nie będzie.

-Pierwszy. Czekaj, wezmę klucze z środka i cię wpuszczę. Kimniesz sobie w koji- powiedział nie obracając się nawet. Jedynie machnął ręką nakazując podążanie za nim.

- Uwaga na głowę - wskazał na niski kant drzwi kiedy wchodził do środka

- Aye aye Captain! Dajcie mi jedynie klucz i powiedzcie gdzie i co, a ja sobie jeszcze popodziwiam niebo. Taki ze mnie.. hmm… romantyk. - odparł Louis odgrywając teatralne, totalnie przesadzone westchnięcie.

Mężczyzna jedynie prychnął rozbawiony i schował się do środka. Po minucie wrócił z teczką i kluczami w ręce.

-Dokumenty...- wręczył wszystkie przedmioty -... i klucze. Byłoby miło, gdybyście zostawili za sobą nieco większy porządek niż te dzieciaki w zeszłym tygodniu. Bo potem to ja muszę to sprzątać - popatrzył na sufit jakby przypominał sobie ostatnie dwa dni roboty. Sprzątania butelek, wymiocin, zużytych prezerwatyw...

- Z tego co się orientuję, to wszyscy umówieni tutaj są niepijący. Nie będzie żadnych imprez, ani innych podobnych.

-Zawsze to parę niespodzianek mniej. Dobrej nocy.- podał rękę w geście pożegnania i skierował się w stronę pomostu.

Wampir odwzajemnił uścisk dłoni i po chwili obrócił się aby wypatrywać pozostałych. Gdy tylko jednak kapitan zszedł z pola widzenia, to wampir skierował się pod pokład i tam wywalił zawartość teczki na łóżko.
Nuda. Trzeba było jednak wrócić do fanów. W teczce były jedynie mapa zatoki, kopie aktów własności statku, pozwoleń na poruszanie się w tym rejonie, zgoda na przekroczenie granicy, umowa wynajęcia miejsca na nabrzeżu w Prince Rupert, ubezpieczenie itd. Nic specjalnego, ale ciężko byłoby wypłynąć bez nich.

Cisnąwszy teczkę gdzieś na łóżko i Louis wziął Roba na ramię. Wymienił ze swoim przyjacielem parę zdań. Gdyby w tym momencie oberwowałby go jakiś pracownik szpitala psychiatrycznego, to pewnie następne godziny spędziłby w kaftanie. Futrzak jedynie coś popiszczał, coś powęszył i zamilkł. Następnie wampir wyszedł na pokład i ponownie stanął na dziobie.

- Nah… myślałem, że będzie tam coś ciekawszego. Nuda tutaj, nie sądzisz? Też masz wrażenie, że te statki... nas witają?

- Pi pi pi!




* * *


Vittorio spędził jakiś czas pozostając w cieniu kontenera. Jego wzrok wędrował po jachtach w poszukiwaniu tego właściwego i oznaki jakiejś egzystencji. Nie miał zbyt dużo wskazówek odnośnie łajby, którą miał odbyć podróż, ale liczył na szczęście i tym razem również się do niego uśmiechnęło. - No więc czas sprawdzić ten jacht. Nie mam innego wyjścia. Opis w miarę pasuje i tylko przy nim coś się dzieje. - Vittorio wyprostował się, poprawił garnitur i pomaszerował w stronę obranego celu. Dzięki swoim obserwacją miał pewność, że kogoś tam spotka.
Widziałeś schodzącego z pokładu jednego z jachtów człowieka. Odległość i słabe oświetlenie uniemożliwiły ci zobaczenie go dokładniej, ale widziałeś że na pokładzie została jeszcze jedna osoba. Jedyna widoczna na statkach była przez chwilę widoczna w świetle otwartych drzwi.
Vittorio w końcu dotarł do burty jachtu i stanął w miejscu przy którym została opuszczona kładka. [i]-No to czas zacząć zabawę i sprawdzić czy czasem nie będę miał doczynienia z bandą pseudo-wampirów. Ha…[/i Wampir parsknął i pomaszerował z ogromną pewnością siebie. Każdy krok zbliżał go do pokładu i najprawdopodobniej do konfrontacji z pierwszym towarzyszem podróży. Kiedy w końcu jego stopa poczuła poziomo ustawioną podłogę wykonał kilka ruchów głową, aby rozejrzeć się po pogładzie i nagle przestał się ruszać skupiając jednocześnie swoje spojrzenie na istocie stojącej na dziobie statku. “Ha… widze mamy pierwszego. No to będę miał zajęcie nim zjawi się reszta. Hmm… meloman nam się trafił.”Vittorio zrobił kolejne kilka kroków i oparł się o jedną z burt. Cały czas nie spuszczał wzroku z obecnej na statku postaci i czekał aż ten drugi wykona jakiś ruch.
Louis kołysał się w rytm melodii jaką sobie nucił. Po chwili obrócił się na pięcie i zrobił zakłopotaną minę. Przyjrzał się mężczyźnie, który stał niedaleko niego i gdy tylko dotarło do niego, że to właśnie może być jedna z TYCH osób podniósł kartkę i pomachał nią w stronę nieznajomego. Na kartce widniał napis: RETARDS VISES QUIT. <pisz pisz>
Vittorio nie wiedział co dokładnie sygnalizuje mu nieznajomy. Po kilkunastu sekundach wymachiwanie dziwnym napisem, przez obcego mężczyznę, zaczęło go irytować. Wampir zacisnął zęby, wyprostował się i zdecydowanie ruszył w stronę dziobu z mocno ściskając zęby. Kiedy zbliżył się wystarczająco blisko przemowił: - Co ma oznaczać ten napis? Co chcesz nim zdziałać? Vittorio cały czas trzymał się na baczności i w gotowości do obrony w razie potrzeby.
Malkavianin nie bardzo wiedział, czemu nieznajomy przyjął taką bojową postawę. Nucenie i uśmieszek ustały. Przyjrzał się mężczyźnie, przestał machać kartką, a następnie zdziwiony powiedział:
- No… hasło… nasze hasło!
(z racji nieobecności gracza pozwoliłem sobie popchnąć sprawę nieco do przodu.)
-I z tego powodu chcesz koniecznie zdradzić je całemu światu, tak? Wspaniale. Jestem zachwycony Twoim zrozumieniem idei haseł.-przewrócił oczami.
- Ale… no hasło to ma każdy inne przecież. Chyba, że jesteś aż tak zdolny jak ja i wymyśliłeś sobie takie samo. Jak tak to gratuluję. Jesteś zdolny jak sam Louis.
-Możemy sobie darować wygłupy? Przekaż to co masz do przekazania i pożegnamy się w względnym spokoju-
- Yy… no to mów. Dużo tego? Czy przekazać w sensie masz jakąś paczkę?
-Ty jakąś masz. Dla mnie- wskazał dłonią na paczkę dokumentów którą trzymasz w ręce. Kamienna mina. Ciężko zgadnąć czy mówi prawdę czy kpi ci w żywe oczy.
- Ajjj… przesłyszałem się. Wybacz. Skąd mam wiedzieć, że daję to dobrej osobie? - powiedział Louis obracając kartę z hasłem do siebie.
-Mam ci powtórzyć co masz tam napisane? Czy może przestawić szybko kilka liter? Jesteś tragicznym konspiratorem.- wyciągnął rękę po teczkę. ojcowski ton?.
- Aaa… no to chyba jednak ty to ty… - mówię podając pakunek.
-Dziękuję. Będziesz tak miły i schowasz tą kartkę? Zanim ktoś zrobi zdjęcie. I opublikuje.- zajrzał do środka
 
__________________
Sanity if for the weak.

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 29-11-2013 o 12:43.
Aeshadiv jest offline