Od przyjęcia zlecenia minęły ledwie 24 godziny. Godziny, które Lucasowi nie podobały się wcale. Jeśli to było to, co spotykało pozostałych detektywów, nie dziwił się, że nikomu nie chciało brnąć się głębiej w tą sprawę.
Sam właśnie przebiegł ciemny korytarz, za nieznajomym *ekscentrycznym* informatorem, popychany irracjonalnym lękiem wobec trzech nieznajomych. Mark i Ryan czekali już na niego. Jak zwykle.
Ześlizgnął się karnie na dół schodami pożarowymi. Normalnie ociągałby się się, jednak narastający w nim lęk i frustracja, zdawały się tłumić w nim błahe, małe lęki.
Były rzeczy o które obawiał się w tym momencie bardziej... chociażby własna poczytalność.
Oparł się o ścianę i wyciągnął zza pazuchy zwinięty papier. Odczuwał szeroko pojęty weltshmerz, na który składało się wiele czynników. Dziwne wizje, chore sny, pokręceni ludzie, czy przejmująca obawa, że mimo swych rozlicznych wizyt pod prysznicem, wciąż roztacza wokół siebie odór moczu.
Przewrócił oczami, obejrzał się, po czym ściszonym głosem zaczął odczytywać podane adresy. |