Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2013, 21:39   #7
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Teo nie cierpiał tych zjazdów maniaków fantastyki. Zawsze drażnił go ten rodzaj literatury. Miecze i potwory, szmery, bajery i lasery – to nie było dla niego.

Owszem, w jego własnych książkach pojawiały się elementy nierzeczywiste, ale raczej elementy mające związek z nieistniejącymi systemami politycznymi, sensacją lub osobami. Nigdy jednak nie szedł ani w kierunku sci-fi, ani tym bardziej w kierunku fantasy – książek dla zakompleksionych nastolatków – onanistów, w których piersiaste amazonki urągały prawom grawitacji i rozsądku krocząc u boku umięśnionych barbarzyńców, którzy z kolei przeczyli prawom anatomii człowieka.

Tym bardziej dziwił go fakt, że jego menadżer wysłał go do Phoenix. Wybaczyć mu mógł jedynie dlatego, że była tutaj jeszcze literatura sensacyjna – mimo, że w mniejszości. No i fanki cosplaya. Niestety, fani również.

Teodor lubił jednak takie imprezy. Tą mieszankę spontaniczności, taniego splendoru, chwilę oderwania, jakim ludziom dawało możliwość obcowania ze swoimi ulubionymi książkami, ze swoimi ulubionymi autorami czy bohaterami. Było w tych niewątpliwych świrach coś fascynującego, jakaś pasja, jakaś wiara w to, że młodość nigdy się nie kończy. Radość życia.

Autor siedział na swoim miejscu, podpisywał książki, zamieniał po kilka zdań ze zdenerwowanymi fanami jego twórczości i starał się każdemu dać coś od siebie. Na tym, między innymi, polegało budowanie więzi z czytelnikiem. Nie tylko na samym pisaniu, lecz również na umiejętności zjednania sobie sympatii czytelników.

Pisarze, piosenkarze, aktorzy – wszyscy jechali na tym samym wózku. Musieli zwracać uwagę publiczności. Musieli budować swój wizerunek, swój publiczny image. Teo był w tym kiepski. Był - jak do znudzenia powtarzał mu jego wydawca - zbyt otwarty, zbyt mało tajemniczy, zbyt przyjacielski. Nie budował dystansu, jak na pisarza książek sensacyjnych, które porównywano ze starą szkołą Alistaira Mac Leana, Toma Clansyego czy Ludluma. Pochlebiało mu to porównanie, ale nie uważał się za aż tak dobrego psiarza. Niemniej jednak czytelnicy byli innego zdania.

Dzień był pełen wrażeń. Teodor wziął udział w kilku spotkaniach autorskich, a w wolnej chwili wmieszał się anonimowo w tłum, ( no może prawie anonimowo, bo przecież jego zdjęcie widniało na książkach z listy bestsellerów i nie tak łatwo mógł się skryć w tłumie) i skorzystał z kilku atrakcji, kupił parę książek: zarówno nowości, jak i starszych wydań i wrócił do stolika autorskiego.

Znaleziona koperta nie zrobiła na nim większego wrażenia. Odbierał już różne listy od fanów i fanek. Niektóre normalne inne obraźliwe, jeszcze inne były wyznaniami co mógłby zrobić jednej czy drugiej fance, a czasami fanowi, albo co owi oddani mu ludzie mogliby mu zrobić. Zazwyczaj były to rzeczy miłe, niekiedy wręcz perwersyjne lub pornograficzne, a kilka razy zdarzyły się listy od jakiś psycholi – fanów krwawego kina, którzy obiecywali mu śmierć w męczarniach, za to, że opisał Talibów, jako wrogów, albo Irlandczyków z IRA jako terrorystów.

Przywykł. Chociaż za każdym razem wzmacniał swoją ochronę wynajmując stosownych specjalistów z odpowiedniej agencji.

Owszem. Tekst był czymś nowym. Kata tarota również. Świr religijny? Nawiedzony fan? Psychol. Na razie Teo postanowił sprawę zignorować, ale poinformować o tym swój kontakt w agencji ochrony „Tiger”. Gdyby miał przejmować się każdą taką sytuacją, już by chodził siwy lub przedwcześnie wyłysiał. „To cena sławy, Teo” – zwykł mawiać jego menadżer - i Wuornoos się z nim wyjątkowo zgadzał.

Konwent nie kończył się wieczorem. Dopiero wieczorem ożywał. Ale Teodor miał dosyć. Wrócił do hotelu, w którym wydawnictwo zarezerwowało mu nocleg. Po drodze zaszedł jednak do wielkopowierzchniowej księgarni, ze sporym wyborem książek, gdzie na jednym z bardziej wyeksponowanych miejsc namierzył swoją najnowszą powieść. Ale nie po nią przyszedł i po chwili, lżejszy o kilkanaście dolarów, znów kierował się do hotelu.
Przebrał się, zamówił jedzenie do pokoju, wziął prysznic a potem siadł z drinkiem w ręku i z nudów odpalił laptopa.

Przez chwilę udawał nawet, że pracuje nad najnowszą powieścią, ale szybko przestał sam się oszukiwać. Postawił pasjansa i przypomniał sobie o zakupie w księgarni. Wyjął książkę o tarocie i odszukał z wprawą informacje o podrzuconej karcie i jej znaczeniu.

Jedna z arkan wielkich. Księżyc.

Karta i jej znaczenie symboliczne: zamknięcie w świecie iluzji, marzeń, oderwanie od rzeczywistości, idealizm, napięcie, niepokój, lęk, magia, kłamstwo, tajemnica, niejasność, ukryte sprawy, pogrążenie w smutku, intuicja, marzenie o czymś nieosiągalnym. Jeśli pojawi się ta karta, to bardzo prawdopodobne jest, że widzimy sytuację w złym świetle, nie mamy wystarczających informacji, lub przesadnie idealizujemy, prawda może okazać się trudna do przyjęcia. Samooszukiwanie się, trudności z rozliczeniem się z przeszłością, podejrzliwość, również terapia, twórczość, wizje.

Karta w negacji może oznaczać:koszmary senne, głębokie lęki, choroby psychiczne, fobie, halucynacje, zagubienie, opętanie, niebezpieczeństwo, dręczące wyrzuty sumienia, brak intuicji, zaślepienie, myśli samobójcze, uzależnienie od pewnych osób, najprawdopodobniej od matki, ze relacje, toksyczne związki, nałóg, autodestrukcja.

Ciekawe.

Tknięty nagłym impulsem wybrał numer zamiejscowy i po chwili usłyszał głos brata. Dłuższy czas przegadali, jak dawniej, a po przyjemnej pogawędce Teo nalał sobie kolejnego drinka, dość mocnego i ukojony szumem alkoholu we krwi położył się spać.

Jutro drugi dzień konwentu, Musiał być „na chodzie”.
 
Armiel jest offline