| - Ojojoj! – Zawołał Marco – Ucięłaś tatusiowi głowę.
Elena roześmiała się i pobiegła dalej walczyć z bratem.
- Marco! – To była Cristina. – Przyjdziesz wreszcie!?
- Zaraz!
- Zaraz to twoje ulubione słowo – żona Marca pojawiła się w drzwiach kuchni. – Powinni ci je dać na drugie imię.
- Sama chciałaś, żebym spędzał więcej czasu z dziećmi – Marco rozłożył ręce w geście bezradności.
- Z dziećmi, a nie z holofonem.
- Załatwiam interesy kiciu, chyba, że już nie chcesz nowej lodówki.
- Póki co chcę, żebyś naprawił starą.
- No idę już, idę.
Marco wyjął z szafki pod schodami torbę z narzędziami, a z tej śrubokręt, po czym ruszył do kuchni dokręcić drzwiczki od zamrażalnika.
- Widzisz – pokazał żonie co robi. – Nie mam pojęcia, jak to się dzieje. Żeby to poprawić muszę odkręcić i przykręcić śrubkę, a odpada samo. To całkiem niewytłumaczalne. Ale poza tym to dobra lodówka.
Marco dokręcił drzwiczki i przy okazji wyjął schłodzone piwo. Usiadł przy stole i otworzył je z głośnym syknięciem.
- Jutro skoro świt jadę do Neivy – powiedział. – Może mnie nie być kilka dni.
- Do Neivy? – Zdziwiła się Cristina. Rzadko jeździł w tamte strony. – Z Juanem?
- Nie, sam. Mam tam mały biznes z gringos.
Cristina nie wnikała. Zwykle wolała nie wiedzieć, co robi jej mąż.
- Tylko uważaj na siebie – powiedziała. – I zadzwoń.
- Dam znać jak dojadę.
***
- Salud Roberto.
- Salud Marco.
- Słuchaj, masz jeszcze dostęp do policyjnych baz danych?
- Tylko do archiwalnej wersji, tej którą kiedyś skopiowaliśmy. Od tego czasu ulepszyli zabezpieczenia. Kogo szukasz, Marco?
- Faceta, co się zwie Hugo Almeida. Przyleciał dwa tygodnie temu ze Stanów do Neivy. Spędził w USA chyba większość życia, więc możesz i u nich pogmerać. Bazy urzędu cywilnego, medyczne, szczepień na wirus Umbrelli, korporacyjne, abonentów holofonii i sieci, Life-Invader, i tak dalej, wiesz, jak zwykle ese. Przesyłam ci zdjęcia typa i nagranie z lotniska w Neivie. To ten gość z dwoma młodymi dziewczynami. Może ma jakiś krewnych w Kolumbii.
- Bene, bene, ale to trochę potrwa.
- Na jutro?
- Zobaczymy, speedy Gonzalez. Mogę jutro coś mieć. Postaram się. Ale wisisz mi browca.
- Masz go jak w banku kiedy wrócę z Neivy.
***
- Salud Juan.
- Co tam, cuate?
- Nic nowego. Pamiętasz jak rok temu byliśmy w Neivie?
- No pamiętam. Gorąco tam jak w piekle.
- Masz jeszcze numer do tego typa od broni, Gatto?
- Czekaj…no mam, i adres jego dziupli też, zaraz ci prześlę, cuate. Ale nie wiem czy aktualne. To był człowiek Orzagi, niewykluczone, że El Robot go kropnął.
- Wątpię, to daleko. No i El Robot potrzebuje wywiadowcy w Neivie.
- O ile jest pewien, że tamten nie zmienił frontu. Neiva to nie nasz teren. Może gość był podwójnym agentem, wiesz cuate.
- Chyba byśmy o tym usłyszeli...Słuchaj, nie będzie mnie parę dni. Zajrzyj do Cristiny i dzieciaków, ok?
- Key.
- Dzięki ese. A, i powiedz Tortudze, że załatwiam swoje sprawy, gdyby mnie szukał.
- Wątpię, cuate. Wiesz, że on teraz niechętnie cię bierze na akcje. Gadałem z nim już, ale znasz go, mucho loco koleś.
- Wiem. Ale w razie czego przyjadę.
- Ok cuate, ok. Potrzebujesz pomocy z czymś? U mnie też niewiele się dzieje, wiesz jak teraz jest.
- Wiem. Odezwę się w razie czego.
- Jedziesz do Neivy, tak?
- Aha.
- Chujowe miejsce, gorąco jak w piekle. No ale trzymaj się.
- Cześć.
***
Wieczorem Marco wpisał w polu wyszukiwarki imię i nazwisko porywacza. Tą samą procedurę powtórzył na Life-Invaderze, najpopularniejszym ostatnio portalu społecznościowym, i innych mniej znanych. Na wyniki hakerskiego śledztwa Roberto, pewnie przyjdzie trochę mu poczekać, a potrzebował informacji możliwie jak najszybciej. Szukał też osób o tym samym nazwisku z Leivy i całej prowincji Huila. Koledzy Hugo z dzieciństwa również wchodzili w rachubę. Kto wie z kim spotkał się Almeida po przybyciu do Kolumbii?
Ostatnio edytowane przez Bounty : 18-11-2013 o 22:06.
|