Olivia wyraźnie pobladła. Była zmęczona, tak jak wszyscy, ale również piekielnie zdenerwowana. Pełne nadziei spojrzenie Elisabeth, oczekującej ochoczych zapewnień o pomocy, tylko pogorszyło sprawę. Kasztanowowłosa kobieta poczuła zupełnie fizyczne ukłucie żalu w żołądku.
Oparła łokcie o stół i schyliwszy głowę, czubkami długich palców z idealnie wykonanym manicurem masowała skronie. Była zła sama na siebie, że odczuwała lekką ekscytację. Wszystko to było potworne i aż prosiło się, by w nic nie wierzyć. Tylko czy rzeczywiście w młodości zajmowała się ciemnymi sprawkami ani trochę nie dając wiary słowom Malvina?
Charles wrócił z mapą i po swoich słowach napotkał ciężkie spojrzenie Olivii. Kompletnie nie podobał jej się wyraz jego twarzy, iskry w oczach – choć nie mogła powiedzieć, by tego nie rozumiała.
Wciąż ciężko było jej wyrazić myśli, na szczęście Władimir zapełnił pustkę po pytaniu córki Badocka. W dodatku miał sporo racji. Tym, co drażniło kobietę, był podniesiony głos mężczyzny, który za każdym razem sprawił, że drgnęła niespokojnie. Miała tego sporo w domu, ale sama starała się nigdy nie unosić i zdecydowanie krzyk nie działał na jej nerwy najlepiej, jakąkolwiek słuszną wieść by niósł.
- Władimirze, proszę cię, ciszej – odezwała się zbolałym tonem. Czuła się, jakby za chwilę miała nadejść migrena. Wstała od stołu i stając za Bazhukovem ścisnęła jego ramię zarówno w geście solidarności, jak i próby złagodzenia jego rozszalałych emocji. – Zgadzam się z Władimirem – wyrzuciła wreszcie z siebie, patrząc na Charlesa. – Pójście na cmentarz to jak pchanie się w paszczę lwa. Ze względu na przyjaźń z twoim ojcem – tutaj odwróciła wzrok w stronę Elisabeth – gotowa byłam poświęcić swoją reputację, właściwie dalej jestem, a uwierzcie mi, że moja dobra opinia jest równoznaczna z moim być albo nie być. Trudno, człowiek ma powinności ważniejsze od sukcesów zawodowych i tym podobnych. Zapominacie jednak – a może nie zdajecie sobie po prostu sprawy – że jestem nie tylko naukowcem, ale przede wszystkim matką. Nie mogę ryzykować zdrowia i życia, kiedy w domu czeka na mnie dwójka malców – piwnooka wypowiedziała te słowa wyraźnie emocjonalnie, lekko słabnącym głosem. Nawet przez myśl jej nie przeszło, by fakt bycia żoną był w tej kwestii istotny. Przybliżyła się do Brooksa i kucnąwszy mocno złapała go za dłoń. Nigdy szczególnie nie unikała bezpośredniego kontaktu z innymi, ale teraz wyjątkowo potrzebowała dotyku kogoś bliskiego. W jej zachowaniu była jakaś teatralność, ale znajomi dziwnie mogli odczuć, że może ten jeden raz jest naprawdę autentyczna. – Charles, nie wiemy, co zastaniemy na cmentarzu, ale jedno jest pewne: nic dobrego. Nie chcę, by komukolwiek z nas stała się krzywda, mamy na głowie wystarczającą tragedię. Może to po prostu wykracza poza nasze możliwości? - Spojrzała błagalnie i przepraszająco na Elisabeth. - Jednak jeśli nadal chcemy działać, a ze względu na pamięć o przyjacielu ja na pewno chcę, proponuję trzymać się naszego wcześniejszego planu... może tak się czegoś dowiemy, trafimy na jakieś… ostrzeżenie?
Można było odnieść wrażenie, że zapomniała o starcu, ale fakt, że zdecydowała się unikać dosłownego mówienia o włamaniu do domu Malvina, mógł stanowić o tym, że nie do końca ufa staremu antykwariuszowi lub po prostu dmucha na zimne.
__________________ "We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write "fuck" on their aeroplanes because it's obscene." Apocalypse Now |