Lorenzo nie był ciemnym tumanem, zaś z regionów, z których pochodził ceniono sztukę, a zatem młody szermierz potrafił ją docenić. Stąd też z kielichem dobrego wina w ręku zawiesił oko nad różnego rodzaju zdobieniami, by później przyjrzeć się ciekawym rysunkom. - No, no, mamy tu niezłe romansidło. Piękna, gorącą i kwitnąca miłość, a późnij trach - coś się wydarzyło, jakiś skandalik, czy coś tego pokroju i trup, ścięty trup. Niby taka zawszona wioska, niby na takim odludziu, a historii tu doświadczysz lepszych niż od niejednego bajarza. Jak przypuszczam, słodki kochanek został skazany za nadmierną popędliwość. I wszystko przez to, że ta głupia baba mu nie dała. Naprawdę, chyba jeszcze nie poznałem waszych wszystkich obyczajów. Czy miłość tutaj uprawia się dopiero po zaślubinach? - zapytał kompana z ironią w głosie i z drwiącym uśmiechem na twarzy. - No chyba, że nasz tragiczny bohater kochał swą wybrankę bez odwzajemnienia i te ryciny są jedynie wytworem jego wybujałej fantazji. I gdy po jakimś czasie same rysunki i marzenia przestały wystarczać, zaś zgromadzony popęd przejął kontrolę nad czynami, nieszczęsny kochanek postanowił przymusić swą pannę do miłości siłą. A jak skończył, to już wiemy. Cóż, myślę, że ta wersja jest wielce prawdopodobna - oznajmił, po czym odłożył przeglądane wcześniej rysunki, upił łyk wina i skomentował. - A widzisz mój drogi przyjacielu, wystarczyło, by opłacił kurtyzanę i do żadnej tragedii by nie doszło. |