Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2007, 19:39   #7
Rhamona
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Bożena Galoić - Chorwacja

[center:ddfcbc53bc][/center:ddfcbc53bc]

Młoda kobieta w wyciągniętym swetrze i przykrótkich jeansach, jak zwykle nękała ludzi na dworcu głównym w Zagrzebie. Jej włosy były szare od kurzu, pojedyncze sklejone kosmyki wymknęły się niesfornie spod czarnego, poplamionego kaptura, porwanej skóropodobnej kurtki. Poranione palce schowała w rękawiczki, zapewne znalezione gdzieś przy śmietniku, a być może ukradzione z pobliskiego stoiska? Była niemalże stałym elementem wyposażenia tego budynku, wizytówką miasta. Niektórzy z pracowników dworca bardzo ją lubili i czasem, ktoś z nich dobrowolnie dawał jej bułkę lub nawet kawałek kiełbasy. Gdyby nie to, być może już dawno umarłaby z głodu. Już dawno zapomniała, że aby nie czuć bólu w brzuchu, trzeba jeść, a najlepiej jeść coś ciepłego. Czasami przy pomyślnych wiatrach, patrol straży miejskiej fundował jej darmowy nocleg w schronisku dla bezdomnych. Niestety jednak dla większości ludzi "Bodzia" była wszą, którą chętnie zdeptali by butem.

- Daj pan kunę na bułkę - tą mizerną prośbą, wbijała się w zabiegane myśli zajętych podróżą ludzi. Jej głos był ochrypły i zamroczony. Chodziła lekko skulona, jakby wystraszona, pośpiesznie mijającymi ją ludźmi. Rękę miała wyciągniętą i skierowaną w stronę przypadkowo zaczepianych osób. Czasem nie zdążyła wypowiedzieć pytania i już miała gotową odpowiedź. Czasem wydawało się jej tylko, że mówi, stała z półotwartymi oczami i wyciągniętą dłonią, mrucząc pod nosem coś po swojemu, aż w końcu zdesperowany człowiek odszedł lub jeśli nie brzydził się jej dotknąć, odepchnął od siebie.

Ci, którzy pracowali od dawna na dworcu, byli naocznymi świadkami codziennego staczania się Bożeny, bo tak najprawdopodobniej się nazywała. Niektórzy z nich pamiętali te czasy, kiedy Bodzia pojawiła się na dworcu pierwszy raz, a potem coraz częściej i częściej. To było zaledwie 1,5 roku temu. Nikt dziś nie powiedziałby, że tamta dziewczyna to ta sama co dziś.

Na jej dłoni okrytej czarną szmacianą rękawiczką pojawił się wtem banknot stukunowy. Miły brodaty pan, uśmiechał się milutko z pachnącego, świeżutkiego papierka. Bodzia otworzyła szeroko oczy, niedowierzając. Randka z tym panem, była dla niej marzeniem od ponad tygodnia. Tyle dokładnie kosztowała działka hery, ale nie taka byle jaka, jaką zapychały się nędzne szczury. Za 100 kun kupi sobie taką działkę na jaką stać było ją kiedyś. Albo może kupi sobie dwie, marniejsze? Na jej twarzy nieświadomie pojawił się uśmiech, szybko zgniotła banknot i schowała ją starannie do jedynej niedziurawej kieszeni.
- Dziękuję, dziękuję, niech panu Bóg wynagrodzi, dobrodzieju... - obrzuciła nieznajomego mało wyraźnymi słowami. Ale jegomość nie odszedł od niej nawet na milimetr. Położył rękę na jej dłoni i coś powiedział, miłym tonem. Bodzia jednak nie usłyszała, zamroczona pięknym śpiewem, łysiejącego brodacza wymalowanego na banknocie, schowanym teraz głęboko w kieszeni. Słowa nieznajomego zinterpretowała po swojemu.
- Dobrze, tam jest kibel - pociągnęła go za rękę i zaczęła prowadzić, Bóg wie gdzie - zaraz panu pomogę... - mruczała ocierając nos w rękaw. Jak na swoją posturę, okazała się bardzo silna. Zanim cała sytuacja się wyjaśniła, a raczej zanim do Bodzi dotarło, że ten miły pan nie chce od niej żadnej usługi, minęła spora chwila.

- O tam, widzisz? - nieznajomy w dobrze skrojonym garniturze, pokazał całkiem przyzwoitą dworcową restaurację - Chcesz zjeść coś ciepłego? To chodź ze mną.

Dziewczyna w końcu oprzytomniała, chwile jeszcze zastanawiała się czy nie uciec w dogodnym momencie. Miała przecież już pieniądze na działkę, po co jej więc jakiś obiad? Jednak w końcu ruszyła za mężczyzną. Miała nadzieję, że może jak pójdzie z nim, to on obłaskawi ją jeszcze jednym brodaczem.

Chwile później siedzieli już oboje przy stoliku w głębi restauracji. Bodzia powoli łykała gorący gulasz. Z każdym łykiem po jej ciele rozchodziło się ciepło. Jej ulubione flaczki, sowicie doprawione majerankiem. Ten zapach przypominał jej coś. Coś co dawno już minęło... Mroczne myśli odepchnęła kolejną łyżką, zagryzła czarnym chlebem z ziarnami, co chwila patrząc znad miski na swojego dobrodzieja, który spoglądał na nią w ciszy.
- Nie poznajesz mnie? - rzekł, gdy Bodzia zobaczyła dno w misce.
- E-e - odpowiedziała chowając resztę chleba do kieszeni.
Gorące jedzenie, rozjaśniło nieco umysł dziewczyny. Potrafiła nawet skupić swój wzrok na twarzy towarzysza. Miał ciemne włosy, starannie ogoloną twarz, niebieskie oczy i czarne jak smoła rzęsy. Nie pamiętała go, nie pamiętała nawet swojego wyglądu. Właściwie, zapominała wciąż o wszystkim.
- Co u ciebie Bożenko? Potrzebujesz pomocy? - zapytał zatroskany mężczyzna. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Śpieszę się - niechlujnie otarła nos w rękaw i podniosła się z krzesła - dzięki, za zupę, ale mam sprawę do załatwienia...
Mężczyzna sięgnął pod płaszcz zapewne z zamiarem wyjęcia portfela, więc dziewczyna usiadła z powrotem i wlepiała swój wzrok w nieznajomego.
- Nazywam się Sławek, pamiętasz mnie? Twój sąsiad, twój przyjaciel...

W jej myślach rozbrzmiał słodki, dziewczęcy śmiech. Młodziutka dziewczyna o pięknych blond lokach bujała się na huśtawce w pełnym, gorącym słońcu. Czerwona sukienka na szelkach podnosiła się i opuszczała w rytm ruchów. Kto to mógł być? - zastanawiała się Bodzia. Jakiś chłopak o czarnych włosach bujał ją i przez śmiech krzyczał coś do niej.
- Sławek, dość, ja się boję! Za wysoko! - krzyczała dziewczyna, jednak Sławek nie przestawał. Musieli się kochać, pierwszą miłością. Coś między nimi było, coś silnego i prawdziwego. Jakieś nie do ogarnięcia uczucie przeszło przez ciało kobiety. Nie rozumiała co to było, ale jej oczy wydusiły z siebie łzę, co wprawiło ją w zakłopotanie.
Potem usłyszała płacz, czy to był jej płacz? Nie, to ta dziewczyna płakała i to bardzo. Darła wszystkie zdjęcia, wszystkie, ale tylko te z chłopakiem o czarnych włosach. Kobieta poczuła ból w sercu i lekko się skuliła, oczy wciąż były mokre. Co się z nią działo? Kim była ta dziewczyna w czerwonej sukience?

- A co stało się z Mirtą? Wiesz coś o niej? - zapytał mężczyzna. Kelnerka postawiła na stole talerz z drugim daniem. Zapach pieczonych kartofelków i mięsa, uspokoił Bodzię. Powoli chwyciła za sztućce i wytarła nos w rękaw.

Mirta.
- Zostaw tego dupka! - głos skąpo ubranej dziewczyny rozbrzmiał kilkakrotnie w umyśle kobiety - Zobacz, pieniążki, łatwa kasa! Wprowadzę cię w interes, tylko zaufaj mi...- plik banknotów leżał na atłasowej pościeli w czerwonym kolorze. Potem jak w kalejdoskopie przez umysł kobiety przetoczył się huragan wspomnień. Wynaturzone śmiechy, alkohol, nagie ciała pięknych kobiet i otyli mężczyźni z otyłymi portfelami. Ból, płacz, śmiech i papierowe szczęście. Znowu pieniądze, biżuteria, bielizna, skórzana tapicerka w jakimś samochodzie. Hektolitry wylewanego alkoholu, rozmazany makijaż i biały proszek.

Bodzia spoważniała nagle, spojrzała tępo w twarz mężczyzny, zakręciło się jej w głowie i zemdlała....

Obrazy jednak nie zatrzymały się, wręcz przyspieszały. Coraz więcej pieniędzy, coraz więcej płaczu, alkoholu i narkotyków.
- Nie mogę tak żyć! - powiedziała Mirta, miała zapłakane oczy...
- Mirta, nie! - wyciągnięta dłoń w stronę, spadającej w dół koleżanki i jej spokojna mina. Była szczęśliwa...

Oczy Bodzi, choć wywrócone i wciąż drgające, nie otwierały się. Mężczyzna uderzył ją w twarz ze strachu. Bał się, że w obecnym stanie kobieta może w każdej chwili umrzeć. Jednak ona po chwili otworzyła oczy i usiadła z powrotem na ławce.
- Nic mi nie jest - zapewniła nieznajomego.
- Przepraszam, już o nic nie będę pytał. Nie chciałem abyś tak to przeżywała - powiedział zakłopotany.
- Ale co? Nie rozumiem - wymamrotała kobieta - Kim była ta Mirta? Ta dziewczyna chyba się zabiła, skoczyła z wieżowca ... - zamyśliła się i wspomnienia znowu ją porwały.

- Za dużo ćpasz, kurwo! Zobacz jak ty wyglądasz? Zrób z sobą porządek, wtedy może z powrotem cię przyjmę. A tymczasem spierdalaj z mych oczu! - łysy mężczyzna o grubym karku w skórzanej kurtce, był niezwykle pogardliwy, on chyba nigdy nie był dla nikogo dobry... Coraz mniej realnych obrazów i dźwięków. Coraz mniej wspomnień. Tylko ten deszcz i zimno. Starówka w Zagrzebie, a potem ten dworzec. Jakaś znana kamienica, gdzie na ostatnim piętrze znajduje się ostatnia melina, przyjmująca drobne... tak...

- Muszę już iść Sławku, mam ważną sprawę do załatwienia - łzy na zniszczonej twarzy Bodzi już dawno wyschły, wstała i bez pożegnania wyszła z restauracji.
- Jak mnie nazwałaś? - mężczyzna powiedział cicho do siebie, nie było sensu wyrywać już jej z tego snu.
 
Rhamona jest offline