Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2013, 13:41   #215
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
~ Dopadli ich. Na bogów. ~ Pomyślał Thomas gdy tylko usłyszał krzyk przybocznego Adele, do tego ten hałas, dźwięk pękającego drewna. Zdawało się jakby pod linią podłogi wybuchła regularna potyczka. Akolita padł na kolana i zajrzał w otwór w podłodze, widać tam było Irminę i Hansa oraz cienie innych towarzyszy i poświaty rzucane przez pochodnie, te przemieszczały się błyskawicznie, widać zrobiło się tma gwarno jak w ulu. Później był już tylko pisk w uszach.

Thomas Goethe otworzył oczy i próbował zorientować się co się stało. Leżał na podłodze, oparty ramieniem o ścianę, a przecież chwilę wcześniej zaglądał w zejście do piwnicy. Spojrzał w lewo i dostrzegł zawalającą się część podłogi, tumany kurzy wzbiły się w powietrze, a z belek pod sufitem posypał się piach. Starszawy sługa świątyni Vereny dochodził do siebie bardzo powoli, zorientował się że coś musiało eksplodować, innej możliwości nie było. Pierwszym odruchem było spojrzenie na drzwi, otwarte i obiecujące ucieczkę, ale po chwili Thomas przypomnial sobie o kompanach którzy zeszli pod ziemię. Na czworaka rzucił się ku otworowi w podłodze, który też ucierpiał podczas eksplozji i stracił nie tylko swą prostokątną formę, ale i część ścian. Goethe przeraził się w pierwszej chwili, obawiał się ze jego przyjaciele zostali zasypani żywcem, a może i nie żywce, może eksplozja ich zabiła? Trudno było zobaczyć cokolwiek przez kłęby kurzu i pyłu.

- Hanna! Hanna! Szybko! Pomóż mi!. - Thomas krzyczał. Był pewien że pannie Elberg nic się nie stało. Przynajmniej nic co by było efektem tego co wydarzyło się pod podłogą. Thomas nie wiedział że Hanna ma swoje problemy, a raczej obserwuje coś niezwykłego w tym czasie, w postaci uciekającego skavena.

Szczęście w nieszczęściu. Wszyscy przeżyli. Wygrzebanie towarzyszy spomiędzy desek i gruzów nie było łatwe, ale widać siostra Verena wysłuchała próśb poczciwych poddanych, bo większych obrażeń nikt nie odniósł. Thomas obejrzał każdego uważnie, ale bez zbędnej poufałości, wszyscy poza drugim stronnikiem Adele byli zdrowi, dlatego to na jedynym wtedy rannym człowieku, Goethe skoncentrował swą uwagę. Opatrzył go najlepiej jak potrafił i zalecił wizytę u medyka, ale to było oczywiste.

Kryjówka szczuroludzi kryła wiele ciekawych rzeczy. Thomas obejrzał wszystko uważnie i zapamiętywał każdy szczegół. Wiadomym było że łowczyni Adele wszystko zarekwiruje, opieczętuje i zniknie to pewnie gdzieś w tajemnych komnatach pod murami świątyni Sigmara... cóż, lepiej by tak się właśnie stało, bo były tam spaczone artefakty, a i sam czarci pył w postaci kryształu, wielkości połowy palca.

Po wszystkim, gdy nadbiegła już straż, gdy człowiek Adel otrzymał pomoc, gdy tłum gapiów obserwował budynek z którego unosił się słup pyłu, a ziemia obok zapadła się... Thomas pożegnał się z łowczynią czarownic Adele, a na odchodne wspomniał jej że o całym zajściu poinformuje kapitułę Vereny w Altdorfie. Thomas nie ufał już nikomu, a na pewno nie gdy chodziło o spaczeń i relikty skavenów. Lepiej by i łowczyni wiedziała że ktoś patrzy jej na ręce, bo nigdy nie wiadomo jak owe przedmioty mogą wpłynąć na jej osobę, pomimo długoletniego jej doświadczenia i treningu.

***

Nagroda otrzymana od kapitana Marcusa była sowita, a kolejne dni w Averheim spokojne. Nikogo nie porwano i nie zadźgano, przynajmniej nie z ramienia Czarnego Kaptura, chociaż kto tam znał prawdę? Akolita czuł że fakt iż główny złoczyńca i serce tego zamieszania w rodzinnym mieście Barnabusa, powinien zostać schwytany i postawiony przed trybunałem sprawiedliwych, ale nie dane było dopaść owego bandyty przez grupę śledczych. Goethe bardzo tego żałował.

Datek w srebrze został złożony na ręce kapłanów Vereny zgodnie z obietnicą, listy do Altdorfu wysłane, zapasy na podróż zakupione... miasto przyjaciela któremu przysięgę dane było złożyć było uratowane, przynajmniej na razie. Goethe wiedział że wróci do Averheim jeśli znów zło zaczai się na dobre dusze tych ulic i siedzib, taka już była przysięga i rola Tomasa Goethe, taką sam sobie obrał. Jednak czy starczy mu na to sił? To była już całkiem inna historia.

***

Przykro było się żegnać z towarzyszami. Szczególnie z pociesznym acz surowym jak step Almosem, piękną i jakże zaradną panną Hanną i bitnym, ponurym ale bardzo konkretnym Ekhartem. Thomas tęsknić miał nawet za Irminą, która choć zdystansowana, odcięta przez meandry swej wiedzy, oddana szlacheckiemu wychowaniu i chroniona srodze przez jej ochroniarza Hansa... była osoba już przecież jakby bliską Thomasowi. Życzeniom szerokiego szlaku nie było końca zdaje się. Thomas usiskał każdego z osobna, podał dłoń i błogosławił. Podziękował za pomoc i za daną mu szansę na uczestnictwo w tym co miało miejsce. Wyraził smutek że nie może z nimi zostać i podróżować dalej, ale Averheim miało być bezpieczne a misja Thomasa zakończona. Kto wie jednak, być może ich drogi jeszcze się kiedyś zejdą. Kto wie?

Brama północna była otwarta. Szlak był tam gdzie zawsze, a jakże. Czekał niestrudzenie na podróżnych, by jednym dać ukojenie w ucieczce, a innych zmarnować trudami wyprawy. Thomas nie lękał się. Poprawił plecak i kołnierz na ukrytej pod kapłańską szatą skórzanej zbroi. Ruszył na północ, przed siebie, taktem na Marburg. Jednak akolita nie podróżował już sam. Towarzyszył mu jeden z kompanów ze śledczej drużyny, ten który najmniej pasował do znajomości z akolitą Vereny, ten którego wygląd budzić potrafił masę podejrzeń, a to zanim ów człowiek otworzył swe usta. Towarzyszem podróży tym był herr Klaus Neumayer, zwany Treserem. Typ spod ciemnej gwiazdy, rozrabiaka a i pewnie zabijaka. Ow Klaus szedł lekkim krokiem po trakcie a obok niego biegł i radośnie machał ogonem jego pies, Rex.

Dziwna to była znajomość, ale Thomas nigdy nie oceniał niczego i nikogo po jedynie samej skorupie. Klaus okazał się najlepszym z kompanów. Jego wiedza o miejskich zwyczajach biednych dzielnic, jego oddanie sprawie i niesłabnący optymizm, to wszystko bardzo przyczyniło sie do rozwiązania sprawy tajemniczych porwań i morderstw w Averheim. Thomas bardzo cenił Klausa i wiedził że owa srogość jest jedynie skorpuą, a młody człowiek jakim był Neumayer, jest osobą o dobrych intencjach, choć życie może pchnęło go w objęcia takiego a nie innego losu.

- Klaus. Poczekaj że. Wiesz, nie mam już czterdziestu lat. - Thomas podpierał się kosturem, a spod woalu srebrnych włosów brody i wąsów, wykwitł szczery uśmiech. Było się z czego cieszyć, sprawa rozwiązana, miasto stosunkowo bezpieczne, przysięga dotrzymana, nowi, wspaniali ludzie poznani. To już dużo. Choć akolita wracał do klasztoru, do nudnego życia w posłudze bogini, to nie trapił się... bo wracał do miejsca które nazywał swym domem, a dom to sprawa w życiu każdego człowieka najważniejsza.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 01-12-2013 o 13:50.
VIX jest offline