Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2013, 16:35   #71
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Troszkę szkoda, że mi nie wierzycie - skomentował starzec plany grupy - Czas ma w tej sprawie decydujące znaczenie. Ja jestem już za stary, aby samodzielnie wyruszać na taką wyprawę. Wy to co innego… trudno.. gdybyście jednak się zdecydowali, to wiecie gdzie mnie szukać.
Staruszek skłonił się nisko wszystkim i wyszedł z kuchni.

Z racji, że pora nie była jeszcze zbyt późna wszyscy zgodzili się na propozycję Olivii. Sprawdzenie wszystkich możliwych informacji wydawało się w tym momencie najistotniejsze.
Cała czwórka ubrała się, bo na zewnątrz nadal padał deszcz i wziąwszy latarki od pani Matyldy ruszyli ku miejskiej kostnicy, gdzie zapewne przebywał obecnie stróż.

Pogoda nie nastrajała ani do wycieczki do kostnicy, ani tym bardziej na stary zapomniany cmentarz. Cała sytuacja, gdyby nie jej powaga przywodziła na myśl jakiś kiepski horror z dwudziestolecia międzywojennego. Aura, jaki i klimat tego miasteczka doskonale się do tego nadawał.
Szli wyludnioną ulicą miasteczka w kierunku wielobranżowego sklepu. Mieli szczęście, gdyż pan Moris jeszcze nie zamknął i jakby czekał dokładnie na nich. Gdy Charles zakupił butelką Johnny Walkera, pan Moris nie powstrzymał się od skomentowania tego faktu:
- W taką pogodę to nie pozostaje nic innego, jak się rozchmurzyć czymś mocniejszym. To - wskazał na butelkę z bursztynowym napojem - zupełnie inna jakoś niż cydr pani Matyldy.

Przez cała drogę do kostnicy Elizabeth milczała. Widać było, że intensywnie nad czymś rozmyśla. Jej twarz była smutna i pełna bólu, który nieudolnie próbowała ukryć. Widać było że śmierć ojca i to co się działo z jego ciałem po śmierci mocno ją poruszyły.

Także trójka przyjaciół niewiele mówiła, choć na usta cisnęło się wiele słów. Ich zmarły przyjaciel po raz kolejny wciągnął ich w swoją grę. Teraz po latach patrzyli zupełnie inaczej na wspólne mistyczne wypady w poszukiwaniu nieznanego. Realny świat dla Malvina zawsze był nudny i pozbawiony magicznego pierwiastka. W młodości także oni dali się zaczarować wizją metafizycznych odkryć. Jednak z biegiem lat, realne życie wciągnęło ich w swoje tryby i zmagania z szarą codziennością

Henry Henderson był mężczyzną o siwych włosach, zaczesany do tyły i niezwykle pociągłej twarzy. Znać na niej było zarówno upływ czasu, jak i litry wypitego alkoholu. Blada cera i podkrążone oczy dopełniały tylko obrazu nocnego stróża w miejskiej kostnicy.
W momencie, gdy czwórka przyjaciół przybyła na miejsce, pan Henderson wpatrywał się właśnie w jakąś postrzępioną kartkę z jakimiś bazgrołami. Gdy tylko zauważył przybycie gości, błyskawicznym ruchem schował kartkę do szuflady biurka.
Przez dobre kilka sekund stróż wpatrywał się w gości, jakby zastanawiał się czy są realni, czy może są tylko jego przewidzeniem.
- To ja panie Henderson - odezwała się w końcu córka Malvina - Elizabeth Badock.
Stróż uśmiechnął się, ukazując rząd pożółkłych zębów.
- Przyjmij moje kondolencje Elizabeth i wybacz mi. Nie upilnowałem go. Nie dałem rady. Przypuszczałem, że po niego przyjdą, ale nie dałem rady. Było ich zbyt wielu.
Wyrzucił z siebie pan Henderson. Słowa, które padły były jak grom z jasnego nieba. Stróż co prawda wyglądał na wyniszczonego przez alkohol, ale teraz wydawał się trzeźwy. Na dodatek nikt nie musiał zadawać mu żadnych pytań. Sam z siebie zaczął mówić.
- Starałem się, ale byłem zbyt pijany - wydusił z siebie łamiącym się głosem - Wybacz…
Powiedział i zaczął płakać jak dziecko.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline