- Siadajcie - powiedział stóż wskazując wyleżaną i podniszczoną kanapę na tyłach jego niewielkiego pokoiku.
- Trudno o tym mówić - zaczął, a jego głos nadal był niepewny - To miasto... wszyscy jego mieszkańcy... ja też z resztą... Wszyscy jesteśmy skażeni. To nie nasza wina, a przynajmniej nie cała. Wszystko zaczęło się jeszcze jak mój dziadek był małym chłopcem. Wtedy to jego ojciec i reszta ówczesnych mieszkańców natrafiła na stary cmentarz w lesie. Ponoć to było jakieś indiańskie pole przeklętych, czy coś takiego. Nie wiem dokładnie. Poszła fama, że w jednym z grobów zakopane są jakieś złote ozdoby. Wiadomo, że ludzie wtedy byli łasi na złoto, z resztą tak jakby teraz było inaczej.
Zebrała się grupka odważnych i zaczęła kopać. Nie znaleźli jednak tego, czego szukali. A zamiast tego natrafili na coś, co zmieniło nie tylko ich życie i życie całego miasteczka, ale także rzuciło mroczny cień na wszystkie następne pokolenia, aż do dzisiaj.
Mężczyzna przerwał na chwilę popatrzyła po zebranych i przeciągnął dłonią po twarzy:
- Odkopali przejście do innego świata, jak mawiał mój dziadek. Przeklętego świata, odrażających i plugawych istot. Mężczyźni, którzy wykopali przejście do tego świata byli zawiedzenia, że nie odnaleźli złota, a tylko jakieś psowate, pokraczne istoty.
Okazało się jednak, że to stwory potrafią mówić ludzkim językiem. Ponoć mężczyźni ci weszli z nimi w jakiś rodzaj paktu. Tak bardzo pragnęli bogactwa, że byli gotowi poświęcić nie tylko swoje dusze, ale także dusze swoich dzieci i wnuków.
Pakt, który zawarli zobowiązywał mieszkańców miasta do oddawania czci przeklętemu, bluźnierczemu bałwanowi, który miał ich obdarzyć wielką mocą i siłą. Kult ten trwa do dzisiaj i większość mieszkańców dalej bije pokłony przed plugawym bożkiem.
Stróż popatrzył ponownie po słuchaczach, jakby chciał zobaczyć jaki efekt wywołały w nich jego słowa. Ich miny były poważne i skupione, z niecierpliwością czekali na dalszy ciąg opowieści.
- Jeżeli jesteście przyjaciółmi Malvina, to wiecie co go interesowało. On od początku, jak się tu tylko sprowadził szukał kontaktu z kultem i psowatymi istotami. Pewnie, gdyby pochodził stąd to nie byłoby najmniejszego problemu. A że był obcy to nikt mu nie ufał. Ja jednak wiedziałem, że oni po niego przyjadę. Wiedziałem... Ostrzegałem go, ale on mnie nie słuchał. A teraz okazuje się, że nawet po śmierci nie nie dali mu spokoju, a ja nie potrafiłem go ochronić...
Opowieść stróża była niewiarygodna, a wręcz nie dorzeczna. Jest początek XXI wieku, a on opowiada o klątwach, tajnych kultach i plugawych bóstwach.
Czy to wszystko mogło być prawdą?
__________________ Konto usunięte na prośbę użytkownika. |