Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2013, 22:42   #27
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Uciekał.

To musiał być koszmar.

Który to raz Teodor powtarzał w myślach to jedno zdanie.

Ucieczka udała się częściowo. Częściowo, bo jednak był zbyt wolny i jeden z potworów zdążył rozerwać mu nogawkę spodni i zranić boleśnie w łydkę. Częściowo, bo jednak okazało się, że kreatury, które z okna Wornoos wziął za wilki, tak naprawdę są dziwaczną hybrydą wilków i ludzi, czy wręcz nawet wilków i wilkołaków. Czymś nieludzko wręcz paskudnym, nieludzko wręcz złym i nieludzko wręcz odrażającym.

Adrenalina dawała pisarzowi kopa. Adrenalina i strach, że bestie znajdą drogę na dach szybciej, niż on. W końcu miały łapy. Miały spryt. Miały jakąś dziwną, mroczną formę inteligencji.

I mówiły! Mówiły do niego!

Jakakolwiek substancja wywołała te delirium sennych koszmarów, musiała być naprawdę straszliwym paskudztwem. Gadające wilkiołako-wilki nie były czymś, co śni się w nawet najbardziej pokręconych koszmarach. Co powiedziałby na to Freud w swojej psychoanalizie. Co oznaczały te zwierzęco – bestialskie zjawy? Jaką cechę osobowości Teo reprezentowały. Na pewno thanatos i jego żądzę niszczenia i mordu, jego pragnienia dewastacji i brutalności.

Zraniona noga ociekała krwią.

Czy we śnie się krwawi?

Stopa Teo ześliznęła się po drabince. Noga zapłonęła bólem. Pisarz zacisnął zęby, zdusił krzyk bólu. Pokonał ostatnie dwa szczeble i znalazł się na dachu.
Wiatr ochłodził odrobinę rozgorączkowane ciało.

Serce Teodora biło jak szalone. Rozejrzał się szybko, niczym zwierzę zagnane w ślepy zaułek. Z dachu nie było ucieczki. Na przeskoczenie pomiędzy budynkami, ze zranioną nogą, nie miał co liczyć. Nawet w pełni sprawny nie miałby pewności, czy dałby radę to zrobić.

Za chwilę tutaj będą. Wiedział o tym. Potwory z koszmarów, które uważały go za złego przewodnika. I chciały zabić.

Ujrzał swoją drogę ucieczki. Długa deska pomiędzy dwoma budynkami. Jak to we śnie. Zawsze jest jakaś alternatywa. Zawsze jest jakaś ścieżka. Jak teraz.

Teo podszedł do krawędzi dachu i spojrzał w dół. Potem spojrzał na deskę.
Jeśli on przejdzie to i one przejdą. To było oczywiste. Nie było rozwiązaniem.

Ten koszmar musiał rządzić się jakimiś prawami. Jakąś logiką, chociażby i najbardziej szaloną. Mógł też być czystym koszmarem. Kto wie.

Pomiędzy ciężkimi chmurami prześwitywała poświata księżyca.

Księżyc. Teodor zaśmiał się szaleńczo. Zaryzykował. Stanął na krawędzi dachu. Wyciągnął kartę tarota z kieszeni i trzymał ją teraz przed sobą, niczym kartonową tarczę.

Czekał. Nie miał szans uciec. A kiedy nie masz szansy uciec, musisz stanąć do konfrontacji. W końcu ryzykował jedynie to, że obudzi się z koszmaru, co przyjąłby z ulgą.

Kiedy pierwsze wilko-wilkołaki pojawiły się na dachu Teodor wykrzyknął w ich stronę jak tylko potrafił najgłośniej, starając się stłumić strach.

- Nie jestem złym przewodnikiem!

Zaczerpnął więcej powietrza.

- Nie uciekałem! Pomyliliście się!

Spojrzał na nie, gotowy ruszyć na kładkę, gdyby wszystko inne zawiodło.

- Jestem księżycem i wskazuję wam drogę! Jestem waszym przewodnikiem i chciałem pokazać wam, jaki wspaniały widok ujrzycie z góry!

Byli w sumie jak jego czytelnicy. Czegoś od niego oczekiwali, a on musiał im to dać i najlepiej zaskoczyć. Miał nadzieję, że to zadziałało.

- Spójrzcie z góry, na to, co do tej pory widzieliście tylko z dołu! Jestem waszym przewodnikiem. Dobrym przewodnikiem. Musiałem wejść wysoko, by świecić, jak księżyc! Nie uciekałem! Pokazałem wam drogę. Ja! Wasz przewodnik! Nie możecie mnie zabić, nie możecie zniszczyć, bo stracicie szansę na to, bym was poprowadził!

Uniósł kartę wysoko w prawej ręce.

Lewą usmarowaną swoją własną krwią uniósł wysoko.

- Zaklinam was na moją krew! Musicie mnie słuchać! Jestem waszym przewodnikiem!

Jeśli nie posłuchają, Teodor miał zamiar wycofać się na kładkę pomiędzy budynkami. A jeśli nie miałby szans uciec, skoczyłby w dół.

We śnie zawsze spadając człowiek budzi się z koszmaru. Liczył na to, że i tym razem to zadziała.

Ale najbardziej liczył na to, że bestie z jego snu posłuchają jego słów.
 
Armiel jest offline