Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2013, 18:04   #6
SyskaXIII
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Fairne z impetem uderzył o kilka drewnianych desek, wystających ze ściany, które miały być dla niego posłaniem. Na czole, praktycznie natychmiast pojawiło się duże zaokrąglenie, które po chwili zaczęło nieznacznie krwawić. Mężczyzna wstał z mokrych od napływającej tutaj wody z rynsztoków kolan i zmierzył oczyma całe pomieszczenie. Wyglądało jak klatka i takie samo miało mieć też zastosowanie. Mały, zakratowany otwór nie mógł stanowić żadnej drogi ucieczki, a metalowe drzwi ozdobione piekielnymi symbolami zdawały się być nie do sforsowania. Dodatkowo, jak po chwili zauważył musiał dzielić i tak już ciasne pomieszczenie z jakimś starym, siwym i śliniącym się starcem. Jego “współlokator” spojrzał na niego zmęczonymi, sinymi oczyma i powoli rozdziawił usta, ukazując szereg próchniejących, nie nadających się już do gryzienia zębów.
- Powiedz synku, co dzisiaj za dzień? - zwrócił się do Fairna.
Nie zawsze picie popłaca, przekonał się o tym Kalif. Gdyby nie zbyt duża ilość alkoholu to nie byłoby go teraz w tej … klatce. Drewniane wyro nie poprawiało humoru Fairna ani trochę, co prawda i tak było lepsze niż leżenie na surowej ziemi ale to i tak niezbyt zadowalające. Fakt, że miał jeszcze jedną osobę w swoim pomieszczeniu też nie działał na korzyść samopoczucia. Ale cóż teraz poradzić. Jego dotychczasowe życie legło w gruzach i czas zaadoptować się do nowego. Przy pierwszej okazji się stąd zmywam - pomyślał.
- Nie jestem twoim synkiem starcze. A co do twojego pytania, dziesiejszy dzień jest pierwszym nowego, zasranego życia i zbyt późnym żeby nad tym rozmyślać. Długo tutaj siedzisz ? I jak cię zwą?
- Ooch... młodzieńcze. Siedzę tutaj już tak długo że chyba przestałem liczyć, bo po co jak i tak stąd nie wyjdę póki nie umrę? - starzec spojrzał w ziemię, drapiąc się po długiej, siwej bródce. - Imienia też nie pamiętam. Jedynymi odzywkami strażników były słowa typu "śmieć, szumowina", to i po co było pamiętać stare imię? - zaśmiał się, lecz po chwili zaczął mocno kaszleć, zasłaniając usta ręką. Po chwili Fairn zauważył, że starzec ma rozmazane kropelki krwi na dłoniach. Wyglądało na to że najwidoczniej zachorzał na gruźlicę.
-to ci los … Jednak możesz być pewien, że ja swojego imienia nie zapomnę a kiedyś nawet stanie się ono sławne… albo niesławne. Tak czy inaczej. Jest tutaj jakiś cyrulik czy ktoś inny zajmujący się chorobami czy czymś takim ? Wygląda na to, że w pełni zdrowia nie jesteś.
- Hahah... - zaśmiał się mężczyzna, po chwili jednak przerwał, krztusząc się krwią. - To nie cesarski pałac żeby tutaj medyk przebywał. Trzeba radzić sobie samemu. - odparł, znów kasłając. - Powiadają że rosnące w dolnych korytarzach grzyby pomagają na wszelakie dolegliwości, ale strażnicy mnie tam nie wpuszczą. Nie ma szans. Będę musiał mieć nadzieję że choroba albo sama minie, albo ktoś mnie wcześniej zabije na arenie.
-Zobaczmy co da się zrobić… STRAŻNIK! STRAŻNIK! - Fairne zacząl wołać w nadziei, że zaraz ktoś się pojawi
- Czego drzesz gębe? Łeb mi pęka! - powiedział mężczyzna, podchodząc do metalowych drzwi, zza których słyszalny był tylko jego głos.
- Ten dziadek zaraz wykituje, mogę znaleźć mu jakieś lekarstwo lub dostać celę bez kogoś ze śmiertelną chorobą? Nie zamierzam zdychać przed pierwszą walką…
Zapanowała chwila ciszy, po jakimś czasie przerwana jednak śmiechem po drugiej stronie drzwi.
- Tobie niewolniku to chyba całkowicie się w tej głowie poprzewracało. Jak dziadek zemrze to tym lepiej dla nas, mniej gąb do wyżywienia. A gdybyś ty też zdechł to w ogóle byłby luksus. - rzekł, odchodząc od jedynej drogi wyjścia z pomieszczenia.
- pfff… a żeby cię ktoś zabił we śnie … - powiedział pod nosem kalif po czym położył się na drewnianym łóżku patrząc w sufit. - Przykro mi, próbowałem i się nie udało… nic więcej zrobić nie mogę.
- Nie winię cię za to chłopcze. Domyśleć się można było że nic z tym nie zrobią. Dla nich to lepiej jak któryś z gladiatorów zginie. Nie wiem tylko dlaczego mnie tutaj trzymają… już od dawna nie mogę walczyć na arenie z powodu swojego wieku, a siedzę tutaj od całych...hmm… czekaj niech pomyślę… nie pamiętam. W każdym razie od bardzo długiego czasu. Pewnie w tedy kiedy mnie tutaj wrzucili, ty jeszcze robiłeś w portki i gdy ciekło ci z nosa, wycierała to mama, ale nie ważne. Wiem jedno. Będziesz walczył. - powiedział starzec, jak zwykle przerywając i kaszląc. - Jeśli przestaniesz być tak arogancki, to mogę ci zdradzić kilka wskazówek. Jeżeli oczywiście chcesz. Do niczego nie będę… zmuszał.
- każda wskazówka się przyda starcze, co takiego możesz mi doradzić ? W ogóle, jak wyglądają te całe walki gladiatorów, nigdy się tym nie interesowałem.
- No więc… - zachrząknął starzec. - Mogę ci doradzić jedno. Przestań pyskować do strażników i nie mieszaj się w bójki. Jeśli chodzi o to jak wyglądają walki, to odpowiedź jest prosta. Walczy się do upadłego, dopóki jedna drużyna nie odniesie zwycięstwa. W większości przegrana grupa gladiatorów ginie, ale ci którzy przeżyją, mają prawo odwołania się do woli cesarza. Jeżeli będzie pomyślna, przeżyją. Jeśli nie to zginą. Czasami w walkach biorą też udział dzikie zwierzęta i wszelakie potwory, a na szczególne wydarzenia, do walk dołączają przedstawiciele szlachetnych, patrycjuszowskich rodów. Nie walczą oni jednak ze zwykłymi gladiatorami, lecz między sobą. Śmierć na arenie jest dla nich najgodniejszym zaszczytem, gdyż skonali będąc bliżej Dragonusa.
- A jak wygląda sprawa uzbrojenia ? Każdy ma do wyboru oręż czy walczymy tym czym nam każą?
- Hahaha! - zaśmiał się głośno mężczyzna. - To nie jest zbrojownia tylko mordownia! To co nam dadzą, w tym będziemy waczyć. To znaczy… ty będziesz walczył bo ja już tego nie robię.
- Ehh.. niech to licho… Wygląda na to, że trzeba będzie improwizować. Dzięki za rozmowę starcze. Zrobię wszystko żeby przeżyć. Mam nadzieję, że choroba będzie dla ciebie łaskawa i nie będziesz umierać w męczarniach
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline