Mieli przesrane, to było pewne. Zdzichu szybko analizował fakty i zaistniałą sytuację. Walczyć nie było sensu i zdecydowanie źle by się to skończyło. Uciekać, to brzmiało zdecydowanie lepiej, ale problem w tym, że ucieczka powodowała wprowadzenie pacjentów w obręb bezpiecznej, ponoć strefy. Powstawał wyłom, który prawdopodobnie będzie ciężko zablokować.
Zdzichu wahał się tylko chwilę, a słowa Andrzeja tylko przyspieszyły jego decyzję.
- Chyba cię cycki szczypią, stary - rzucił Andrzejowi, a do wszystkich wokół krzyknął swym doniosłym głosem - Spierdalamy wiara! Kto żyw, niech się pakuje na Stara!
Nie czekał na reakcję ludzi, rzucił się biegiem w kierunku szoferki. W prawej dłoni ściskał kluczyki. Zamierzał znokautować prawym sierpowym każdego kto mu stanie na drodze. Nie było czasu na debaty, dyskusję, czy planowanie. Trzeba było brać nogi za pas i to czym prędzej. To nie on był tutaj od organizowania obrony i dokładnego jej planowania. Od tego byli inni i to oni zawiedli. Zdzichu Klepacz nie zamierzał za to płacić.
__________________ Konto usunięte na prośbę użytkownika. |