Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2013, 21:53   #14
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Widok wypływających prawie jednocześnie ściętych ciał był makabryczny. Podczas kilkunastoletniej służby Jonathan nie widział obrzydliwszego widoku, żółte, napuchnięte trupy i wydzielany przez nie odór, poruszyłby najtwardszy żołądek. Płynęli nie odzywając się do siebie, a wyrazy zaciętych twarzy mówiły same za siebie.

Rozbłysk światła pod przymrużonymi powiekami nawiedził go znowu...

*****

Wysoki, muskularny mężczyzna w mundurze amerykańskiej armii szedł powoli wzdłuż szeregu klęczących i płaczących osób. Wieśniacy mieli głowy skierowane ku ziemi, niektórzy przygarbieni łkali, blady księżyc niemrawo połyskiwał na klindze maczety, trzymanej w ręku oficera. Raz po raz ze świstem opadała a wraz z nią po błotnistej glebie toczyła się głowa kolejnego wietnamczyka.

*****

Skośnooki oficer armii Północy, stał ramię w ramię z amerykańskim oficerem. Śmiali się i poklepywali po plecach, jakby gratulowali sobie dobrze wykonanej roboty. Wyglądało na to że są w dobrej komitywie...

*****

Czerń nocy powróciła wraz ze zgaśnięciem błysku, Redwater zakołysał się na pokładzie i potknął się o jakieś szpargały leżące na deskach, o mały włos nie wpadłby do wody, na szczęście zdążył się przytrzymać burty.

Skierował się na dziób, by obserwować rzekę przed nimi, a częściowo też po to, by reszta nie zauważyła, że jego ręce lekko drżą. Nie wiedział jak sobie wytłumaczyć te wizje, które go nawiedziły. Były tak realistyczne, ryjące bruzdy w pamięci, że nie mogły być tylko zwidem czy omamem - wytworem jego wyobraźni. Co znaczyły? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie. Choć z opowieści dziadka i ojca, pamiętał, że wśród jego ludu, zdarzali się ludzie obdarzeni zdolnością widzenia fragmentów przyszłości... wielu z nich było wielkimi szamanami czy wodzami...

Potrząsnął głową odganiając wszystkie złudne i niepotrzebne myśli, musiał się skupić.

Lądowanie na brzegu odbyło się bez przeszkód, a grasujący po rzece w zdobycznych, amerykańskich łodziach Vietkong nie zdołał ich zauważyć. Podzielał zdanie dowódcy, że muszą kontynuować misję, a wezwanie wsparcia powietrznego, szybko spaliłoby by ich położenie. Dla VC byłoby jasne, że gdzieś tam przebywa oddział dalekiego zwiadu lub inny, którego by zaczęli szukać, a kompania czy batalion Charlich na głowie był im zupełnie niepotrzebny. I tak od początku tej misji byli w dupie... Dość błędów.

Chwilę przez wymarszem obserwował ruch wroga na rzece, jeden z PBR-ów przepłynął blisko ich pozycji na brzegu, przez lunetę obserwował wietnamską załogę, krzątającą się na pokładzie... "Więc to jednak nie są zwykłe przywidzenia" - na pokładzie łodzi bojowej stał, opierając się o ścianę nadbudówki oficer, ten sam, którego widział w swojej wizji...

Słowa kapitana wyrwały go z zamyślenia, oderwał oko od lunety karabinu i zajął swój sektor w szyku... Ruszali dalej w zielone piekło.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline